Rozwój potęgi woli. Część IX. Wincenty Lutosławski
Spis treści
„Rozwój potęgi woli przez psychofizyczne ćwiczenia według dawnych aryjskich tradycji oraz własnych swoich doświadczeń podaje do użytki rodaków“
Część II – „Odmienne tradycje”
Część III – „Warunki powodzenia ćwiczeń”
Część V – „Ćwiczenia odżywcze”
Część VI – „Umiejętność odpoczynku”
Część VII – Ćwiczenia psychofizyczne”
Część VIII – „Ćwiczenia estetyczne”
ĆWICZENIA SPECJALNE
Kto ciało swe za pomocą ćwiczeń psychofizycznych doprowadził do doskonałego stanu równowagi, ten może pod właściwym kierunkiem doświadczonego przewodnika wejść na drogę ćwiczeń specjalnych, mających na celu rozwój zupełnie nowych wrażeń, opanowanie zjawisk zewnętrznych i poznanie głębszej istoty jaźni.
Czystość, wstrzemięźliwość, zaniechanie kradzieży i przyjmowania darów, życzliwość dla wszystkich istot żyjących, wyrażająca się w tym, że ich nie zabijamy ani też im nie szkodzimy, stanowią wstępne warunki i tworzą pierwszy szczebel Radża Jogi nazywany Jama. Drugim szczeblem jest Nijama, to znaczy staranne pielęgnowanie ciała przez stosowne obmycia zewnętrzne i wewnętrzne, opanowanie uczuć smutku i zniechęcenia, przyzwyczajenie do umartwień, poznanie dzieł mędrców, zupełne zaniedbanie osobistych ambicji, zachcianek i planów.
Początek właściwych ćwiczeń stanowi trzeci szczebel Radża Joga nazwany Asana, czyli postawa. Trzeba znaleźć postawę, w której najdłużej można wytrwać w zupełnej nieruchomości ciała, tak by o ciele zapomnieć, a całą uwagę skupić na przedmiotach medytacji i kontemplacji. Hindusi mają wiele takich postaw, które nam wydałyby się niemożliwe, ale do żadnej z nich nie jest przywiązane szczególne powodzenie.
Chodzi głównie o to, aby kość pacierzowa stała pionowo, przy czym można stać, klęczeć lub siedzieć z nogami podciągniętymi w górę lub spuszczonymi.
W tej postawie nieruchomej trzeba przede wszystkim nauczyć się rytmicznie oddychać, robiąc wdech przez lewą dziurkę od nosa przy zamknięciu prawej, potem wydech przez prawą przy zamknięciu lewej, znowu wdech przez prawą i wydech przez lewą i tak dalej, aby kolejno przez dziurkę robić wydech i wdech.
To ćwiczenie wstępne po pięć podwójnych wdechów i wydechów należy z początku robić przed wschodem słońca, w południe i wieczorem, potem coraz to częściej aż do 120 razy na dzień. Ma ono nerwy oczyścić i przygotować do właściwego Pranajama w ciągu mniej więcej miesiąca. Trzeba je robić bez pośpiechu, w rytmie normalnym, stopniowo zwalnianym, z pauzą przed każdym wdechem i wydechem i z żywą chęcią skupienia zapasów prany. Po miesiącu takich ćwiczeń następują właściwe ćwiczenia Pranajama.
W postawie ściśle nieruchomej, siedząc lub stojąc prosto, ze wzrokiem skierowanym na koniec nosa, zaczynamy wciągać powietrze przez lewą dziurkę od nosa, kierując jednocześnie silny prąd prany w dół przez kanał kości pacierzowej, tak aby z siłą doszedł do kręgu ostatniego, pod którym jest ukryty organ trójkątny zwany kundalini. Trzeba prądem prany z całej siły przeć w to kundalini i gdy się już wciągnęło powietrze, ciśnienie prądu wzmagać przy zamkniętych obu dziurkach od nosa, jakby się nabijało strzelbę. To zgęszczenie prany ma się odbywać cztery razy dłużej niż wciąganie powietrza, przy zatrzymanym oddechu. Potem należy, wypychając przez prawą dziurkę dwa razy dłużej niż się wciągało powietrze, całą pranę ścieśnioną wdechem i zatrzymaniem silnie pokierować w górę w prawym kanale kości pacierzowej do mózgu. Następnie znów odwrotnie wykonać wdech przez prawą dziurkę, z podobnym zatrzymaniem i wydech przez lewą dziurkę z prądem prany w górę przez lewy kanał kości pacierzowej. Te dwa wdechy i wydechy stanowią jedno Pranajama.
Na początek radzę wciągać przez 4 sekundy, trzymać przez 16 sekund, a wypychać przez 8 sekund, myśląc o tym tajemniczym organie kundalini, który należy do działania pobudzić. Nie trzeba zbyt szybko postępować, lecz poprzestać na tym, by 4 razy odbyć pranajama rano i 4 razy wieczorem nie opuszczając żadnego dnia. Stopniowo dopiero niektórzy dochodzą do tego, że przez 16 sekund wciągają przez 64 sekundy zatrzymują a przez 32 sekundy wypychają.
Równolegle z tymi ćwiczeniami i również powoli postępując naprzód trzeba robić ćwiczenia odwrotne, przy których wcale się nie zatrzymuje powietrza, lecz robi się długą pauzę między wydechem a wdechem, trzymając przez ten czas płuca opróżnione.
Z trzech ćwiczeń tutaj wskazanych pierwsze i ostatnie można robić bez ograniczeń i bez niebezpieczeństwa, o ile ktoś jest zdrowym. Natomiast najważniejsze, średnie, polegające na zatrzymywaniu powietrza w płucach przez czas dłuższy i skupianiu prany ku najniższemu kręgowi jest niebezpieczne, jeżeli robimy je zbyt często lub zbyt szybko chcemy postępować.
W ćwiczeniach tych chodzi głównie o prądy prany wzdłuż kości pacierzowej i nie należy wcale tych ćwiczeń uważać za ćwiczenia oddychania. Rytm oddychania służy tu jedynie za środek, a celem jest pobudzenie kundalini przez prądy prany, ulegle woli. Ów organ kundalini jest u dołu ostatniego kręgu i w zwykłych warunkach jest bezczynny. Dopiero gdy prądy prany po prawej i lewej stronie kręgosłupa pobudzą go, powstaje prąd w środkowym kanale kręgosłupa zwanym Susumna i prąd ten idąc w górę nowe budzi władze, nieznane przedtem wyobrażenia wywołując.
Jest to zupełnie metodyczna droga do rozwoju tych stanów, które nam są znane jako wyjątkowe stany ekstazy i natchnienia. Przy tych ćwiczeniach, jak też i przy następnych, radzę siedzieć tak, abyśmy twarz mieli zwróconą na wschód lub północ.
Wkrótce po rozpoczęciu ćwiczeń Pranajama zacząć można ćwiczenie zwane Pratjahara. Polega ono na tym, by siedząc prosto w zupełnej nieruchomości, patrząc na koniec nosa, odwrócić uwagę od wszelkich zewnętrznych wrażeń i skupić ją na przebieg myśli, lecz nie dawać myślom żadnego kierunku ani materiału, tak aby jaźń zachowywała się biernie. Z początku myśli przechodzące przez umysł będą liczne i zmienne, potem coraz to więcej zdobędziemy spokoju, dochodząc do tego, by jedna myśl wypełniła całą świadomość.
Taki stan bierności jaźni, przecięcia dowolnego komunikacji ze światem zewnętrznym jest trudny dla niektórych do osiągnięcia, lecz stanowi szczebel niezbędny w rozwoju duchowym, bo na to, by myśl opanować, trzeba wiedzieć, jak ona się zachowuje pozostawiona samej sobie. Myśli nasze nie wszystkie zależą od jaźni, a w znacznej mierze pochodzą z zewnątrz i jaźń je przyjmuje nie wiedząc, skąd je dostała, nieświadomie je przerabia na kształty praniczne, które wysyła w świat, wzbudzając przez nie podobne myśli w innych jaźniach.
Trzeba opanować myśli od środka przez własną jaźń i wystrzegać się tych, co chcą nas opanować, wymagając od nas ślepego posłuszeństwa.
Lepiej pozostać złym niż stać się pozornie dobrym pod chorobliwym wpływem innych. Ci, co się szczycą takimi cudownymi wpływami, hałaśliwie nawracając tłumy, sieją ziarna obłędu, zbrodni, choroby i śmierci. Prawdziwa Pratjahara opiera się na postanowieniu jaźni wstrzymującej swe działanie na zewnątrz i odcinającej się od zewnętrznych wrażeń.
Takie ćwiczenie zupełnej nieruchomości i usiłowanej bezmyślności można uprawiać godzinami codziennie i na pozór będzie to strata czasu, ale w rzeczywistości doprowadzi nas do wielkiego spokoju, ułatwiając opanowanie myśli i uczuć.
Ćwiczenie należy zaczynać od posłania na wszystkie strony świata głęboko odczutego pragnienia spokoju i szczęścia dla wszystkich istot. Trzeba też postanowić, by utrzymać w doskonałym stanie zdrowie ciała nam poruczonego, które jest naszym najcenniejszym narzędziem na drodze ku doskonałości. Odrzucić należy wszelką słabość moralną i fizyczną, powiedzieć sobie, że jesteśmy silni i wierzyć w nasze siły, a wtedy one nas nie opuszczą.
Gdy już pewne postępy zrobiliśmy w Pratjahara, można przystąpić do następnego ćwiczenia zwanego Dharana. Polega ono na tym, aby w tej nieruchomej postawie i przy skupieniu, do którego przywykliśmy podczas ćwiczeń Pranajama i Pratjahara, całą uwagę zwrócić na jedną część ciała z wyłączeniem innych. Trzeba duszę przenieść do wybranego punktu przyjmując wrażenia tylko przez organ wybrany i kolejno w ten sposób jednocząc z jaźnią różne części ciała, np. rękę, serce, mózg itd. Hindusi pomagają wyobraźni przedstawiając sobie kwiat pełen blasku wewnątrz serca lub wewnątrz mózgu, lub w pewnej wysokości nad głową, lub u dołu kości pacierzowej i w różnych punktach kanału Susumna, który przez nią idzie. Kwiat ten jest to lotus o 8 płatkach, a światło wewnątrz płonące ma przedstawiać jaźń. Trudno jest pojąć, w jaki sposób te obrazy pomagają. Więcej jasne są wskazówki co do prostych form Dharana – skupienie uwagi na koniec nosa ma prowadzić do wrażenia miłych zapachów, skupienie całej uwagi na gardło ma usuwać uczucie głodu, skupienie uwagi na koniec języka powoduje wrażenie smaku, na początek języka wrażenie słuchu, na podniebienie wrażenie wzroku.
Te wrażenia wywołane przez ćwiczenia poszczególne utwierdzają Jogów w świadomości postępu. Wyćwiczenie jaźni w skupieniu całej uwagi na jednym organie ciała lub na jakimś zewnętrznym przedmiocie prowadzi do coraz to doskonalszego panowania nad myślami i wrażeniami, a zarazem do usunięcia z wybranego organu wszelkiej słabości i choroby.
Następne ćwiczenie nazywa się Dhjana. Polega na tym, by robiąc Dharana odczuć nieprzerwany prąd ku tej części ciała, której się tyczy nasza uwaga. Więc stan Dhjana wynika ze stanu Dharana przez skupienie i wytrwałość, a różnicę między jednym a drugim pojmie jasno tylko ten, kto jej doświadczy. Dhjana może się tyczyć kolejno wszystkich części ciała, następnie zaś przedmiotów zewnętrznych, poczynając od przedmiotów materialnych i dostrzegalnych przez zmysły, i postępując powoli ku przedmiotom niedostępnym dla zmysłów, ku kształtom pranicznym i ku wewnętrznej budowie ciał. Dhjana jest to stan wysokiego skupienia czyli medytacji, prowadzący do poznania natury rzeczy. Nieruchomość ciała, opanowanie myśli i wyłączne skupienie uwagi do tego stanu prowadzą – jedni go prędzej osiągają, a drudzy muszą się dłużej ćwiczyć, lecz jest on dostępny dla każdego.
Gdy w stanie Dhjana zupełnie usuniemy wrażenie zewnętrznego przedmiotu, a ograniczymy medytację do skutku, jaki wrażenie wywiera na zewnątrz, to ten stan najwyższego skupienia nazywa się Samadhi. Opisać go ani bliżej określić niepodobna, bo żaden opis nie byłby zrozumiały dla tych, co tego stanu nie doświadczyli. W mistyce chrześcijańskiej spotykamy podobne wyliczenia kolejnych stanów medytacji i kontemplacji.
Trzy stany: Dharana, Dhjana, Samadhi razem wzięte nazywają się Samjama i stanowią ostateczne narzędzie, za pomocą którego Jogin opanowuje każdą część ciała, każdą jego czynność i nawet zewnętrzne przedmioty. Trzeba w takich medytacjach nauczyć się odróżniać zewnętrzną przyczynę wrażeń od szeregu wewnętrznych zajść, które następują po kolei, nim jaźń wrażenie otrzyma i wywrze swą reakcję. Badając te wewnętrzne procesy dochodzi się do coraz lepszej znajomości własnego ciała i ustroju ogólnego ciał. Zdobywa się przez to niezachwiany spokój, w którym zjawia się intuicja rzeczy dla rozumu niedostępnych.
W ten sposób także powoli odsłania się istota jaźni czystej, niezależnej od ciała, panującej nad ciałem i światem zewnętrznym. Kolejno uczymy się odróżniać jaźń od wielu rzeczy, które przez długi czas z nią utożsamialiśmy, a w miarę jak zdobywamy jasną świadomość jaźni, równolegle wyzwalamy ją i osiągamy potęgę. Ale dopiero kto się zdoła wyrzec wszystkich potęg zewnętrznych, dochodzi do najwyższej doskonałości i zabezpieczony jest od nowych upadków. Wtedy uczy się działać bezpośrednio na każdy przedmiot bez pośrednictwa ciała i na każdą część ciała bez pośrednictwa nerwów, i dochodzi do stanu jasnowidzenia, odsłaniającego mu cały ustrój świata i wszystkie szczegóły przeszłości własnej i całego świata.
Czystość takiego człowieka ma taką potęgę, że kto się z nim zetknie, staje się czystym. Ani woda, ani ogień mu zaszkodzić nie mogą, staje w ogniu i rzuca naokoło siebie płomienie, sam nie będąc dotkniętym nimi. Może uczynić ciało lżejszym od puchu i wznosić się w powietrzu lub nadać mu taki ciężar, że nikt go nie podniesie.
Wszystkie te cuda, przypisywane indyjskim Jogom, są nam znane także z historii Świętych katolickiego Kościoła. Różnica polega na tym, że Hindusi dochodzą do tych stanów drogą kolejnych ćwiczeń psychofizycznych i skutek przypisują samym sobie, a Święci do tego celu idą przez umartwienia i modlitwy, skutek uważając za łaskę otrzymaną od Boga. Hindus wierzy w siebie i wysnuwa z siebie wszystkie moce, które chwilowo są ukryte w obłoku ciała i pohamowane pokusami od ciała pochodzącymi, ale obcymi czystej jaźni. Święty korzy się i kruszy mając siebie za najgorszego grzesznika i przypisując każdy cud swój tylko niewytłumaczonej i niezasłużonej – łasce.
Obie te drogi wzajemnie się uzupełniają i nie ma nic w ćwiczeniach przez Hindusów wymyślonych i uprawianych, co byłoby przeciwne zasadom wiary i praktykom Kościoła.
I owszem, te same ćwiczenia psychofizyczne poparte praktykami chrześcijańskimi mogą jeszcze skuteczniej do celu prowadzić. Jako najskuteczniejszą i najszybszą metodę zdobycia wyższych władz wskazują te proste ćwiczenia, które Hindusi kilka tysięcy lat temu wymyślili, tworząc z nich system Radża Joga.
Ostrzegam, że niebezpiecznie jest zaczynać te ćwiczenia bez osobistego przewodnictwa doświadczonego nauczyciela. Katolik za takiego nauczyciela sobie obierze Chrystusa utajonego w Eucharystii, a mając czystą intencję wzmożenia sił potrzebnych na usługi bliźnim, nie potrzebuje się obawiać tych licznych złych duchów, z którymi indyjski Jogin musiał ustawicznie walczyć. Połączenie doświadczeń wschodu z późniejszymi objawieniami, zastosowanymi przez Świętych zachodniego kościoła, jest nowym zadaniem narodu, który przez wieki pośredniczył między wschodem a zachodem.
– –
Wincenty Lutosławski (6 czerwca 1863- 28 grudnia 1954) – profesor filozofii, mesjanista, poliglota, publicysta i działacz narodowy. Prekursor jogi w Polsce. Powyższy tekst jest częścią książki pt. „Rozwój potęgi woli przez psychofizyczne ćwiczenia według dawnych aryjskich tradycji oraz własnych swoich doświadczeń podaje do użytki rodaków„, w której opisuje jak dzięki jodze wyleczył się z ciężkiej nerwicy i rozważa znaczenie woli i wyobraźni na stan naszego zdrowia i życia. Książka ta jest pierwszym podręcznikiem jogi autorstwa Polaka.
Najnowsze komentarze