Slow life w finansach ~ Natalia Kraus
Muszę przyznać, że finanse to była zawsze moja najsłabsza strona. Miałam mnóstwo pomysłów na biznes i byłam dobrze zorganizowana, ale mój humanistyczny umysł całkowicie gubił się w tabelkach z kwotami, wydatkami czy przychodami, więc koniec końców nie za dobrze radziłam sobie z kontrolą kosztów. Budżet domowy opanowałam dopiero po wielu latach, gdy trafiłam na blog Michała Szafrańskiego. Pieniądze, spoglądanie do portfela lub na konto zawsze wywoływały u mnie lęk. Ktoś zapyta — to dlaczego o tym piszę? Ano właśnie dlatego, że jako finansowa gapa w końcu znalazłam sposób na to, jak osiągnąć spokój w tej dziedzinie i opanować nawet zawiłość budżetów domowych bez stresu, lęku i bólu głowy. Tym sposobem okazało się kakebo.
Co to takiego? To japoński sposób na oszczędzanie pieniędzy. Japończycy twierdzą, że zabezpieczenie finansowe prowadzi do wewnętrznego spokoju i równowagi — i trudno się z nimi nie zgodzić. Ileż to razy budziłam się w nocy, zastanawiając się, czy wystarczy mi pieniędzy albo skąd wezmę na opłacenie tego czy tamtego. Pieniądze są źródłem większości naszych stresów i dlatego bardzo ważne jest przy planowaniu życia w rytmie slow, aby o nie szczególnie zadbać. No więc co z tym kakebo?
Wszystko zaczęło się od Matoko Hani (1873 – 1957) z Japonii, która postanowiła, że pomoże kobietom ze swojego kraju, aby żyło im się lepiej. Jako jedyna dziewczynka ze swojego rocznika ukończyła szkołę podstawową i liceum, a następnie była jedną z pierwszych studentek Japan Women’s University in Tokyo. Starała się walczyć o prawa kobiet: została pierwszą oficjalnie uznaną dziennikarką w swoim kraju i stworzyła też pierwszy magazyn dla kobiet „Katei no tomo” — do dziś funkcjonujące czasopismo, które w 1906 roku zmieniło nazwę na „Fujin no tomo” (Przyjaciółka kobiety). Uczyła w nim japońskie żony i matki, jak poprawić swój status. To dla nich stworzyła kakebo. W tamtych czasach Japonki nie miały prawa pracować poza domem, więc jedyne pieniądze, jakie mogły odkładać, to te, które zostały z pensji męża. Właśnie dlatego tak ważne było mądre zarządzanie domowym budżetem. Kakebo to jednak nie tylko tabelka do planowania wydatków. Jest to rodzaj dziennika do zarządzania domowymi finansami. Pierwszy taki dziennik Matoko Hani opublikowała w 1904 roku. Okazał się prawdziwym hitem we wszystkich warstwach społecznych, a przecież nie było wtedy internetu i reklamy w mediach społecznościowych. W połowie lat 40. XX wieku kakebo zyskało tak dużą popularność, że powstała specjalna organizacja zrzeszająca miłośników zeszytów domowego oszczędzania. Dziś korzystają z niego miliony osób w Japonii i na całym świecie. Dzienniki do zarządzania domowymi wydatkami publikowane są w wielu językach i doczekaliśmy się nawet aplikacji Kakebo na smartfony.
Idea kakebo to nie tylko proste „jak zaoszczędzić pieniądze”. Tak jak już pisałam, według Japończyków świadome oszczędzanie i wydawanie oraz monitorowanie finansów prowadzi do równowagi i spokoju we wszystkich obszarach życia. To właśnie od dobrze zarządzanego portfela zaczyna się wewnętrzne poczucie spokoju i szczęścia. Chyba trudno się nie zgodzić. Najlepiej wiedzą o tym ci, których dopadły problemy finansowe, długi, kredyty czy brakuje im pieniędzy na codzienne życie. Bez pieniędzy nie da się zadbać o swoje podstawowe potrzeby, a już tym bardziej rozwijać w jakiejkolwiek dziedzinie. I wcale nie chodzi o to, żeby życie podporządkować mamonie, tylko żeby odpowiednio gospodarować swoimi zasobami, a dzięki temu mieć wolność w podążaniu swoją wybraną ścieżką i móc swobodnie korzystać z życia.
Dlatego bardzo chciałabym was zachęcić do wypróbowania tej metody. No, chyba że macie już jakieś inne, sprawdzone sposoby i pełną kontrolę nad swoimi finansami. Ale i tak przeczytajcie, na czym to polega, zawsze można nauczyć się czegoś nowego!
Oto kakebo krok po kroku:
- Zacznij prowadzić zeszyt w pierwszy poniedziałek miesiąca. Można kupić gotowe zeszyty kakebo z ładnymi tabelkami i podpowiedziami — tak jest na pewno prościej. Ale jeśli nie masz takiego, to wystarczy zwykły zeszyt odpowiednio przygotowany.
- Najpierw określ dokładnie, jakie będziesz mieć przychody i stałe wydatki. Różnica pomiędzy przychodami a wydatkami to kwota, którą możesz zaoszczędzić. W kakebo występują oszczędna świnka i rozrzutny wilk. Wilk reprezentuje twoje miesięczne wydatki, a świnka — to, co potrafisz zaoszczędzić. Towarzyszą nam przez cały rok i sprawdzają stan naszych finansów.
- Określ dokładnie cel oszczędzania i odłóż odpowiednią kwotę do skarbonki lub wpłać na rachunek bankowy. Zrób wszystko, aby nie ulec pokusie wykorzystania jej na zwykłe wydatki. To absolutna podstawa!
- Sumę stałych wydatków i planowanych oszczędności odejmij od przychodów. Różnicę stanowią pieniądze, które znajdą się w twoim portfelu i za które musisz przeżyć cały miesiąc. Ponieważ w miesiącu mamy cztery tygodnie, podziel kwotę na cztery i wynik zapisz w odpowiedniej rubryce jako tygodniowy budżet do wydania. Jeśli wydasz więcej, to musisz w kolejnym tygodniu odjąć nadwyżkę od stałej tygodniowej kwoty. Jeśli wydasz mniej, to nie znaczy, że możesz w kolejnym tygodniu wydać więcej. Tę kwotę zaoszczędzisz.
- Na początku każdego miesiąca wyznacz sobie także jeden lub kilka celów do realizacji w perspektywie długoterminowej, np. rzucenie kosztownego nałogu, ograniczenie jedzenia na mieście czy dojazdy do pracy rowerem zamiast samochodem.
- Zapisz także codzienne drobne działania, które pomogą ci ograniczyć wydatki, np. zakręcanie wody podczas mycia zębów lub picie herbaty bez cukru (przy okazji służy zdrowiu!). To takie dobre postanowienia na dany miesiąc. Na jego koniec sprawdzisz, które udało się zrealizować.
- Kolejne strony kakebo to tabelki tygodniowe. W nich spisywać będziemy codzienne wydatki, podzielone na odpowiednie kategorie: utrzymanie, przyjemności, kultura, dodatkowe. Moja rada: jeśli nie masz siły i czasu na codzienne spisywanie, gromadź paragony i spisuj je pod koniec tygodnia. Nie zapomnij o zakupach internetowych!
- Na koniec miesiąca następuje chwila prawdy. Czas, aby oszczędna świnka zmierzyła się z rozrzutnym wilkiem. W specjalnej tabeli spisujemy tygodniowe wydatki z całego miesiąca i je sumujemy. Sprawdzamy, czy zawartość portmonetki zgadza się z wcześniej ustalonym planem, a także czy udało nam się zrealizować cele wyznaczone na ten miesiąc.
- Jeśli twoje oszczędności dotrwały całe i zdrowe do końca miesiąca — nie sięgaj po nie. Przyjdzie czas na ich wykorzystanie.
- Wróć do swoich celów i postanowień. Koniec miesiąca to dobry czas na refleksje. Bądź uczciwy wobec siebie i nie zniechęcaj się, jeśli nie wszystko poszło zgodnie z planem. Na poprawę zawsze jest czas.
Jak to było u mnie, czyli jak ogarnęłam swoje finanse
Jak już się przyznałam na początku rozdziału, finanse nigdy nie były moją najmocniejszą stroną. Ogarnianie ich to dla mnie bardzo duże wyzwanie. Trochę wstyd się przyznać, ale tak naprawdę nigdy nie zrobiłam porządnie budżetu domowego i bez względu na to, ile zarabiałam, zawsze mi brakowało do pierwszego. A jakby tego było mało, przyznaję się bez bicia, że aby żyć na poziomie, do którego się przyzwyczaiłam, zaciągałam długi i potem nie potrafiłam ich w terminie spłacać. Doszłam do takiego momentu, że właściwie zarabiałam tylko na raty kilku kredytów. Na szczęście w pewnym momencie odkryłam wspomniany wyżej blog Michała Szafrańskiego i przerobiłam też jego bezpłatny kurs „Pokonaj swoje długi”. Jednak budżet domowy, który opracował Michał, nadal stanowił dla mnie barierę nie do pokonania. I wtedy trafiłam na kakebo. Jako niekwestionowana miłośniczka wszelkich japońskich trendów czułam wewnętrznie, że to coś właśnie dla mnie i że może w końcu uda mi się ogarnąć swoje finanse. Więc postanowiłam zrobić „kakebo challenge”. Oto jak to przeżyłam:
Dzień 1.
Zgodnie z zasadami kakebo na początku spisałam przychody. Czułam ogromny stres, wpisując po kolei do tabelki wszystkie swoje stałe zlecenia (wtedy zarabiałam głównie na pisaniu artykułów), bo po prostu bałam się, że jest tego niewiele. Wyobrażacie sobie? Ja nawet nie wiedziałam, ile tak naprawdę co miesiąc zarabiam. Mój największy lęk dotyczył tego, że wyjdzie mi minus po odjęciu stałych kosztów i okaże się, że dalej żyję na kredyt. Spisałam stałe wydatki. Ech, niestety było ich naprawdę sporo. W tym dwa kredyty gotówkowe i dwie inne raty. Na szczęście w tym czasie mieszkałam z rodziną, więc tylko dokładałam się do czynszu zamiast płacić za wynajem. Na szczęście po podliczeniu wszystkiego wyszło, że zostaje mi w portmonetce 3200 zł na cały miesiąc. Oh, thanks God! Naprawdę myślałam, że będzie dużo gorzej. Czyli zgodnie z kakebo miałam na tydzień do dyspozycji 800 zł. Po raz pierwszy w życiu wiedziałam dokładnie, ile mogę wydać. Czułam się o wiele spokojniejsza, ale to dopiero był początek!
Dni 2. – 30.
Skrupulatnie każdego dnia wpisywałam wszystkie swoje wydatki w odpowiednie tabelki z kategoriami. Już na pierwszy rzut oka, bez obliczeń tygodniowych, zaobserwowałam, że najwięcej wydaję na dzieci. Hmm… może czas poszukać tutaj oszczędności? Ciągle zbyt duże były też tzw. wydatki dodatkowe. Czyli różne nieprzewidziane zakupy. Może mogłabym to też zaplanować i wcześniej zaoszczędzić na rzeczy, które wiadomo, że za jakiś czas będą potrzebne, np. większe łóżeczko dla dziecka? Oczywiście już w pierwszym tygodniu troszkę popłynęłam, czyli wydałam więcej niż zakładane 800 zł. No i w następnym musiałam sobie to odjąć. O dziwo, udało mi się zmieścić w mniejszym budżecie, ale może też dlatego, że akurat byłam przeziębiona i nie chodziłam po sklepach. Co jeszcze zauważyłam? Że najgorsze są tzw. wypady do centrum handlowego po jedną rzecz. Jadę np. po nowe buty, a przy okazji wchodzę do „kilku” sklepów i oczywiście w każdym widzę coś fajnego, potrzebnego, wyjątkowego i w superpromocji tylko teraz! W dwie godziny mogłabym tam zostawić mój cały tygodniowy budżet. Też tak czasem macie? Na szczęście jestem fanką minimalizmu i w takich momentach przypominam sobie zasadę Leo Babauty: Jeśli wydaje ci się, że musisz coś kupić, to poczekaj cierpliwie tydzień i zobacz, czy nadal chcesz tego tak samo mocno. Jeśli tak, to w porządku, możesz ten zakup przemyśleć.
A, no i wyszło mi, że chorowanie jest naprawdę drogie. Każde zakupy w aptece kończą się rachunkiem powyżej 100 zł. Niby to kolejne przeziębienie, ale każdy lekarz przepisuje co innego. Postanowiłam, że następnym razem najpierw powiem lekarzowi, co mamy w domowej apteczce, i może się okaże, że to wystarczy.
Po przejrzeniu notatek zaobserwowałam, że najwięcej pieniędzy zostawiam w Rossmannie. Ale jestem mamą dwójki małych dzieci, więc pieluchy, mleko, akcesoria to codzienne zakupy, które robiłam w tym właśnie sklepie. Kupowałam tam też jedzenie dla kota i przy okazji wszystkie środki czystości do domu. Postanowiłam, że będę minimalistycznie szorować wszystko jednym płynem z mydłem marsylskim zamiast kupować stertę produktów do czyszczenia. Jeszcze nie wymyśliłam, jak ograniczyć wydatki w Rossmannie na dzieci. Ale może z czasem same się zmniejszą, kiedy odstawimy pieluchy i mleko modyfikowane.
Kolejny mój pomysł to kupowanie kosmetyków, których może używać cała rodzina. Szczególnie mam tu na myśli żel pod prysznic i mydło do rąk. Jeśli kupuję dla każdego coś innego, to wydaję duuużo więcej.
Niestety niczego nie wpisałam w rubryce „Kultura”. Może dlatego, że od dłuższego czasu mam kartę biblioteczną i w zasadzie nie kupuję książek. Ale jednak nie czułam się z tym dobrze. Kultura była dla mnie zawsze bardzo ważna. Postanawiam zamiast kupowania kawy na mieście zaoszczędzić na dobrą książkę lub płytę.
Dzień 31.
No i nadszedł koniec miesiąca. Wpisałam wszystkie tygodniowe wydatki do tabelek. Niesamowite, ale udało mi się. Nie przypuszczałam, że rozrzutna i nieogarnięta finansowo Natalia tak dobrze sobie poradzi z planowaniem wydatków. Myślę, że to zasługa tej metody. Jest tak prosta i przejrzysta, że nawet ktoś słaby w finansach, jak ja, może sobie z tym poradzić. Polecam też postanowienia, które wpisuje się do odpowiedniej rubryki w zeszycie — one naprawdę motywują do regularnego oszczędzania.
Podsumujmy. Co mi to dało? Hmm… Przede wszystkim coś, czego się zupełnie nie spodziewałam, czyli poczucie wewnętrznego spokoju. Dla mnie to był prawdziwy szok, bo strefa finansów od zawsze była źródłem moich stresów i lęków. I teraz rozumiem, dlaczego Japończycy twierdzą, że:
Monitorowanie swoich finansów i dobre nimi zarządzanie prowadzi do wewnętrznej równowagi i spokoju.
To najprawdziwsza prawda! I o dziwo, wzrosło moje poczucie własnej wartości. Przez wszystkie lata słyszałam od Taty (zaliczanego do osób bardzo, a nawet skrajnie oszczędnych), że nie umiem gospodarować finansami. Okazało się, że jednak umiem! Potrzebowałam tylko dobrego pomocnika. I takim zostało kakebo. Naprawdę polecam tę metodę nawet tym, którym się wydaje, podobnie jak mnie, że budżet domowy to czarna magia. Da się. I ja jestem tego doskonałym przykładem.
Korzystałam z “Kakebo. Japońska metoda oszczędzania od podstaw”, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2016.
Do ściągnięcia: aplikacja Zoe’s Kakebo (App Store i Google Play) oraz Kakebo (App Store).
Powyższy tekst to jeden z rozdziałów premierowej książki Natalii Kraus pt. Slow life w wielkim mieście, wydanej przez wydawnictwo Sensus. Książkę kupicie (i przeczytacie o niej więcej tutaj).
Najnowsze komentarze