Moja medytacja. Agnieszka Kościańska
Kilka razy zabierałam się do napisania tego artykułu, pisałam i znowu coś zmieniałam. W końcu napisałam go od nowa. Bardzo ciężko jest pisać o swoich doświadczeniach medytacyjnych, bo są bardzo osobiste, a z perspektywy innych osób mogą być różnie zinterpretowane. Długo sądziłam, że jedynie przygotowuję się do medytacji, bo przecież ja jeszcze nie potrafię medytować. No i byłam w błędzie, ponieważ każda próba jest medytacją, każda chwila w życiu może być medytacją.
Ważne były dla mnie słowa mojego nauczyciela medytacji, których nie przytoczę dosłownie, ale zrozumiałam je tak, że bardziej liczy się wpływ medytacji na twoje życie – to, czy zmienia się twoje postrzeganie świata, a mniej to, co odczuwasz w trakcie medytacji. I to był prawdziwy sprawdzian dla mnie, czy naprawdę medytuje. Bardzo mi się to spodobało, bo rzeczywiście tak to na mnie działa. Z osoby walczącej “o prawdę” za wszelką cenę, stałam się osobą bardziej tolerancyjną, otwartą na to, co mają do przekazania inne osoby. Zrozumiałam, że wszystko na świecie jest ze sobą połączone, że w pewien sposób wszyscy jesteśmy częścią większej całości. To bardzo ułatwiło stosunki z osobami, które były mi nieżyczliwe lub za takie je uważałam. Teraz nie odczuwam do nich żalu, wiem, że mają prawo mieć takie, a nie inne zdanie, inaczej postrzegać świat, ale to nie znaczy, że mogę pozwalać im na ranienie mnie. Po prostu nie wchodzę w dyskusje, unikam przykrych sytuacji, a jak nie można to staram się z tego wyciągać najlepszą dla siebie naukę. Bo zawsze jakieś doświadczenie pozostaje. To ważne, żeby cieszyć się z tego dobrego, co Cię w życiu spotyka, ale też korzystać z przykrych doświadczeń, zauważać jak wpływają na twoje życie i czego Cię uczą.
Medytacja zwiększyła moje rozumienie świata, ludzi i siebie. Można się temu oddawać wszędzie i o każdej porze. Zniechęcająco na mnie działały porady, aby robić to o określonej porze i w określonym miejscu. Żyjemy w takich czasach, że ciężko, aby każdy dzień wyglądał tak samo. Dlatego otworzyłam się na swobodę i to było to. Medytuję wtedy, kiedy mam pewność, że nikt i nic mi nie przeszkodzi. Nie zawsze są to godziny poranne, chociaż przyjemnie jest zacząć dzień od medytacji. Wtedy wszystko układa się tak jak powinno, rzeczy dzieją się w prawidłowym czasie i miejscu, nie ma gonitwy za każdą sekundą, jest chęć i energia do pracy. Inaczej, gdy zdarzy mi się dzień bez medytacji, wtedy brakuje czasu na obowiązki, brakuje chęci i siły do działania. Dlatego takie dni zdarzają mi się rzadko – gdy mam bardzo mało czasu, siadam na chwilę i zatrzymuję uwagę na oddechu, na ciszy jaka jest we mnie. Taka krótka medytacja działa – wraca spokój i pewność, że dam radę ze wszystkim.
Każda medytacja jest dla mnie inna, czasami jest po prostu przestrzenią przepełnioną delikatną energią, jakością, czystością, ale jest także wrażeniem swobody, trwania w czymś czego nie potrafisz przekazać słowami. Zapominasz o oddechu jako o czynności, to się dzieje jakby bez twojej pomocy, a ty zatapiasz się w tej delikatności i lekkości. Uwielbiam uczucie po modlitwie dziękczynnej, nazywam to medytacją miłości. Mam wtedy wrażenie przepełniania miłością tak ogromną, że można ją obdarować cały świat. Wypełnia Cię ta miłość po brzegi i czujesz, że możesz się nią podzielić i to jest najwspanialsze w tej medytacji. Są medytacje, w których przychodzą odpowiedzi na pytania, które Cię nurtują, rozwiązania pewnych spraw, które należy dokończyć. Wtedy siadasz z taką intencją i czekasz co przyjdzie, co się pojawi. Są dni, kiedy umysł jest bardzo rozproszony, wtedy pomaga mi najprostsza forma przygotowania do medytacji – skupienie na oddechu. Możesz powtarzać w myślach, że robisz wdech i wydech, gdy je wykonujesz. Można dodatkowo obserwować jak wdech przechodzi w wydech i z powrotem. Podobnie w wyciszeniu umysłu pomaga modlitwa czy mantra. Dla mnie to coś, co towarzyszy mi codziennie, rano i wieczorem. Czasami modlitwa to krótka rozmowa płynąca prosto z serca, czasami wyuczona formułka, ale wypowiadana ze zrozumieniem – inaczej nie byłaby modlitwą. Pięknie nastraja na porozumienie czy połączenie z tą Wszechogarniającą Siłą, Energią, Wszechobecną Miłością, Bogiem czy Absolutem (zależy jak nazywasz i czy w ogóle nazywasz to co nas otacza i jest w każdym z nas). To jest osobista sprawa, nie do dyskusji.
Mam nadzieję że ktoś czytając ten artykuł przekona się, że wiele razy był w takim stanie specjalnie do niego nie dążąc. To często dzieje się samoistnie, gdy przebywamy w gronie kochających nas osób, czujemy przeogromne uczucie szczęścia, wszechogarniającej miłości. Przebywając na łonie natury, odczuwamy taką cudowna błogość, zauważamy piękno otaczającego nas świata. To jest to, zatrzymaj się na chwilę z tym uczuciem. Pamiętaj jednak, że każda chwila jest inna, nie staraj się odtworzyć i na siłę dążyć do takich wrażeń – pozwól im się pojawić.
To co opisałam, to moje odczucia w medytacji – Twoje mogą być inne. Niektórzy kierują się w stronę bardzo intensywnych, efektownych doznań jeżeli w trakcie medytacji udało im się odczuć coś przewspaniałego, ale dla mnie to nie jest dobra ścieżka, bo zatracamy poczucie teraźniejszości. Ważne żeby zostać świadomym tu i teraz.
Powodzenia w medytacji!
Agnieszka Kościańska – nauczycielka jogi, właścicielka szkoły jogi MAGDALA w Gliwicach. Nauki pobierała u Patrycji Gawlińskiej i Macieja Wieloboba. Swoim życiem pokazuje, że można pogodzić życie rodzinne z praktykowaniem jogi i medytacji.
Najnowsze komentarze