Lepsi i „lepsiejsi” czyli czar pryska. Iza Raczkowska
Patrząc ze swojego własnego szczytu, swoistej naszej jedynie słusznej perspektywy oceniamy świat. Wiemy najlepiej co o kim i kiedy pomyśleć oraz gdzie kogo zaszufladkować. Jeśli nie wiemy natychmiast porównujemy, wyceniamy, opiniujemy i racjonalizujemy – i pyk pyk – zrobione! Następuje to już automatycznie bo lata praktyki zrobiły swoje. Znamy ten proces od zawsze więc czujemy się z tym bezpiecznie – jak w schodzonych domowych bamboszach. Im wyższe IQ tym szybsza ocena, tym bardziej błyskotliwa racjonalizacja…
Musimy mieć wszystko pod kontrolą, wciąż trzymać rękę na pulsie aby w razie czego się nie pomylić. To dla nas wyjątkowo ważne bo my uwielbiamy mieć rację! Poczucie nieomylności i wiedzy daje nam przemożne poczucie siły oraz władzy. No bo my wiemy! My rozumiemy! Pławimy się w poczuciu tym bez reszty – często całkiem świadomie…
Aby mieć rację musimy się porównać do kogoś kto takowej nie ma – no bo nie istnieje biel bez czerni, prawda? Zawsze znajdzie się ktoś kto jest w czymś gorszy. Szybka ocena i już wiemy, że ma brzydszą żonę, starsze auto, mniejszy dom, mniej zgrabne nogi lub mniejsze dochody. Zna mniej języków, ma mniej fakultetów, nie robił zakupów w Nowym Jorku, nie bywa w Berlinie i nie umie grać w tenisa. Ci „lepsiejsi” z nas nie posuwają się do tak ordynarnych porównań. Oni wybierają bardziej subtelne i zawsze znajdą kogoś mniej rozwiniętego duchowo, mniej oczytanego, mniej uważnego, mniej skromnego (tak?!), mniej współczującego, mniej pomocnego, mniej świadomego i dalej siedzącego od mistrza. Nawet jeśli – o zgrozo! – jest w czymś lepszy od nas to od czegóż jest stopniowanie, ocena z różnych punktów widzenia i racjonalizacja wszelaka, a w końcu wszelkie barwy moralnego relatywizmu. Nasza wybiórczość i umiejętność interpretacji jest wielka. Zawsze coś znajdziemy! Byleby nasze było na wierzchu…
To wybór niosący jak wszystkie inne wybory swoje konsekwencje. To my wybieramy jak widzimy nasz świat. A świat człowieka „lepszego” mimo nawet najlepiej zachowanych pozorów – grawituje wkoło niego bezspornie.
Najważniejszą tego konsekwencją jest to, że mimo tłoku wkoło – wciąż i wciąż jesteśmy samotni. Oceniając innych nie jesteśmy w stanie ich docenić, być z nimi, nawiązać prawdziwych relacji, dostrzec w nich piękna ani prawdy. Nie potrafimy ich słuchać…
Ocenianie innych uniemożliwia nam więc uczenie się od nich. To bardzo zubaża.
Nie możemy też na nich polegać – no bo przecież my wszystko zrobimy lepiej. Niedocenianie będące konsekwencją oceniania rozciąga się nie tylko na ludzi ale i na cały świat oraz większość wartości. No bo to przecież my wiemy lepiej czym jest miłość, wiara, dobre serce czy choćby sztuka.
Kolejną konsekwencją bycia „lepszym” jest ciągły, permanentny brak spokoju. Wciąż i wciąż toczymy wewnętrzną walkę – my kontra oni, my kontra świat, my kontra… cokolwiek. Zawsze znajdziemy sobie jakiegoś przeciwnika. Coś (lub kogoś) co zapoczątkuję kolejną pracę myślową w kierunku oceniania, porównywania i wywyższenia się. Dokładamy sobie kolejne etapy „dziania się” – jakby nam było mało. Kreujemy nasze własne kolejne batalie, które doprowadzamy do zwycięskiego końca. To nas zajmuje i zużywa, ale przede wszystkim nie pozwala być tu i teraz. Nie pozwala doświadczać i cieszyć się życiem. Całkowicie odbierając nam spokój.
Najsmutniejszą i najbardziej nieuchronną konsekwencją oceniania i szufladkowania jest rozbudowanie naszego „ego”. Ego będące funkcją umysłu jest kwintesencją naszej z nim identyfikacji. Im więcej ocen i porównań tym większe ego. Im większe ego tym więcej myślowych nakazów, tym więcej wokół nas iluzji. Tym mniej nas… To przez ego jesteśmy zarządzani przez nasze myśli. To przez zbytnią identyfikacje z ego – nie umiemy po prostu być. Teraźniejszość traktujemy tylko jako drogę do wcześniej obranego celu i w rezultacie tracimy ją. To przez ego żyjemy życiem jakiego od nas oczekują inni ludzie. To przez nie uzależniamy nasze poczucie szczęścia od czegoś na co nie mamy wpływu permanentnie się unieszczęśliwiając.
Bo zawsze, niezależnie jak bardzo będziemy chcieli o tym nie wiedzieć, zawsze ktoś będzie lepszy od nas. To prosta droga do wycofania i zgorzknienia. Do cierpienia.
Najsmutniejsze jest to, że temat ten nasunął mi się podczas uczestnictwa w warsztatach jogi… Praktyki, której najistotniejszym zadaniem jest właśnie usuwanie cierpienia. Nawet osoby uznawane za jogiczne autorytety ulegają…
Bardzo często uczestnicząc w warsztatach, kursach i spotkaniach ludzi z jogą związanych przeżywam przysłowiowy dzień świstaka. Prowadzący wcześniej czy później, pytany lub nie, mniej lub bardziej wprost – zdeprecjonuje wszelkie inne rodzaje jogi niż jego własna… I wiecie co? Nieważne wtedy jak mądry, wielki i doświadczony jest nauczyciel czy guru – czar pryska!
Zdarzają się wyjątki. Rzadko.
Obracam się już trochę lat w towarzystwie joginów i wielokrotnie się spotkałam z dyskretnym umniejszaniem, unieważnianiem lub subtelnym prześmiewaniem każdego innego rodzaju jogi niż ten praktykowany przez wygłaszającego opinię.
Uwielbiamy stawiać się ponad – w tym środowisku także.
Joga mająca jednoczyć ciało, umysł i ducha często dzieli ludzi. Nie joga jest jednak winna ale my sami dokonujący owych ocen i rozróżnień wszelakich. Bardzo często obserwuję towarzyszące temu podziały, animozje i przepychanki. Jak na bazarze. No oczywiście – poziom ich jest zwykle subtelniejszy bo przecież gdzieś tam nam wszystkim przyświecają jamy i niyamy- nakazy i zakazy moralne budujące nas jako wartościowe jednostki i wspomagające w etycznym życiu…
Oczywiście rzadko dochodzi do otwartych potyczek. To bardzo realne batalie niuansów, przemilczeń i niedopowiedzeń. Wojny półuśmiechów. Pojedynki słów rzucanych w powietrze. To kolejna wielka przestrzeń do tworzenia „lepszych” i „lepsiejszych”. Do kreowania ego.
Bardzo często spotykam się u joginów z ocenianiem i rozróżnianiem pomiędzy rodzajami jogi, pomiędzy nadanymi uprawnieniami, pomiędzy koneksjami, pomiędzy samą sprawnością w końcu. Czy lepsza jest joga Iyengara czy Vinyasa Krama? Kto zna lepiej Vinyase? Joga Sivanandy czy Ashtanga? Który rodzaj uprawnień jest lepszy? Kto kształci lepszych nauczycieli? Kto jest najlepszy? Który kurs jest najlepszy? Ile razy trzeba być w Indiach aby być dostatecznie dobrym? Czy ważniejszy jest oddech czy dokładność ustawienia w pozycjach? Kto jest wartościowszym nauczycielem? Czy joga jest dla wszystkich, a może tylko dla wybranych? Kto lepiej zna tradycję jogi? Kto lepiej rozumie jogę? Która joga jest bliższa… już nawet nie wiem czemu. Jest tego dużo,
Jako, że my zawsze jesteśmy lepsi – ktoś musi być gorszy, prawda? A gorsi są zawsze oni.
Sposób w jaki deprecjonujemy innych ludzi lub wartości zależy tylko od nas. To my dobieramy myśli i słowa.
Ostatnio spotkałam się z zupełnie nowym tworem słownym jakim jest „pop joga”- oczywiście występował jako stopień negatywnego rozróżnienia. Według mojej opinii etymologia słowa „pop” prowadzi do słowa „popular”, a te z kolei nie ma pejoratywnego wydźwięku. Popularny to według słownika „taki, który jest używany powszechnie, znany ogółowi społeczeństwa” oraz co ważniejsze „taki, który jest stworzony, przedstawiony w sposób przystępny i zrozumiały dla ogółu”. To, że coś jest popularne nie znaczy, że musi być małowartościowe.
Innym zasłyszanym słowem, deprecjonującym oczywiście jest „fit joga”. Tu również muszę dodać, że słowo „fit” oznaczające „pasować wobec czegoś”, „zgadzać się z czymś” lub „być w formie” ma jedynie pozytywne skojarzenia. Mimo to wiele razy słowa te zostają użyte aby kogoś umniejszyć lub wyśmiać…
Świadomość powinna być początkiem zmian. Wyzwalając się z dotychczasowej rutyny patrzenia na świat, stawiania się ponad i wszechobecnego oceniania możemy tylko zyskać.
W mojej wizji świata każda joga jest fajna. Joga w podejściu Iyengara nauczyła mnie pracy z pomocami i ogromu pracy z ludźmi chorymi, z osobami w ciąży i ludźmi starszymi. Ashtanga Vinyasa Yoga nauczyła mnie płynności w przechodzeniu z pozycji do pozycji. Dzięki niej odkryłam moc wypływająca z oddechu ujjayi i bandh. Vinyasa Krama odkryła przede mną wielość nieznanych dotąd pozycji oraz pranayame. Dała mi medytację. Yin Yoga poprawiła zakres ruchu i nauczyła pokory. Do jogi Shivanandy dopiero zmierzam ale już wiem, że i od tej jogi mogę się wiele nauczyć.
Każdy nauczyciel pracujący w każdym podejściu może nauczyć nas czegoś cennego. Każdy jest inny, a tym samym wyjątkowy. Każdy uczy przez pryzmat siebie, a więc niepowtarzalnie.
To w nas musi znaleźć się jednak uważność, otwartość i gotowość na korzystanie z tej nauki.
Nie trzeba być najlepszym. Wystarczy być dobrym i robić swoje. Kiedy skupisz się na samej pracy a nie na jej owocach okazuje się, że to co robisz nabiera mocy, jesteś efektywniejszy. Praca zaczyna przynosić Ci realną radość.
Nie zawsze trzeba rozumieć, być ponad, zawsze na czele. Świadomość, że inni często wiedzą coś lepiej lub robią coś lepiej ode mnie uczy mnie pokory i zgody na to czego nie mogę zmienić. Zgoda na to, że mogę nie mieć racji daje mi realną siłę. Siłę płynącą z samoświadomości i akceptacji siebie. Siłę pomagającą mi uczyć się od mądrzejszych i rozwijać się.
Nie trzeba zawsze wygrywać. Walcząc z czymś nadajesz temu ważność, nadajesz temu sens i rangę. Nie musisz tego robić. Możesz wyluzować! Trzeba zmienić perspektywę… Spojrzeć z daleka. Często ustępując zyskujemy więcej. Zyskujemy… prawdziwy spokój.
Wiem na pewno, że ocenianie i stawianie się ponad innych to niszcząca praktyka będąca zaprzeczeniem jogi. Wiem, że umniejszanie innych wcale nie buduje nas, a tylko nasze ego. Wiem też, że można nauczyć się myśleć o innych bez oceniania i szufladkowania – to nie łatwe ale wykonalne. Trzeba tylko nie przestawać próbować.
Życzyłabym sobie żyć w kraju w którym joga jest popularna (pop) i używana powszechnie (pop), zrozumiała dla ogółu (pop) oraz dopasowana do naszych potrzeb (fit). Życzyłabym sobie aby jogi uczyli nauczyciele, których wartość nie bierze się tylko z umniejszania pozostałych. Życzyłabym sobie aby czar nie pryskał kiedy prowadzący otwiera usta. Życzyłabym sobie w końcu aby joga nie była wartością stopniowalną a praktyka jogi nie zaczynała się i kończyła tylko na macie.
Wam też tego życzę
Cieszę się, że są ludzie, którzy myślą, jak Ty. Którzy mają taką świadomość. To daje szansę, na głębsze przemyślenia i większą pracę nad sobą. Pozdrawiam. .