Styczniowy edytorial o pętli nieświadomości. Agata Mrowińska
Bo sen za palce sny nam przywiódł w korowodzie,
owiewny dotyk ich, ich śmiechów grę na wodzie.
(…) Jak szpula wirująca nawijam sny te na się,
bym senny sam snem był (…).
A. Wat, *** [„Gdy drżał w śmiertelnych potach…”]
Bez juków wędruj!
Hafiz, Gazel X
Tym, czego uczą nas jamy i nijamy, jest uważna obserwacja samego siebie. To nauka, którą trudno przyjąć, jak długo nie będzie się skupionym/skupioną w centrum swojego spokoju. Bo jest on w nas nieustannie, to nasza prawdziwa barwa. Często tłumiona jednak wrażeniami, okolicznościami, kolorami z tła. Przychodzą więc momenty, w których udaje się w tym spokoju zanurzyć, szczególnie gdy dobrze czujemy się z naszą praktyką. Są i takie, w których porzucamy świadomość – żyje się wtedy tak, jakbyśmy wcale nie podążali ścieżką rozwoju wewnętrznego. Robimy wszystko z zamkniętymi oczami. Ale spokój z nas nie uciekł, pozostaje potencjał świadomości, do którego można sięgnąć i to sięgnąć w każdej chwili. Potrzeba tylko odpowiedniej gotowości, bo konsekwencje braku uważności nas nie miną.
Nie da się też ukryć, że ten stan bez obserwacji jest w pewnym swym wymiarze wygodny. W wymiarze przyzwyczajeń, odruchów. Gdy się jednak pozna prostotę i swobodę życia bez nich, to z otwartymi już – i dopiero – oczami zauważa się, że tkwienie w nich, sięganie po nie w trudnych chwilach są jednoznaczne z oddawaniem się ich władzy, choćbyśmy nawet sami ją sobie narzucali. Jak długo im podlegamy, nawet już pragnąc je porzucić, tak długo szamoczemy się z przeciwnikiem, którego nie ma. Nie walczymy bowiem ze słabością, tylko z brakiem uważności. Chwila poddania się napięciu to właśnie moment utraty świadomości.
Nie pozostaje nam więc nic innego, niż wpuszczać w ten zaciemniony obszar naszą uważność. I ilu braków świadomości się w swoim postępowaniu dopuściło, z tyloma trzeba się będzie zmierzyć. Najważniejsze jednak to przestać się szarpać. Odpuścić sobie. Wtedy dopiero można pójść dalej, kiedy się uzna, że to wszystko, co za nami, a czego może nie chcielibyśmy w swoim życiu, to też nasza ścieżka. W takim ujęciu nie ma więc cofania i to chyba dobra myśl.
Jeśli więc wydaje się, że musimy podjąć praktykę na nowo, a tak naprawdę otwieramy jej nowy etap – choćby i po raz kolejny, ale inaczej – dobrze jest poszukać dystansu i stabilności w pratjaharze. To ona jest punktem wyjścia i tym, co spaja naszą praktykę, by móc ustalić jej kurs. Pozwolić spokojowi promieniować.
Takiego właśnie spokoju i takiej do niego odwagi życzę Czytelnikom portalu JogaSutry.pl
Agata Mrowińska
zastępczyni redaktora naczelnego
Trackbacki/Pingbacki