Joga a relacja nauczyciel-uczeń – refleksje. Tomasz Barczak
Zacznę od tego, że siedem lat temu stwierdzono u mnie zaburzenia dwubiegunowe – specyficzny rodzaj zaburzenia psychicznego, odznaczającego się popadaniem ze skrajności w skrajność poprzez wędrówki od depresyjnych po euforyczne nastroje, od ciągłego zmieniana decyzji, planów oraz całkowitego braku stabilności i harmonii na chyba każdym możliwym poziomie. Czując się bezradnie i skołowany sytuacją, zacząłem szukać pomocy. Zaczęło się „klasycznie” od pomocy psychiatry – przypisał łagodne leki, ale jakoś tak dziwnie się po nich czułem, więc zacząłem sam drążyć temat dalej. Więc trafiłem do psychologa. Ale nie miałem szczęścia – w moim odczuciu psycholog nie rozumiał, o co mi chodzi – ja sam chyba też nie rozumiałem za bardzo podłoża problemów, z jakimi się borykałem gdzieś tam głęboko w podświadomości, więc zacząłem szukać dalej. I tak natrafiłem na buddyzm i informację o możliwość uzyskania oświecenia. Trafiłem do buddyjskiej sanghi (sangha to wspólnota praktykujących medytację), gdzie bardzo dobrze się czułem – byłem akceptowany i lubiany, więc wszelkie moje potrzeby emocjonalne były w pełni zaspokojone, z psychologicznego punktu widzenia na to teraz patrząc. Niestety doszło do pewnego błędu, o którym nikt mi nie powiedział, a mnie samemu brakowało na to świadomości. Praktykując medytację rzeczywiście nie miałem problemu z wchodzeniem w „wysokie” stany świadomości, które – biorąc pod uwagę moje zaburzenia dwubiegunowe – były dla mnie naprawdę łatwo osiągalne. Niestety nauczyciele akurat z tej szkoły buddyzmu nie mieszkają w Polsce i nie było łatwo o bezpośredni kontakt, poza odosobnieniami raz w roku. Może i to nie jest najważniejsze, bo kontakt zapewne i by się znalazł – jest skype, email itd. Problemem był fakt, że ja miałem niepoukładane życie i totalny bałagan w głowie – i nikt nie dał mi przez długi czas informacji zwrotnej (praktykowałem 6 lat), że powinienem zacząć od psychoterapii lub od rzeczywiście świadomej pracy z nauczycielem medytacji, który znałby moje uwarunkowania psychiczne/ sytuację życiową itd.
Brak tego rozpoznania i brak indywidualnej relacji nauczyciel-uczeń spowodował mnóstwo nadinterpretacji z mojej strony i niezrozumienie nauk. Błąkałem się przez tych sześć lat przez życie, nie radząc sobie z rzeczywistością, czego sobie nawet do końca nie uświadamiałem. Miałem ogromne szczęście, że trafiłem na dobrą partnerkę, która nie raz wyciągała mnie i uziemiała (sama jest nauczycielką jogi), ale mimo tego ona również nie miała całościowego zaplecza psychologiczno-pedagogicznego, aby móc zrozumieć mój proces uwarunkowania i mimo bardzo dużej pomocy, jaką od niej otrzymałem, nie była wstanie mi do końca pomóc, ostatecznie się rozstaliśmy. Dalej brnąłem z własnymi problemami, nie radząc sobie z rzeczywistością. Dopiero gdy spotkałem Maćka Wieloboba – moje życie (a nie utrzymywane w umyśle wyobrażenie o moim życiu i na mój własny temat) zaczęło się stopniowo zmieniać.
Maciek jest w moim odczuciu unikalnym nauczycielem medytacji, ponieważ rozumie kontekst uwarunkowania wielu schorzeń psychicznych, znając ich podłoże psychologiczne oraz uwarunkowania naszej zachodniej kultury, będąc Polakiem i żyjąc w naszych realiach. Rozpocząłem praktykę medytacji sufickiej pod kierunkiem Maćka i bardzo mocno czuję, jak istotna jest dla mnie ta relacja. Stały kontakt z Maćkiem i comiesięczna możliwość spotykania się z nim na żywo jako nauczycielem medytacji sufickiej, vinyasa krama jogi (odbywam trzyletni kurs vinyasa krama jogi), a także studiowanie artykułów na jego blogu pozwoliły mi zrozumieć bardzo wiele rzeczy. Kontakt i rozmowy z Maćkiem, który intensywnie rozpoczął się w zeszłym roku, pomogły mi “poluzować” sztywne poglądy i zrozumieć wiele uwarunkowań i ograniczeń, które sam w sobie wytworzyłem. Dzięki praktyce dostosowanej do moich bieżących potrzeb, odczuwam jej użyteczność właśnie na tym etapie życia (mam wrażenie, że w tym systemie, poprzez zgłaszanie efektów działania praktyki nauczycielowi, uczeń otrzymuje informację zwrotną; informacja zwrotna od nauczyciela i ludzi wkoło jest najlepszym świadectwem działania lub niedziałania danej praktyki i co za tym idzie ustalenia dalszych etapów pracy na ścieżce własnego rozwoju poprzez medytację, w tym wypadku suficką, w której kładzie się właśnie duży nacisk na relację nauczyciel-uczeń).
Dodam jeszcze, że przechodziłem również psychoterapię grupową, ale mam wrażenie, że to było niewystarczające, że w tej formie pracy nie udało mi się zbudować na tyle silnego zaufania do grupy i terapeutów, aby móc rzeczywiście z niej skorzystać. To jest też to, czego nauczyłem się, mając stały kontakt z nauczycielem – kontaktu opartego na przyjaźni i zaufaniu, które nie jest ślepym zaufaniem słabej jednostki wobec silnego autorytetu. Na początku byłem nieufny wobec Maćka i obserwowałem go z różnych stron :P. Trochę czasu mi zabrało, zanim nabrałem do niego zaufania i myślę, że jeszcze jest to proces, który będę w stanie pogłębić w najbliższym czasie. Wracając do tematu głównego – uważam, że niezmiernie istotna na ścieżce medytacji jest żywa relacja nauczyciel-uczeń, jeśli człowiek chce uniknąć błędów i niezrozumienia, i rzeczywiście doznawać owoców praktyki, a nie iluzorycznego o nich wyobrażenia. Do tego sam fakt budowania takiej relacji ma też w moim odczuciu konsekwencje psychologiczne – budując zaufanie w jednej relacji i tworząc zdrowe więzi, jeśli człowiek nie wypracował sobie wcześniej takiego zaufania w relacji z najbliższymi (np. rodzicami), to ma to ogromne znaczenie w transformacji również właśnie tych relacji – widzę, jak zmieniły się moje relacje ze ludźmi, szczególnie z rodzicami, właśnie poprzez rozwijanie w sobie zaufania do tej relacji nauczyciel-uczeń. Moja więź z rodzicami bardzo się oczyściła, dzięki czemu widzę, że większość relacji z ludźmi w życiu codziennym się poprawiła. Ja to nazywam mechanizmem łańcuchowym – zapewne psychologia używa podobnego terminu.
Na sam koniec dodam jeszcze niepokojącą obserwację z właśnie sanghi buddyjskiej, gdzie widziałem sporo pomieszania wśród osób praktykujących, wśród których były również jednostki podobne do mnie, ze schizofrenią czy innymi emocjonalnymi zaburzeniami, którym nikt nie dał informacji zwrotnej. Żyją one w błędnym przekonaniu, że są joginami i że jest dobrze. Uważam, że to bardzo nieodpowiedzialna postawa, również ze strony polskich instruktorów, którzy o tym wiedzą, a mimo wszystko dopuszczają takie osoby do praktyki w grupie, nie oferując im takiej informacji; może powinien to być nawet zakaz wstępu na odosobnienia, dopóki nie przejdą odpowiedniej psychoterapii czy właśnie nie skonsultują się z nauczycielem w kwestii dalszych kroków własnego rozwoju. Co do swojego życia dodam jeszcze, że ono się powoli stabilizuje i ogarniam coraz lepiej swoje obowiązki i role społeczne – żyję sam, studiuję, robię kurs instruktora jogi, prowadząc również zajęcia w małej grupce. Od dwóch dni jestem szczęśliwym partnerem w nowym związku – jest wiele oznak i pozytywnych informacji zwrotnych z otoczenia. Praktyka działa. Na wszystkich poziomach powoli pojawia się coraz więcej harmonii.
Ze skrajnych biegunów zaczynam zmierzać w stronę środka. Relacja nauczyciel-uczeń z Maćkiem przekłada się również na inne relacje. Czuję się teraz uczniem codziennie, życie i ludzie, których spotykam, są moimi nauczycielami i od każdego jestem w stanie się czegoś nauczyć, jeśli tylko zachowam otwartość umysłu i odrobinę pokory. To jest niesamowite, kiedy każda chwila staje się takim nauczycielem. Obecnie jestem na taki etapie. Oby rozwój szedł dalej w dobrym kierunku. Czego życzę Wam i sobie.
Tomasz Barczak
Bardzo cenne świadectwo ze ścieżki pracy z umysłem. Dziękuję.
tak, myślę, że jestem dobrym przykładem , że można wiele przetransformować dzięki regularnej, świadomie prowadzonej praktyce:)
ktoś tu odrobił/odrabia życiowe lekcje:)
Witaj po świadomej stronie mocy;)
Wszystkie przydatnego życzę i oby tak dalej!
Tomek cieszę się , że u ciebie idzie wszystko w dobrym kierunku. w tym artykule odnajduję siebie, swoją drogę przez m.in. buddyzm, ten brak kontaktu w trakcie intensywnej praktyki buddyjskiej, również spowodował u mnie wiele kłopotów. miałam to szczęście, że udało mi się scalić, niestety nie wszystkim się to udaje… studiuję i praktykuję w dalszym ciągu buddyzm, nie potrzebuję już ,,pieluszkowania”, ale zmieniłam sanghę, czyli zmieniłam nauczyciela, ale szanuję to co dostałam od pierwszego lamy, uważam że jest to ciągłość, droga. macham ci łapką internetową, powodzenia Kama
Shogun – dzięki za słowa wsparcia i wzajemnie – powodzenia 🙂 Kama – z tego co ja widzę w naukach ze wschodu – to jeśli one naprawdę nie są połączone z naszym kontekstem kulturowym- to stają się bramą do ucieczki przed rzeczywistością, a nie do zrozumienia natury rzeczywistości i zrozumienia uwarunkowań rzeczywistości w jakiej żyjemy jako istoty ludzkie. To co pisałem – o stałym kontakcie z nauczycielem i informacji zwrotnej na nurtujące mnie wątpliwości jest nie do przecenienia. Samemu nie da się wielu spraw zrozumieć. Nawet moja była partnerka, która była dla mnie prawie zawsze autorytetem- nie mając stałego kontaktu ze swoim nauczycielem, niektóre rzeczy interpretowała mylnie z tego co teraz widzę, i dopiero jak natrafiła na parę osób, które ją sprowadziły i sprowadzają na ziemię – była w stanie pójść dalej (tak wynika z mojej obserwacji naszych ostatnich rozmów- obecnie nie mamy kontaktu) Mam nadzieję Kama, że Twoja droga również się prostuje i ,że odnajdziesz w końcu to czego szukasz, a sądząc bo tym co wyczytałem na Twoim blogu, to sądzę, że wiem, czego bardzo pragniesz 🙂 Więc życzę Tobie powodzenia w realizacji tego w życiu 🙂
o ile Ty Kama, to ta Kama, o której myślę 😛
tak… to ta Kama, ale ciekawe dlaczego zwątpiłeś. poznaliśmy się na Aleandro w Wildze
to co piszesz, jest ok, tak to wygląda. nauki wschodu są potężnymi metodami a adoptowane na grunt zachodni, powoduje na początku wiele pomieszania. osobiście nie żałuję. Lama tłumaczył mi że dezintegracja jest momenten buntowania się ego.
zwątpiłem, bo znam dwie Kamy i ta druga mogła mieć podobną historię do Twojej, aczkolwiek nie znam jej prawie wcale, więc wolałem się upewnić 🙂 Wiesz, ja wolałbym nie podawać nazwisk, wysłałem ten artykuł do instruktorów wiadomej sangi. Może się jakoś ustosunkują do tego. Chętnie podjąłbym z nimi otwartą rozmowę. Moim zdaniem np bez sensu jest przekazywanie bardzo wysokich nauk zbiorowo ludziom, którzy nie rozumieją ich kontekstu. Byłem np. tłumaczem symultanicznym na takim odosobnieniu, gdzie były przekazywane nauki, które w moim odczuciu były z poziomu jogina o dość wysokim już urzeczywistnienia (nauki w dużym skrócie dotyczyły wizji pojawiających się podczas odosobnienia w ciemności, lub już po ustabilizowaniu umysłu w jego naturalnym stanie. Moje pytanie brzmi jak wielu ludzi skorzysta z takich nauk? Jak wielu ludzi przebywa w naturalnym stanie umysłu bez rozproszenia? Osobiście podejrzewam, że nie wielu…ale mogę się mylić…Ale jeśli się nie mylę, to po co przekazywać takie nauki osobom, z których większość potrzebuje raczej bardziej przyziemnych narzędzi w moim odczuciu… W moim odczuciu te nauki są trochę błędnie zaszczepione w naszym kontekście kulturowym, bo mało kto żyjący na zachodzie jest wstanie poświęcić życie na ciągłe, długotrwałe odosobnienia w jaskiniach czy ciemności, jak np robią niektórzy na wschodzie. A wcale nie jest to konieczne z tego co teraz widzę, żeby wyostrzać własną świadomość i percepcję. Do tego jeszcze niestety, ale angielski w wydaniu wielu lamów jest na tragicznym poziomie.l Jak można przekazywać tak subtelne nauki, wymagające bardzo precyzyjnego języka ,aby być dobrze zrozumianymi w niezbyt przejrzysty sposób? Lama mi zasugerował, żebym się nauczył tybetańskiego. Jak na moje, to jeśli lama zgadza się nauczać na zachodzie, to raczej w jego obowiązku leży nauka języka i kultury zachodniej, a nie na odwrót. To będzie śmiałe co napiszę, ale moim znakiem jest to oznaka ignorancji ze strony takich lamów. (oczywiście wielu z nich ma podejście o jakim piszę). To nie my jako Polacy/Europejczycy mamy się dostosować do kontekstu / kultury wschodnich nauk ezoterycznych. Moim zdaniem, jeśli ktoś się podejmuje ich przekazu, to to one powinny być dostosowane do naszych potrzeb i uwarunkowania. Tak to widzę 🙂
teraz dopiero zauważyłem , że edytor tekstu podmienił mi słowo zdaniem na znakiem- w jednym z ostatnich zdań mojej wypowiedzi.
to co piszesz jest z umysłu nie z serca. zmieniłeś ścieżkę i to co teraz robisz uważasz że jest dobre- w co nie wątpię- a tamto doświadczenie było złe i to jest tak jak piszesz twój punk widzenia- sanuję go. jak ktoś przychodzi do mnie do domu to nie zalecam mu żeby ubierał się według mojego gustu, nie proszę go by używał takich słów które mi odpowiadają, po prostu zaprosiłam go i akceptuję i przyjmuję takiego jaki jest. Nie można również oceniać ludzi a priori, bo nie wiesz w jakim są procesie i co kiedy będzie im potrzebne. teraz może nie rozumieją kiedyś może zrozumieją, zostaje nasiono. jeżeli napotka właściwe okoliczności może wykiełkować, może rozwinąć się w piękną roślinę. tak naprawdę dopiero zrobienie nyndro otwiera pierwsze drzwi percepcji buddyzmu. nie pytam się ciebie czy zrobiłeś 100 tysięcy pokłonów, bo ten tekst, który publikujesz odpowiada na to pytanie.
Kama, nie spojrzałem na to w ten sposób o którym piszesz. Masz racje, że nie zrobiłem nyndro, a wiele osób podobnych do mnie również nie wykonało tych praktyk i może to był nasz wspólny błąd. wiem też, że nauczyciele często to podkreślali, aczkolwiek ,mi czasem brakowało takiego bezpośredniego usłyszenia tego po co to jest i jakimi etapami się iść powinno. Może to był po prostu mój błąd – może nie zrozumiałem jak korzystać z nauk buddyzmu- byłem zbyt niecierpliwy – chciałem oświecenia, a nie pracy krok po kroku. Ja nie twierdzę, że to było złe, tylko, że ja się w tym nie umiałem odnaleźć. Nie mam też pretensji to nikogo, tylko akurat tutaj mając bezpośredni kontakt z nauczycielem, jest mi łatwiej zrozumieć pewne rzeczy i rzeczywiście iść małymi krokami do przodu – zaczynając od praktyk wstępnych. Dziękuję Kama za ten komentarz – on mi pokazuje, że mam przed sobą jeszcze wiele pracy i że jestem dopiero na początku mojej drogi z umysłu do serca, nie mówiąc już o dalszych etapach. Mam nadzieję, że mój komentarz Cię nie uraził. Jeśli tak to przepraszam.
nie nie uraził, obawiałam się że mój komentarz jest za bardzo z umysłu i cię dotknął. wszystko jest ok, idziemy dalej, ja też jestem na początku drogi, kiedy już myślę, że jest tak fajnie ze mną i daję sobie radę, natychmiast życie weryfikuje moją pychę. ściskam Cię Bartek-Kama
też Cię ściskam serdecznie Kama i wierzę, że przy zachowaniu pokory uda nam się iść powoli do przodu 🙂 Tylko nie wiem czemu Bartek 😛 (to chyba wypadkowa mojego nazwiska i imienia :P)
i Kama dzięki za to, że się odezwałaś – twoje informacje zwrotne mi pokazują pewne rzeczy. Jesteś dla mnie zwierciadłem – a to jest bezcenne. Dzięki Ci za to 🙂