Wybierz stronę

Rozmiar ma znaczenie

Rozmiar ma znaczenie

Nie wiem, czy wiecie, ale – w Ashtandze wygięcia do tyłu to naprawdę gruba sprawa. Kiedy zaczynałam, nikogo nie obchodziło moje stanie na rękach. Nikt nie chciał oglądać moich skoków, uniesień czy balansów na rękach. Nie, oni chcieli zobaczyć moje wygięcia. Tyle, że ja nie miałam wygięcia. Miałam coś bardziej jak stolik kawowy.

Moje wygięcie 2008

Moje wygięcie 2008

Moje wygięcie w dobry dzień

Moje wygięcie w dobry dzień

Wiedziałam, że chodzi o coś więcej niż kształt kręgosłupa. Wstawanie „z” i wchodzenie do mostka ze stania było dla mnie horrorem – którego nie opanowałam do 42 urodzin. Jedno spojrzenie na zdjęcie z 2008 roku i zrozumiecie, że nie był on ładny oraz wymagał porządnego rozmachu, żeby w ogóle się udał – rzucałam sobą samą i modliłam się, że ręce i nogi dadzą radę mnie złapać. Co miało miejsce nie zawsze. W efekcie, były momenty, kiedy plecy nie tyle pobolewały – właściwie to rwały. Przeszywający ból, który na długi czas zmuszał mnie do przerwy. To było frustrujące oraz, oczywiście, bolesne i niepokojące.

Uwielbiałam (a kiedy mówię: uwielbiałam, mam na myśli, że mogłabym wydrapać oczy), kiedy ktoś korygował moje ustawienie w mostku dając do zrozumienia, jakbym odkręcała stopy albo zaciskała pośladki z lenistwa. To nie dlatego. Cokolwiek robiłam, chciałam tylko ulżyć sobie w bólu. Oba te ruchy działały skutecznie. Oba zmniejszały ból – ale niestety, nie pomagały plecom. Potrzebowałam usłyszeć, co mam robić, żeby móc i nie słyszeć więcej, czego nie powinnam robić.

Na liście znalazły się: praca nad wzmocnieniem nóg i rąk (dziękuję Ci za to, David Garrigues), przyciskanie mocno pięt, żeby unieść dolne plecy oraz ostatnie: mocno zbliżać pępek do kręgosłupa i unosić kości biodrowe (co oznacza, w szerszym znaczeniu, bandhy – ale w moim przypadku, próbę powstrzymania tyłu miednicy przed wbijaniem się w dolne plecy).

Chciałam o tym właśnie ruchu napisać, ale potrzebowałam kogoś, kto na poważnie zna anatomię i pomógłby mi zrobić wrażenie osoby inteligentnej. Zadzwoniłam do Davida Keila (co zazwyczaj robię!), żeby wytłumaczyć mu w swój nieudolny i prymitywny sposób, co myślę, że robię – wtedy on mógłby to przetłumaczyć. (Oczywiście, poprzez unoszenie kości biodrowych pochylam miednicę do przodu. Widzicie? Czy już nie robię wrażenia mądrzejszej?)

Biedny David, właśnie wrócił od dentysty, ale nawet ze zdrętwiałą połową twarzy odebrał telefon. W każdym razie, ucieszycie się, gdyż robię dobre notatki. Bo szybko przeszliśmy do tematu znacznie bardziej interesującego niż moja miednica – do różnic w rozmiarach i proporcjach ciała każdego z nas.

„Kształt, jaki twoje ciało przybiera w mostku ma bezpośredni związek z proporcjami w miejscach, z których naturalnie wychodzi ruch i, oczywiście, ogólnym rozciągnięciem.”

Jeżeli spojrzymy na sprawę z punktu widzenia proporcji, na wygięcie do tyłu złożą się cztery główne części:

  • podudzie (goleń),
  • udo (kość udowa i miednica),
  • kręgosłup
  • ręce.

różnice

Możecie potraktować swoje podudzia i ręce jako wbudowane bloki. Jak wysoko umieścicie te bloki, tak opuszczą się lub uniosą kolejne części ciała, jak w reakcji łańcuchowej. Jeżeli nie robiliście tego wcześniej, podłóżcie bloki pod stopy i obserwujcie zmiany w ucisku lub jego braku w mostku. I z drugiej strony, przenieście bloki pod ścianę i podłóżcie tylko pod ręce, sprawdźcie, czy pojawia się, czy też nie, ucisk, kiedy wchodzicie ze stania w mostek.

łuk

Jeżeli więc macie krótkie podudzia w stosunku do kości udowych, już samo to zmieni kąt pod jakim znajdą się kości udowe, tak? Koniec kości, który łączy się z podudziem może albo znajdować się wyżej, albo niżej, w zależności od miejsca, w którym kość udowa łączy się z miednicą. To bardzo ważne, ponieważ, jeżeli kości udowe są pod mniejszym kątem (bardziej w dół), najprawdopodobniej pociągną miednicę w dół i do przodu, czyli nastąpi pochylenie miednicy do tyłu.

Jeżeli podudzie jest dłuższe, mniej nacisku idzie w przód miednicy i łatwiej osiągnąć pochylenie miednicy do przodu. Innymi słowy, mniej ucisku w dolnych plecach!

Następnie druga strona mostka, ręce. Tu obowiązują te same zasady. Ręce mogą zarówno ponieść, jak i obniżyć kręgosłup, tak samo, jak miednicę i nogi z drugiej strony. Jeśli masz długie nogi i krótki tułów, większe prawdopodobieństwo, że wytworzysz ucisk w dolnych plecach.

Dlaczego? Ponieważ długie nogi sytuują miednicę wyżej, a to oznacza większą odległość do podłogi dla kręgosłupa i rąk. W zależności od tego, jak rozciągnięte masz przody nóg (ogólnie zginacze bioder) miednica bardziej lub mniej pochyli się do tyłu, a ręce nadal będą musiały sięgnąć podłogi, więc nacisk pójdzie w dolne plecy, gdzie naturalnie wszyscy wyginamy się najbardziej.

Generalnie, sprowadza sie to wszystko do jednego: rozmiar ma znaczenie. Przynajmniej w temacie proporcji. I odnosi się do niemal WSZYSTKICH kształtów, jak mają nasze ciała. Oznacza to, że będziemy bardziej lub mniej sprawni nie tylko w zależności od siły czy elastyczności – ale również indywidualnej budowy ciała.

Kiedyś dawno temu, przeklęłabym swoje ciało za niedoskonałości – miejsca, które uważałam za zbyt duże/małe/szerokie/cokolwiek. Teraz jednak, obserwuję siebie i innych w czasie zajęć Mysore, jak uczymy się odczytywać mapę asan, którą każdy z nas otrzymał – używając tego, co mamy, żeby przybierać skomplikowane pozycje, uczyć się wypełniać pustkę i zmieniać nasze schematy.

Poważnie, rozmiar ma znaczenie. Ale to nie wszystko co je ma. Przyjrzyjcie się jeszcze raz dokładnie mojemu mostkowi z 2008 roku. Fascynujący, nieprawda? To niesamowite, co możemy osiągnąć, jeżeli tylko nie poddamy się.

Kto wie? Może nawet mogłabym pokochać anatomię i nazywać części ciała, zamiast wytykać je palcami.

Oraz – powinniście koniecznie subskrybować blog Davida Keil, żeby również móc sprawiać wrażenie mądrych.

Acha, i David? Powinieneś bardziej kontrolować, od kogo odbierasz telefon. Miałeś szczęście, że to tylko ja, ale kto wie, ilu jeszcze maniakalnych wielbicieli asan czyha…

Tłum. Monika Kowalska

Link do oryginału: http://pegmulqueen.com/about/2014/03/28/size-matters/

 

O autorze

Peg Mulqueen

z dużą dozą ciepła i zaraźliwym poczuciem humoru dzieli się swoją pasją życia i miłością ze wszystkimi, których spotyka. Peggy była przez wiele lat doradcą, aż natrafiła na jedną z najstarszych form terapii leczniczych – jogę. Od tego czasu pomaga innym podejmować życie nastawione na rozwój, odnawiać, zgłębiać i odkrywać – a wszystko to na macie do jogi. Poza matą, Peggy (wraz z mężem i mieszkającą na wyciągnięcie ręki dwójką dzieci) można spotkać serfującą na Maui – gdzie uczy się upadać z gracją i podnosić się… albo zawieszoną 150 metrów nad ziemią na linie nad dżunglą w Costa Rica – kiedy walczy z lękiem wysokości… albo pracującą nad doskonałym zarzuceniem wędki, kiedy łowi muchy w bardziej dzikich rejonach Montany.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.