W sercu jogi: Pratjahara. T.K.V. Desikachar
Świat istnieje po to, by dać nam wolność
Nie możemy zacząć stosować się do pięciu jam poprzez zajmowanie się najpierw ahinsą, a po opanowaniu tego zagadnienia przechodząc do satji i kolejnych schematów zachowań. Nasze postępowanie zmienia się stopniowo, w miarę jak kroczymy ścieżką jogi — drogą wyznaczaną przez naszą chęć, by za wszelką cenę stawać się kimś lepszym. W odniesieniu do tej sytuacji niezwykle ważnym pojęciem jest „anga” — słowo tłumaczone jako „gałąź”, „członek” bądź „kończyna”. W okresie pomiędzy poczęciem a osiągnięciem przez istotę ludzką stanu pełnego rozwinięcia, wszystkie kończyny płodu rosną równocześnie. Z ciała nie kiełkuje kolejno jedna ręka, potem noga, a następnie inne elementy. Podobnie przedstawia się sytuacja z jogą — wszystkie osiem jej aspektów rozwija się równocześnie i współzależnie. To dlatego w Jogasutrach pojawia się termin anga określający osiem gałęzi jogi. Patańdźali określa je razem mianem asztangi.
Pratjahara
Omówiliśmy już pierwsze cztery gałęzie jogi — asanę, pranajamę, jamę oraz nijamę. Piąty element, pratjahara, związany jest z naszymi zmysłami[1]. Słowo „ahara” oznacza „pokarm”, natomiast cały termin „pratjahara” tłumaczy się jako „wycofać się z tego, co karmi zmysły”. O co tutaj chodzi? Celem jest sytuacja, w której nasze zmysły nie żyją już z tego, co nas pobudza — a więc nie są zależne od takich elementów i nie karmią się nimi. Nasz wzrok jest przyciągany przez piękny zachód słońca na zasadzie podobnej do tej, według której pszczoły lgną do miodu. W taki właśnie sposób funkcjonują normalnie nasze zmysły. Istnieje jednak szansa, iż nawet najpiękniejszy zachód słońca na świecie nie przyciągnie naszej uwagi i nie zaangażuje naszych zmysłów, gdyż będziemy głęboko pochłonięci czymś innym. Zazwyczaj narządy odpowiedzialne za wrażenia mówią naszemu umysłowi: „Spójrz na to! Powąchaj tamto! Dotknij tego!” Zmysły rejestrują obecność obiektu, a chwilę później przykuwa on już uwagę umysłu.
Pratjahara pozwala nam przerwać to połączenie między umysłem a zmysłami, przez co działanie tych ostatnich ulega wycofaniu. Każdy ze narządów percepcji posiada szczególną jakość, do której się odnosi: oko zajmuje się kształtem rzeczy, ucho dźwiękiem i wibracjami, które się z nim wiążą, nos skupia się na zapachu. Pratjahara sprawia, iż nawet jeśli przed naszymi organami postrzegania rozciągają się obiekty wraz ze swoimi atrakcyjnymi właściwościami, są one ignorowane. Nasze zmysły pozostają niewzruszone i wolne od zewnętrznych wpływów.
Przedstawmy to zjawisko na przykładzie. Jeśli w trakcie ćwiczenia pranajamy jesteśmy bez reszty pochłonięci oddychaniem i skupia się na nim cała nasza uwaga, pratjahara pojawia się w sposób automatyczny. Umysł jest tak skoncentrowany na oddechu, że odcinane są wszelki połączenia pomiędzy intelektem, zmysłami i obiektami zewnętrznymi, które nie są związane z naszą aktualną aktywnością. Pratjahara nie jest więc stanem snu. Narządy są w stanie reagować, nie robią tego jednak z powodu wycofania, jakiemu uległy.
Skorzystajmy z kolejnego przykładu: kiedy ktoś zadaje mi pytanie, staram się objaśnić temat, który omawiam przy pomocy swojej odpowiedzi. Im bardziej angażuję się w tę czynność, tym mniej świadom jestem tego, gdzie się znajduję. Podjęta interakcja stopniowo pochłania mnie w coraz większym stopniu — to kolejny przejaw pratjahary. Chociaż stoję przed słuchaczami z otwartymi oczyma, jestem tak zaabsorbowany treścią dyskusji, że moje zmysły nie reagują na inne bodźce. Nawet gdyby za oknem zaczął padać śnieg, nie zwróciłbym na to uwagi — to samo dotyczy dźwięków dochodzących spoza pomieszczenia. Pratjahara nie oznacza, iż spoglądam na coś i mówię do siebie: „Nie będę na to patrzeć!”. Chodzi natomiast o stworzenie sytuacji, w której umysł jest pochłonięty przez coś w takim stopniu, że zmysły nie reagują już na obecność innych obiektów.
Kiedy podejmujemy działanie, musimy korzystać z naszych zmysłów. Kiedy mówimy, używamy ust i uszu. Wajragja — czyli idea opanowania i dystansu — zakłada, że powinniśmy działać bez zastanawiania się nad ewentualnymi korzyściami, jakie mogą dla nas wypływać z danego czynu. Wajragja jest więc zdystansowaniem się od skutków czy owoców naszego postępowania.
Pratjahara funkcjonuje na innej zasadzie — jest powiązana ze zmysłami i tylko ich dotyczy. Podczas medytacji ten stan pojawia się niemal automatycznie, gdyż jesteśmy całkowicie pochłonięci przez obiekt, który właśnie kontemplujemy. Dokładniej rzecz ujmując, dzięki temu, że umysł jest tak skupiony, podążają za nim również zmysły. Ta zależność funkcjonuje w tę stronę, a nie odwrotnie. W przypadku pratjahary zmysły nie działają już w typowy dla siebie sposób, przez co ich wrażliwość niezwykle się wyostrza. W normalnych okolicznościach narządy percepcji raczej nami rządzą, zamiast być dla nas posłusznymi sługami. Zmysły wabią nas, tak by rozwijać pragnienia dotyczące rozmaitych rzeczy. W obliczu pratjahary sytuacja ulega odwróceniu: jeżeli musimy jeść, jemy — nie robimy tego jednak dlatego, że pragniemy jedzenia. Pratjahara to działanie, poprzez które staramy się umieścić zmysły w miejscu, które powinny one zajmować — nie usuwając ich jednak całkowicie z naszych działań.
Pratjahara może być środkiem, który poprzez skierowanie uwagi w inne miejsce umożliwi kontrolowanie fizycznego dyskomfortu. Wyobraźmy sobie, iż siedzimy w pozycji lotosu, całkowicie pochłonięci Bogiem lub zgłoską OM. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, iż spędziliśmy w tej asanie tyle czasu. Po powrocie do normalnego stanu świadomości może się okazać, iż konieczne jest rozmasowanie nóg. Nie zwracaliśmy uwagi na to, co dzieje się z naszymi dolnymi kończynami, gdyż nasza koncentracja skupiała się na czymś innym. Na tej zasadzie możliwe jest zakrycie bólu przy pomocy pratjahary — trudno jednak skierować zmysły na konkretny obiekt ze świadomym zamierzeniem zapomnienia o fizycznym cierpieniu, gdyż nasze organy percepcji zawsze działają wspólnie. Pratjahara jest stanem, który z reguły pojawia się w sposób spontaniczny. Wiele osób twierdzi, iż techniką pratjahary jest wewnętrzne wpatrywanie się — podobnego zdania jest zresztą wiele ksiąg. Pratjahara pojawia się jednak sama z siebie — nie możemy jej przywołać. Jesteśmy w stanie co najwyżej podjąć środki, dzięki którym może ona wystąpić.
Prezentowany fragment pochodzi z rodz. XII książki T.K.V. Desikachara W sercu jogi. Ćwiczenia dla ciała i ducha, wydanej przez Grupę Wydawniczą HELION.
Najnowsze komentarze