O nadużywaniu terminu joga. Maciej Wielobób
Wbrew tradycji jogicznej, ostatnimi czasy stawia się znak równości między pozycjami jogi (asanami) a jogą. Stąd powstają kwiatki w postaci stwierdzeń – “praktykuję jogę i medytację”, co jest totalnym masłem maślanym (zgodnie z tradycją jogiczną joga i medytacja jest tym samym, a zatem powyższy cytat można wyrazić równie dobrze mówiąc “praktykuję medytację i medytację”). Niejednokrotnie pisałem na ten temat na swoim blogu i polskich portalach jogicznych: jest wiele systemów jogi, które obywają się bez praktyki asan, natomiast nie ma systemów jogi, które obywają się bez samadhi lub jego odpowiednika. Wjasa w komentarzu do pierwszej sutry Jogasutr (JBh. I.1.) wyraźnie zaznacza: “Joga to samadhi”. Wróćmy raz jeszcze do poprzedniego zdania, by powtórnie je przeczytać i zdać sobie sprawę z powagi tej deklaracji Wjasy, którą potwierdza też sutra I.2 u samego Patańdżalego (“joga jest zatrzymaniem poruszeń umysłu”). Niewątpliwie sednem praktyki jogi, o czym się niestety najczęściej zapomina, jest praktyka samyamy (praktyk koncentracyjno-medytacyjnych: dharana, dhyana i samadhi).
Dlatego jestem stanowczym przeciwnikiem używania terminów takich jak “soma joga”, “joga hormonalna”, “tao joga”, “bikram joga”, “hot joga” etc.. Nie zaprzeczam, że być może są to użyteczne techniki. Ale nie mają nic wspólnego z centrum praktyki jogi. Co więcej, równie dobrze z sednem jogi może nie mieć nic wspólnego praktyka jogi Iyengara, ashtanga vinyasy, vinyasa kramy czy Sivananda jogi, jeśli obejmuje tylko praktykę asan i nie zmierza w kierunku innych praktyk.
Co ciekawe, terminu joga (jako praktyka asan) błędnie używają także osoby, które medytują i zdają sobie sprawę z głębszego kontekstu jogi. Więc z jednej strony powszechnie używa się terminu joga w rozumieniu praktyki asan, a z drugiej – można przecież przeczytać, że joga prowadzi do wyzwolenia z cierpienia (moksza lub mukti). Dochodzi więc do nieporozumienia, że co poniektórzy oczekują mokszy (wyzwolenia) przez trwanie np. w trikonasanie, co jest oczywiście absurdalne, śmieszne (no może nie śmieszne, a tragikomiczne), a przede wszystkim niezgodne z tradycją jogi.
Dlatego uważam, że warto zwrócić uwagę na używanie przez nas rozmaitych terminów jogicznych, szczególnie tyczy się to nauczycieli jogi. Gdy mamy na myśli “praktykę asan”, mówmy: “praktyka asan”, “praktyka pozycji jogi”, a nie – joga. To taki mój mały manifest, który jakoś tak wzbierał się w sobie przez jakiś czas. Mam nadzieję, że zrozumiecie jego powagę.
– –
Maciej Wielobób jest nauczycielem jogi (asan, pranajamy, medytacji, filozofii), autorem książki “Terapia jogą”. Prowadzi zajęcia w swojej kameralnej szkole w Krakowie, warsztaty w całej Polsce, szkoli nauczycieli jogi w podejściu vinyasa krama, kończy pisać swoją drugą książkę, tym razem o psychologii jogi. Pisze artykuły o jodze na popularne portale jogiczne, jak również jest autorem poczytnego bloga o jodze.
Szkoła jogi Maćka w Krakowie: http://www.joga-krakow.pl
Warsztaty jogi w całej Polsce i kursy nauczycielskie: http://maciejwielobob.pl
Joga – blog: http://www.joga-blog.pl
Najnowsze komentarze