Ludzie to myśli żyjące w naszych głowach. Patrycja Gawlińska
Wszystko, co cię otacza, to koncepty zbudowane z myśli, to ty jesteś ich twórcą. Żyjesz we własnym świecie, który sam tworzysz ze swoich wyobrażeń. To, czego nie ma w twojej głowie, nie istnieje, ale tylko dla ciebie. Wcale nie oznacza to, że jeśli przestajesz o kimś myśleć i wymażesz wszelkie wspomnienia z pamięci, wówczas dana osoba przestanie istnieć. Jeśli kogoś spotykasz po raz pierwszy, nie oznacza to, że dopiero co go wykreowałeś.
Jednak właśnie w tym momencie zaczynasz tworzyć wyobrażenie o tej osobie, które staje się dla ciebie jedynym „prawdziwym” jej obrazem. Dlatego tak ważne (świadomie bądź nieświadomie) jest dla nas pierwsze wrażenie, jakie wywiera na nas dana osoba. Na jego podstawie budujemy postać w naszej głowie, kreujemy ją zbierając informacje: „obrazy” zachowań, sytuacji. Kreujemy postać ze strzępów informacji, które docierają do umysłu poprzez zmysły. Każdy fragment „doszywamy”, dopasowując go do wyobrażenia, które stworzyliśmy przy pierwszym spotkaniu. Wydaje się nam być prawdziwe i właściwe to, co o kimś myślimy. Często bez wahania wyrażamy swoją opinię o kimś, czasem raniąc bez namysłu, zaczynając od słów: „powiem Ci prawdę…” Nie zważamy na to, że jest to nasza opinia, nasze wyobrażenie, nasz twór. Prawda? Dla kogo, czyja prawda? Tylko my uważamy ją za prawdę, więc może czasem lepiej zachować ją tylko dla siebie. Wiele razy nacięłam się na tym, jak budując wyobrażenie o kimś na podstawie pierwszego wrażenia szybko okazywało się ono niewłaściwe i szkodliwe nie tylko dla danej osoby, ale i dla mnie. Tworząc negatywne wyobrażenie o kimś, budujemy je z negatywnych myśli, z kolei za myślami kryją się emocje. Tworzymy nie tylko postać, ale kreujemy sytuacje, sceny, całe historie! A nasz umysł postrzega je jako prawdziwe, odpowiadające rzeczywistości.
Przychodzi mi do głowy sytuacja, która pokazuje mechanizm tworzenia takiego wyobrażenia. Przed wykładem na sali było niewiele osób, jednak prawie wszystkie miejsca zostały już zajęte. Na wykładach zbierało się wielu słuchaczy, często brakowało krzeseł. Chętni przychodzili dużo wcześniej i zajmowali dla siebie miejsce, kładąc jakąś rzecz na krześle, po czym wychodzili.Siedziałam w środku, kiedy do sali wszedł dojrzały wiekiem mężczyzna. Spojrzałam na jego minę i automatycznie pomyślałam, że jest nadęty i zarozumiały. Niewiele musiałam czekać na potwierdzenie mojego pierwszego wrażenia. Mężczyzna rozejrzał się po sali szukając miejsca, po czym podszedł do jednego ze środkowych krzeseł w trzecim rzędzie, gdzie był bardzo dobry widok na miejsce wykładowcy. Krzesło było zajęte. Obserwowany przeze mnie mężczyzna wziął chustę leżącą na krześle i rzucił ją na inne również zajęte krzesło w drugim rzędzie. Z wnioskowania po minie, mowie ciała i zachowaniu dla mojego umysłu jasno wynikało, że bez pardonu usiadł na cudzym miejscu. Szybko pojawiały się skojarzenia: nadęty, zarozumiały, bezczelny… Automatycznie w wyobraźni pojawiła się historia, w której biedna, słaba kobieta przychodzi usiąść na uprzednio zajęte przez nią miejsce i zderza się z brakiem kultury, rozbuchanym chamstwem. Moje przeczucia zdawały się znaleźć potwierdzenie, kiedy do krzesła, na które mężczyzna rzucił chustę, podeszła kobieta i przełożyła ją na sąsiednie miejsce, po czym usiadła. Wtedy miałam już pełny obraz i wyobrażenie o obserwowanym przeze mnie mężczyźnie: nadęty i bezczelny. W ułamkach sekund w umyśle powstała postać na podstawie dostarczonych informacji, a każda kolejna obserwacja tworzyła myśli, potwierdzające prawdziwość tworzonego wyobrażenia. Z minuty na minutę sala wykładowa wypełniała się słuchaczami, a ja w napięciu oczekiwałam powrotu właścicielki chusty.
Wykład się rozpoczął i ku mojemu zdziwieniu żadna biedna, pozbawiona miejsca kobieta nie pojawiła się na sali. Z czasem okazało się, że starsza pani, która odłożyła chustę na bok, była żoną „obiektu” mojego dochodzenia i to ona, jak każdego ranka, zajęła dla męża miejsce. Mężczyzna zaraz po wejściu na salę rozglądał się, ponieważ nie wiedział, które krzesło wybrała dla niego małżonka. Po za tym okazał się być całkiem normalnym starszym panem, a nadęta mina, którą miał tamtego poranka, na podstawie której zbudowałam swoje wyobrażenie, to tylko kolejna interpretacja mojego umysłu.
Oto jak dałam się złapać w pułapkę własnego umysłu. Stworzyłam w swoim świecie czarny charakter, uosobienie chamstwa, które mieściło się w ramach nieświadomie stworzonego wcześniej katalogu podobnych zachowań. A wystarczyło w momencie pojawienia się pierwszej myśli, skojarzenia odpuścić, nie myśleć o tym, nie interpretować, nie oceniać, nie szukać znaczenia. W dużym skrócie i uproszczeniu właśnie tak działa mechanizm budowania świata, własnego świata. Na podstawie wyrwanych z kontekstu sytuacji, zdarzeń powołujemy do życia osoby. Postaci powstałe z myśli, żyjące w wyimaginowanym świecie, który sami tworzymy. Jeśli jeszcze nie wiesz, jak dzieła twój umysł i interpretuje otaczającą rzeczywistość, na czym się koncentruje, co przyciąga, to rozejrzyj się dookoła. Następnym razem, kiedy pojawi się ktoś nowy na twojej drodze, to zaobserwuj mechanizm tworzenia kreowania postaci. W ten bądź podobny sposób tworzymy wyobrażenie o naszych znajomych i bliskich. Przypisujemy cechy, doszukujemy się podobieństw, różnic, skojarzeń itd. Idąc dalej charakteryzujemy nie tylko konkretne osoby, ale tworzymy ich kategorie, np. każdy rudy jest fałszywy, każdy zataczający się na drodze to pijak. Umysł uwielbia kolekcjonować wyobrażenia, odnosić i dopasowywać je do nowych osób. Nieświadomie podążamy za tym, bo trzeba pamiętać, aby po raz drugi nie zostać oszukanym, skrzywdzonym, itd. W ten sposób tworzy się przesądy, uprzedzenia, a te rodzą niechęć i nienawiść. Nie sposób wyzbyć się takiego działania umysłu, ponieważ to jest sposób jego funkcjonowania przy zbieraniu bazy danych i doświadczeń. Dzięki temu uczymy się, rozwijamy. Warto jednak pamiętać, że zmysły są zawodne, a informacja, która do nas dociera, często wyrwana jest z kontekstu, więc świat, w którym żyjemy, może bardzo różnic się od świata innych i tego, który nas rzeczywiście otacza. Można powiedzieć, że właśnie tak postrzegam i dla mnie właśnie taki jest otaczający mnie świat. Zgoda, ale inni mogą go postrzegać zupełnie inaczej. Może warto więc przed ocenianiem innych bądź chcąc powiedzieć komuś „prawdę” zastanowić się, czy to przypadkiem nie jest tylko moje wyobrażenie, prawda prawdziwa tylko dla mnie.
„Stosunki międzyludzkie opierają się na tworzeniu wyobrażeń, na mechanizmie obronnym. Każdy z nas buduje sobie wyobrażenia o innych, dotyczy to wszelkich stosunków. Stosunki międzyludzkie są stosunkami między wyobrażeniami, a nie między samymi istotami ludzkimi(…). Stworzyliśmy je, a one wcale nie są rzeczywistością. Wszystkie nasze stosunki, bez względu na to, czy dotyczą one własności, pojęć czy ludzi, zasadniczo opierają się na tworzeniu wyobrażeń i przez to powodują konflikty.”
/Jiddu Krishnamurti „Wolność od znanego”/
…jeśli zatem wszystkie nasze stosunki, dotyczące własności, pojęć czy ludzi opierają się na tworzeniu wyobrażeń to łatwo wywnioskować że nie ma nic poza wyobrażeniami, stąd też zapewne koncepcja teorii pustki w buddyzmie. Jeśli więc wszystko co postrzegamy jest perspektywiczne (oglądane z jakiegoś punktu widzenia) to nie istnieje coś, co moglibyśmy nazwać istotą rzeczy (substancjalnie), co jest oderwane od naszego postrzegania, nie ma zatem w tym sensie prawdy absolutnej, a to czym posługujemy się na co dzień jest jej względną odmianą. Jest tak ponieważ to co może być między-ludzkie, to co można uzgodnić, ten rodzaj prawdy, jest zawsze w sferze języka, pojęć, które prawdy absolutnej nie obejmują (nie można pojęciami opisać pustki). Stąd też wielu filozofów uciekło od tradycyjnego pojęcia prawdy (jako zgodności sądów z rzeczywistym stanem rzeczy) na rzecz np. rzetelności (Nietsche), czy też użyteczności (pragmatyzm) określając w ten sposób stopień w jaki pozwala nam ona przezwyciężyć ustalone poglądy (Nietsche) lub przełożyć tezy na ich praktyczne skutki. To że nie można opisać prawdy absolutnej nie oznacza jednak że ona nie istnieje, oznacza to tylko że jej sposób istnienie jest odmienny od tego co o nim sądzimy. Dowodem naprawdę absolutną jest najczęściej świadectwo osób które jej doświadczyły (w buddyzmie Buddy, w chrześcijaństwie Jezus …) oraz wg mnie to że od czasu do czasu doświadczamy stanów które są w stanie przemienić nasze postępowanie (nazywam je sytuacjami granicznymi), nasze ustalone wartości, takich które powodują że wciąż szukamy nowego sensu życia…
Dzięki za tekst, pozdrawiam serdecznie !
nie zgadzam się z tym, że “to co może być między-ludzkie, to co można uzgodnić, ten rodzaj prawdy, jest zawsze w sferze języka, pojęć, które prawdy absolutnej nie obejmują”. przez miłość, podstawę najważniejszych relacji międzyludzkich. ona bardzo jest poza/ponad słowami, ponad czynem, również tymi, które mogą zranić (zdrada, przemoc… nie podlegające kategorii subiektywnego wyobrażenia), bo dalej trwa i jest nieskończona w swym zrozumieniu. wydaje mi się ona nierozerwalna ze światem, ona lub jej brak. funkcjonuje równolegle do tego mojego małego, opartego na subiektywnych wyobrażeniach świata. ale jest poza i jest jednocześnie podstawą. jak się tylko ją puści wolno, w tych nanosekundach życia, czuje się skończoność nieskończoności i prawdę absolutną 😉
bycie w rodzinie, jako rodzic dzieci, kochających, ufających, polegających i zależnych od nas, bycie żoną, siostra czy córką dwójki ludzi, którzy np. przeszli tą drogę, którą idę teraz ja i czuję ogrom odpowiedzialności, brak wiedzy, to jest coś bardzo dalekiego od pustki albo, że to tylko wyobrażenia. z mojej strony – tak. ale uczucia rodziny, znajomych, tych ludzi naprawdę ważnych w naszym życiu, w ogóle cały świat nie są wyobrażeniem. więc prawda absolutna niech sobie gdzieś tam jest, ale trzeba się zabrać do codziennej roboty 😉 każde doświadczenie, które coś wnosi (lub dajemy mu coś wnieść), pomaga pozbywać się wszechwiedzącego (czyli za mało wiedzącego, więc niby-ogarniającego) umysłu 😉 pewnie dobrze też robi przeżycie chociaż pół wieku, żeby tej pokory nabrać 😉 prawda absolutna nie jest potrzebna, automatyczne (intuicyjne?) szufladkowanie ludzi jest ok, dopóki człowiek się stara i ma pokorę… i, jak napisała autorka, trzyma język za zębami 🙂
Jeżeli nie ma nic, poza wyobrażeniami, to właśnie wyobrażenia są prawdą absolutną. Jak to zrealizować ?
Oczywiście że chodziło o to, że to co istnieje poza wyobrażeniami (np. krzesło na którym siedzisz) nie jest nam całkowicie dostępne, absolutna prawda o nim nie jest nam dostępna, i że mamy do dyspozycji tylko wyobrażenie o nim. Wyobrażenie jest zawsze uwarunkowane przez obserwatora, i jeśli jest poddane powszechnym kryteriom sprawdzalności, to może być uznane za prawdę względną, tylko taką, ponieważ to co wspólne, choć do pewnego stopnia sprawdzalne, nie jest jednakowe dla wszystkich ( krzesło więc o którym mówimy choć jako pojęcie jest krzesłem dla nas obu (prawda względna), to jeśli każdy z nas spróbuje opisać jego istotę nie będą to z pewnością te same opisy), między naszym wyobrażeniem a prawdą względną jest więc zawsze jakieś niedopełnienie, jakaś reszta. Wyobrażenie odchodząc od prawdy względnej zbliża się wg mnie do absolutu, nie jest to wówczas jednak już prawda absolutna a wyłącznie twój abstrakcyjny twór, nieuchwytny w tej formie dla kogoś innego. Co będzie jednak jeśli w ramach eksperymentu (np. medytacji) stanę się wyobrażeniem tego krzesła? wówczas już nie będzie już perspektywy obserwatora, więc nie będzie i substancjalnie tego kto patrzy, pozostanie tylko wyobrażenie, więc coś bez istoty – pustka, w której jak się domyślam może objawić się prawda (nie pytaj o to jednak bo tego nie sprawdziłem :))
Maćku dziękuję za komentarze 🙂
Leszku, Twoje wyobrażenie może być prawdą dla Ciebie, ale nie prawdą absolutną. W dochodzeniu do istoty rzeczy, czyli do prawdy absolutnej musi zniknąć przestrzeń, dystans między obserwatorem a obserwowanym.
Pozdrawiam 🙂
Inspirujący artykuł i komentarze :-). Mechanizm obronny o którym wspomina Jiddu Krishnamurti, polegający na tworzeniu wyobrażenia, wynika z przeświadczenia, że ‘to jest korzystne’. Wchodzę w takie małe rozgrzeszenie :-).Każda rzecz funkcjonuje całkiem podobnie, czyli przez lgnięcie do korzyści. Ja teraz pracuję (od wczoraj) ze zdaniem ‘to jest korzystne’. Polega na obserwacji każdego nastawienia i uznanie, że nastawienie- z poziomu ego -, dzieje się w samoobronie. Żeby to rozbroić w pozytywny sposób i nie stwarzać winy, ukułem sobie zdanie ‘to jest korzystne’. Mając świadomość, co do sytuacji, nie robię sobie wymówek, a pozostaję w krainie rezultatu. Rezultat, czyli ‘manifestacja wyobrażenia’ jest ostateczną prawdą absolutną, na swoim poziomie. Nie można powiedzieć, że istnieje jakaś prawda absolutna oddzielona od całości, a skoro, każda rzecz zawiera się w całości, reprezentuje prawdę absolutną. Różnica, co do prawdy istnieje , a może nie istnieje w poziomach. Pozdrawiam :Patrycjo i Maćku:-)
Leszku, choć daleko mi do uznania mych wyobrażeń za prawdę absolutną (nawet w ramach eksperymentu) to bardzo podoba mi się to co się dzieje z wyobrażeniem przy pomocy zdania “to jest korzystne”. Ma ona bardzo ciekawy, wyzwalający efekt i eksperymentowałem z nim po swojemu trochę w ostatnich dniach, tak więc, dzięki że się nim podzieliłeś 🙂
Pozdrawiam
ten cytat jest suchy i teoretyczny, oraz zdradliwy. wyrwany z kontekstu, ilu czytających, tyle o nim wyobrażeń. choć powyższe wypowiedzi są w tonie przekonania o właściwiej interpretacji 😉 sprawdzanie/rozważanie “to jest korzystne” brzmi jak zabawa. w obliczu przeżyć jak zdrada, przemoc czy śmierć to się wydaje grubo nie-halo. oczywiście jasne, spokój i akceptacja są celem (albo darem). ale tego trzeba się nauczyć, pracować, żeby utrzymać.i trzeba mieć okazję sprawdzić, czy naprawdę się to potrafi. bo tak na co dzień, kiedy lodówka pełna, dzieci zdrowe, praca jest to są warunki laboratoryjne.
do jednego worka wrzucone są relacje z obcymi ludźmi i najbliższymi, nie ma słowa o miłości jako podstawie tych najważniejszych w życiu (proszę teraz nie robić z niej miazgi pytaniami, a co to jest miłość, kogo się kocha, osobę, wyobrażenie, swoje odbicie itp ;-). ogólnei w zyciu są rzeczy do robienia. ot tak powinien działać mechanizm “to jest korzystne”. mamy dzieci, partnerów, rodziców, przyjaciół. u podstaw naszych działań w mniejszym lub większym stopniu leżą miłość, szacunek do życia i pokorne dzięki za to, co mamy. po co rozważać, czy coś jest korzystne, w ogóle w jakim sensie, przecież nie możemy zrobić tego samego na dwa sposoby jednocześnie? wyobrażenia (np. innego scenariusza) są wyobrażeniami. ile razy mamy okazję powtorzyć 2x tą samą powiedzmy czynność w relacjach? mam dwójkę małych dzieci, podejmuję dużo decyzji jako ich rodzic. bardzo często to co korzystne dla jednego, nie jest korzystne dla drugiego. wiele spraw jest oczywistych w swej korzystności. wiele spraw, które były rozważane w kategoriach „co jest bardziej korzystne” okazało się nietrafionych. nie dyskutuję z tym, że bazujemy na wyobrażeniach, błednych osądach, ale cokolwiek lub też whatever, bo po drugiej stronie relacji jest człowiek i są po prostu rzeczy w życiu do robienia.
Monika, aby zrozumieć jak to działa, musisz wycofać się bardziej w swój umysł. Przywołałaś konkretne wyobrażenia, dlatego bo ‘to jest korzystne’. Nie chodzi tylko o rozważania, ale świadomość ‘dziania się’ mechanizmu rozważania. Rozważanie mentalne pojawia się jako rezultat i jest wydrukiem naszego:’to jest korzystne’. Działamy w świecie rezultatów, gdzie próba zanegowania tego faktu, powinna być rozpoznana, jako szczególny rodzaj ‘to jest korzystne’, który jest po prostu wymówką.Pozdrawiam :-). Cieszę się Maćku 🙂
lub jeszcze inaczej…
Nóż może służyć to krojenia chleba oraz do zabijania w zależności kto go użyje… Ja korzystałem z tego zdania do oderwania własnych wyobrażeń z pola działania przeżytych traum. W końcu dzięki powstałym wówczas wyobrażeniom, lub ich braku, jestem tym kim jestem, a z chwilą wyzwolenia z przeszłości mogę być bardziej w tu i teraz bawiąc się pełniej wraz z moim małym synkiem. Idę bo mnie woła…
Pozdrawiam serdecznie
Umysł to taki, jakby osobny organ. Czasami podsuwa nam doskonałe rozwiązania, czasami błędne. Umysł bazuje na zmysłach, doświaczeniu, przeżyciach. Podejrzewam, że jego źródło działania to mózg, który niestety jest bardzo ułomny. Zatrzymanie umysłu, daje możliwość pełnego poznania. Istnieją inne sposoby “wyłączenia” umysłu, niż medytacja. Jednak tylko ona daje pełny wgląd i przez ćwiczenia świadomości, daje szansę na pełne poznanie. To bardzo długi proces i życie wydaje się za krótkie. Świetny tekst i próba zrozumienia. Pozdrawiam.
Dobrze Maćku napisałeś, każdy człowiek potrzebuje przestrzeni, którą może sobie dać, odrywając się z pola działania przeżytych traum -podświadomość, ciało emocjonalne. Przestrzeń można zdefiniować jako współczujący umysł. Jakość współczucia bierze się z umiejętności dostrzegania braku winy. Idąc w tym kierunku dochodzimy do czegoś naprawdę nie-małego. Utrzymywanie nastawienia ‘To jest korzystne’ – prowadzi do rozumienia – kim jestem, z pozycji wewnętrznej mocy, gdzie wydruk rezultatów objawia się, jako współczująca miłość. To, co nas może osłabiać, jest pozycją – hipotetycznego braku korzyści, bo za tym idzie osłabienie z pola traumy, a wystarczy po prostu ‘tego’ nie robić. Przykład z nożem. Potrzebujemy wybaczenia, aby wejść w pole mocy i kroić ze spokojem chleb dla dzieci, bez względu na wielokrotne użycie ‘tego’ narzędzia dla czynienia krzywdy. Jednak nie każdy człowiek przyjmie takie rozumowanie, bo jego indywidualna kondycja będzie wymagała dostrzeżenia krzywdy-cierpienia i całego mechanizmu tworzenia winy, który powstaje w umyśle. Czyli najpierw trzeba dostrzec krzywdę, aby się wyzwolić z winy. Żeby w ogóle komuś chciało się wyzwalać 🙂 Dodam jeszcze, że emocje są czymś całkiem oddzielnym, od robienia tego, co powinno się robić. Człowiek na poziomie rozumu, może robić cokolwiek, bez emocji. Jeżeli jednak towarzyszy mu żal, smutek, wtedy jego projekcje zabarwiają rzeczywistość i jest dużo zmagania się i cierpienia. Wystarczająco dużo, aby zechcieć coś z tym zrobić. Także stan umysłu ‘to jest korzystne’ będzie działać właściwie na niektórych, a dla niektórych lepiej będzie jeszcze trochę pocierpieć. Ponieważ ‘to jest korzystne’ działa cały czas.
“Błąd nie oznacza tutaj zwykłego zniekształcenia jakiejś okoliczności faktycznej, lecz odchylenie od stanu, któremu przypisuje się wartość dodatnią i najwyższą; podobnie prawda, w sensie absolutnym, nie jest zwykłym rozpoznaniem jakiejś faktyczności, lecz aktualizacją owego uwartościowanego dodatniego stanu.”