Kilka słów od redaktor naczelnej (maj 2012)
Nie tak dawno temu w rozmowie z moją Dawno Nie Widzianą Znajomą pojawił się temat jogi. (Z lekkim uśmiechem obserwuję, że oraz częściej rozmowa ze mną tak właśnie się kończy… ) Dawno Nie Widziana Znajoma jakiś czas temu zainteresowała się jogą i zaczęłyśmy się wymieniać spostrzeżeniami i refleksjami. Opowiadałam jej coś z dużym entuzjazmem, kiedy nagle z rozmowy dowiedziałam się, że … na jodze nie wypada się śmiać. Wyprostowałam się na krześle (co oznacza oczywiście, że nie siedziałam zupełnie prosto…) i nie mogłam uwierzyć. Nie można się śmiać? No właśnie, nie wypada. Taka konwencja. Dawno nie widziana znajoma opowiadała jakie to dziwne, że musi powstrzymywać się czasem od śmiechu, kiedy wchodzi do jakichś dziwacznych pozycji i jakie to wszystko wydaje się poważne.
Zdziwiło mnie to do tego stopnia i na tyle utkwiło mi w pamięci, że postanowiłam napisać kilka słów na ten temat przy okazji majowego edytoriala.
Wypada mi zaznaczyć na początku, że jogę traktuję bardzo poważnie. Naprawdę bardzo poważnie. Zdaje sobie sprawę z celu jogi i jej źródeł, z tego wszystkiego, co czyni ją praktyką głęboką i doniosłą. Nie znaczy to, że moja praktyka musi być śmiertelnie poważna. A może właśnie, jak kiedyś uświadomił mi mój nauczyciel, praktyka jogi powinna uczyć dystansu do siebie i przez to umiejętności nie traktowania siebie zbyt poważnie? (Nawet jeśli do tego jeszcze daleka droga.)
Wydaje mi się zupełnie naturalne i słuszne, że podczas pracy z ciałem dążącej do rozluźnienia, pojawia się czasem śmiech, a czasem inne emocje. Bywa to kłopotliwe, szczególnie jeśli pojawiają się trudniejsze emocje, ale czy zajęcia jogi właśnie nie powinny być takim miejscem, gdzie swobodnie możemy się kontaktować ze sobą? Nie wyobrażam sobie zajęć jogi, na których nie można sobie pozwolić na uśmiech czy jakaś spontaniczną reakcję. Jeżeli ktoś traktuje jogę jako drogę do pozbycia się napięcia, śmiech jest tego naturalnym przejawem. Uważam, że nauczyciel jogi powinien prowadzić zajęcia w taki sposób, żeby była w nich przestrzeń na usuwanie napięć i odrobinę humoru. I nie ma to nic wspólnego z brakiem dyscypliny, która jak najbardziej musi być zachowana. Chodzi tylko o pewien dystans, otwartość i życzliwość, która stworzy miejsce na pewną swobodę i wolność uczestników. Miałam to szczęście, że zawsze trafiałam na nauczycieli, którzy to rozumieli i to naprawdę niezależnie od metody pracy, którą przyjmowali. W tym miejscu ukłon w ich stronę.
A może też trafiłam do nich dlatego, że sama to rozumiem i tak czuję. U innych bym nie została, u innych nie byłoby przestrzeni na prawdziwe doświadczenie jogi, która ma być uwalnianiem się od napięcia i zaznaniem pewnej swobody, nawet jeśli ograniczamy się do samej tylko praktyki asan.
Tą krótką refleksją chciałam podzielić się z Wami na początku pięknego maja. W całym jego ciągu będziemy się z Wami dzielić kolejnymi artykułami na temat jogi. Bądźcie z nami!
Z pozdrowieniami od Redakcji,
Olga Szkonter
Najnowsze komentarze