Kilka słów od redaktor naczelnej (czerwiec 2012)
Joga kojarzy nam się ze zdrowym trybem życia, z energią, witalnością, wolnością od napięć, a nawet czasem z pewnym poczuciem mocy i sprawności. Mam wrażenie, że taki obraz jogina zadomowił się w niejednym umyśle. Dziwnym zbiegiem okoliczności taki obraz wiąże się jakoś z obecną w popkulturze tęsknotą i zarazem imperatywem społecznym, który nakazuje zawsze czuć się dobrze i być w najwyższym stopniu produktywnym.
Co jednak ma o sobie myśleć jogin, kiedy podupadnie na zdrowiu? I co z całą koncepcją rozwoju, który odbywa się przez kryzys, poprzez dezintegrację? Ze swojej perspektywy mogę stwierdzić, że jogin, który podupadł na zdrowiu lub zmaga się z napięciem w ciele, po pierwsze może sobie powiedzieć, że… cóż – nie jest jeszcze oświecony, i że nie wszystko zależy od jego woli. Jest to o tyle pewne, co bolesne do przyznania. Tym bardziej, że przecież jogin wie, że do stanu obecnego doprowadziły go jego własne kroki. Innymi słowy – stan obecny odzwierciedla poczynania i wybory z przeszłości. Być może zatem coś zaniedbał, przeliczył swoje siły, być może także czegoś nie wiedział, nie był świadomy pewnych tendencji lub czynników, którym podlega. W tym kontekście łatwo zrozumieć, dlaczego według Patańdżalego wszystkie uciążliwości sprowadzają się do braku świadomości, i że to właśnie awidja jest głównym sprawcą cierpienia.
Akceptacja stanu obecnego i niekreowanie szkodliwego poczucia winy jest niestety tym cięższą praktyką dyscypliny indywidualnej, im większe kłopoty przeżywamy. Z perspektywy rozwoju jest jednak nie do przecenienia.
Ajurweda mówi, że choroba jest brakiem równowagi, zaburzeniem stanu naturalnego – joga uczy wrażliwości i wglądu, który ma pomagać tę równowagę zachowywać. Asany i inne praktyki jogi pomagają nam utrzymywać ciało w formie, ale często też przeprowadzają nas przez napięcia i negatywne tendencje nagromadzone w przeszłości. Uwalnianie się od nich w danym momencie nie jest ani miłe, ani przyjemne. Potem jednak przychodzi uczucie ulgi i często też lepsze rozumienie siebie i sygnałów ciała. Podobnie jest z problemami zdrowotnymi – mogą być dla nas cenną informacją, zwracać naszą uwagę na aspekty, którym trzeba się przyjrzeć. Dzięki temu możemy odkrywać często ukryte negatywne tendencje, które mają na nas wpływ, i od których należy się uwolnić na drodze do spokoju umysłu.
Przekaz kulturowy i silne podskórne przekonania często wpędzają nas w widzenie choroby lub gorszego samopoczucia jako wroga, z którym należy walczyć. Mało natomiast mówi się o mądrości ciała, wsłuchiwaniu się w swoje potrzeby i stawianiu ich na odpowiednim miejscu w swoim życiu. Wszystkim, którzy chcieliby zgłębić ten temat polecam cudowną książkę dr. C. Northrup pt. „Ciało kobiety, mądrość kobiety”. Jak wskazuje tytuł, jest ona skierowana w głównej mierze do kobiet, ale jej ogólne przesłanie może być interesujące także dla mężczyzn. Obecne w książce holistyczne podejście do zdrowia jako stanu, który należy pielęgnować i stwarzać ciągle, traktowanie zaburzeń zdrowotnych jako informacji i wyrazu mądrości ciała, korespondują ze wszystkim, co mówi joga.
Kończąc, pozdrawiam Was w całym tego słowa znaczeniu, życząc, żeby praktyka jogi była dla Was okazją do rozwijania wrażliwości na sygnały płynące z ciała i umiejętności kreowania zdrowia.
Olga Szkonter
Najnowsze komentarze