
Joga śmiechu. Olga Szkonter

Kiedy pierwszy raz usłyszałam hasło „joga śmiechu”, przed oczami stanęły mi wszystkie te momenty, w których uwalnianie ciała od napięć przynosiło salwy śmiechu – czy to w mojej własnej praktyce, czy na zajęciach. Pomyślałam też o wszystkich „dziwacznych” pozycjach, które oferuje joga, pozwalając spojrzeć na siebie z nieco innej, często zaskakującej i śmiesznej perspektywy… Wiedziałam już wtedy, że coś w tym musi być – joga na pewno powinna dawać wiele radości. Zaciekawiona tą – skądinąd zabawną – ideą, rozpoczęłam internetowe poszukiwania, z których teraz przedstawiam Wam krótkie sprawozdanie.
Joga śmiechu nie powstała wcale w Stanach, jak ktoś mógłby pomyśleć – zrodziła się Indiach, a wymyślił ją i rozpropagował pod nazwą hasyayoga, Jiten Kohi. Jak pewnie wiecie, joga ma służyć pozbywaniu się cierpienia. Powinna zatem również rozluźniać i wspomagać zdrowie. Można powiedzieć, że joga śmiechu opiera się prostym założeniu, że śmiech to zdrowie – a skoro tak, powinniśmy się śmiać jak najwięcej. Naukowcy, jak się okazuje, nie raz brali zjawisko śmiechu na warsztat, a wyniki ich pracy są naprawdę zaskakujące. Otóż śmiech zwiększa wydolność układu oddechowego, wspomaga cyrkulację krwi w organizmie, dzięki czemu zwiększa także dotlenienie narządów wewnętrznych. Kiedy się śmiejemy, wyzwalają się endorfiny – hormony szczęścia, zmniejsza się natomiast poziom kortyzolu – szkodliwego hormonu, który powstaje w odpowiedzi na stres. Dzięki temu śmiech może być skuteczną bronią w walce z przewlekłym bólem. Chyba wszyscy czujemy, że kiedy zaśmiewamy się z czegoś, ciało rozluźnia się. Ale to jeszcze nie wszystko – pozytywne efekty chichotania objawiają się także w sferze psychologicznej. Wzmacnia się pozytywne nastawienie, pewność siebie, poczucie zadowolenia i dobrostanu. Czy trzeba jeszcze większej zachęty?
Może jednak pojawić się pewien problem. Co jeśli zupełnie nie jest nam do śmiechu? Odpowiedź jest zaskakująca – trzeba śmiech… udawać! Wszelkiego rodzaju terapie śmiechem wykorzystują zaskakującą własność śmiechu odkrytą przez naukowców – a mianowicie – z punktu widzenia organizmu nie jest ważne, czy śmiejesz się szczerze, czy wymuszasz wydobycie się znamiennego, głośnego „hahaha!”. Obie sytuacje stymulują ciało tak samo i dają te same wspaniałe efekty. Śmiech jest na tyle potężnym narzędziem, że nawet jeśli zaczniesz wymuszając go, to kiedy przełamiesz już barierę, stanie się szczerzy i wyzwalający. Dlatego zaczęły powstawać zorganizowane zajęcia, na które ludzie przychodzą, żeby wspólnie… „pobrechatać”.
Zajęcia śmiechu nie muszą mieć określonej formuły – wydaje się, że wszystkie „gagi” dozwolone, o ile pomogą nam wyzwolić energię radości. Często wykorzystuje się proste ruchy z użyciem dźwięków “hi –ha”, czasami tylko korzysta się z dobrodziejstwa, jakim jest zaraźliwość śmiechu. Jak słusznie zwraca uwagę twórca metody – kiedy płaczesz, marne są szanse, że ktoś zapłacze razem z tobą, więc zostajesz ze swoim smutkiem sam, ale kiedy się śmiejesz, inni chętnie pośmieją się razem z tobą.
Nie wszystkie metody wykorzystujące śmiech nazywają się jogą śmiechu. I pewnie słusznie. Możemy się spierać, czy te metody są faktycznie metodami „jogicznymi”, gdyż daleko im do rygoru klasycznego ujęcia. Jednak z drugiej strony, jeśli jakieś praktyki pomagają nam się rozluźniać i realizować, jak najbardziej popadają pod cel jogi. Zatem niezależnie od tego, czy na zorganizowanych zajęciach, czy w zaciszu swojego własnego domu, a może na spotkaniu ze znajomymi, zdecydowanie warto zainwestować w śmiech – bezpłatne lekarstwo, naszą naturalną ochronę przed stresem, narzędzie ekspresji i oznakę zadowolenia.
– –
Olga Szkonter – jest redaktorką naczelną portalu joga ABC, członkinią redakcji portalu Jogasutry.pl. Skończyła studia filozoficzne, uczy jogi w nurcie vinyasa krama. Prowadzi zajęcia w Pracowni Jogi Macieja Wieloboba w Krakowie oraz w Nowohuckiej Akademii Seniora.
Najnowsze komentarze