Jedno rozwiązanie nie musi być dobre dla wszystkich. Renia Depciuch
Joga jest mocnym narzędziem, a im jest mocniejszym, tym staje się potężniejsza, ale również tym bardziej niebezpieczna. To zależy od jej wykorzystania. Patrząc na przykład na ostry nóż, im jest ostrzejszy, tym delikatniej potrafi ciąć jeśli używany jest właściwie, z drugiej strony używany nieodpowiednio potrafi łatwiej zranić. Nie możemy winić noża za to, że jest zbyt ostry, musimy być sami pewni, że używamy go zgodnie z przeznaczeniem.1
Trudno powiedzieć, w którym momencie, ale prawie u każdego ucznia, na co dzień praktykującego ashtanga vinyasa jogę, pojawi się w końcu to pytanie, a mianowicie pytanie o technikę. Na początku naszej jogicznej drogi uwaga skoncentrowana jest na innych aspektach i dlatego wydaje się nam, że sama technika pracy w pozycjach nie ma najmniejszego znaczenia. Często zdajemy się na naszą intuicję i jesteśmy prawie pewni, że nasze z ciało z pewnością znajdzie najefektywniejszą drogę działania, aby wykonać daną figurę, asanę. Rozczarowanie pojawia się po pierwszych kontuzjach bądź godzinach ciężkiej pracy, gdy przewidywane rezultaty nie nadchodzą. Co wtedy zrobić?
Sytuacja wydaje się jeszcze bardziej skomplikowana, gdy postanawiamy zostać nauczycielem jogi. Kontakt fizyczny między nauczycielem a uczniem nadal pozostaje kwestią sporną w środowisku jogicznym, niemniej jednak, gdy sami praktykujemy, chcemy, by nauczyciel podszedł do nas i za pomocą własnych rąk wskazał naszemu ciału właściwy kierunek, umożliwiając głębsze wejście w pozycję. Doświadczenia z tego aspektu nauczania są różne, a zdarzają się również te negatywne, spowodowane nieprzyjemnym uczuciem wyrwania z kontekstu lub nabytą kontuzją.
Jak zatem rozumieć i stosować fizyczne korekty, aby to doświadczenie było przyjemne zarówno dla ucznia, jak i dla nauczyciela?
Te rozważania spowodowały, że postanowiłam zaprosić Pawła Jarnickiego do Katowic. Warsztat Korekty w ashtanga vinyasa jodze odbył się 6 kwietnia 2013 r. i był jednym z najbardziej angażujących i nasyconych wiedzą warsztatów, w których do tej pory uczestniczyłam.
Paweł Jarnicki, reprezentujący przede wszystkim naukowy światopogląd, niewątpliwie posiada umiejętność dzielenia się własnym doświadczeniem. Cierpliwie i z niewiarygodną skrupulatnością, jak przystało na prawdziwego naukowca, opisał każdą z pozycji z pierwszej serii ashtanga vinyasa jogi. W trakcie warsztatu można było zauważyć, że jego technika pracy z ciałem nie sięga jedynie do rdzennych korzeni jogi, ale opiera się również na przemyśleniach wielu zachodnich nauczycieli jogi.
To, co wywołało ogromny entuzjazm wśród uczestników warsztatu, to możliwość doświadczenia praktyki,mimo że na swoim indywidualnym etapie osoby nie potrafiły wykonać pełnych pozycji. Gdy tylko zaszła taka potrzeba, Paweł prezentował pół-pozycje, które mogły być wykonywane w zamian.
Ta sama metoda czy ten sam zestaw metod nie będą pomocne dla każdego, jak również ta sama metoda nie zadziała w ten sam sposób dla każdej osoby. To dlatego starożytni mędrcy jak Nathamuni lub bardziej współcześni na przykład Krishnamacharya, dopasowali praktykę do indywidualnych potrzeb ich studentów pod kątem ich umiejętności i siły.2
Tym samym Paweł, metodycznie i z dużą dawką inteligencji, wprowadzał osoby do pozycji, która była dla nich najbezpieczniejsza, jednocześnie zwracając uwagę na sposób, w jaki powinny to robić, by obyło się to bez kontuzji. Dbanie o dobro naszego ucznia jest kwestią priorytetową, ale według Pawła powinniśmy również zadbać o własny komfort. W mojej głowie wciąż dźwięczą jego słowa, aby wykorzystywać siłę własnego ciała i mieć wyprostowane plecy, gdy koryguję ucznia.
Nie mam aż tak wielkiego doświadczenia w praktyce jogi, dlatego moja uwaga będzie bardzo osobista. Odczuwam pewien dyskomfort czytając ten tekst. Wydaje mi się, że cytaty z “The yoga of the yogi” zderzone z tekstem dotyczącym czysto fizycznej pracy w asanach zostały odarte z dużej części znaczenia.