Czerwcowy edytorial o tonie i rytmie. Maciej Wielobób
Natura podlega przemianom (sanskr. parinama) – rok temu pisałem edytorial jeszcze jako redaktor naczelny tego portalu, dziś jako wydawca. Przemiany przemianami, ale świat jednak wykazuje pewną cykliczność – gdy zdecydowałem, że czerwcowy edytorial będzie się mieścił w nurcie pewnych odniesień praktyki do przyrody i naszego z nią kontaktu, zorientowałem się, że rok temu już napisałem taki właśnie edytorial. 🙂
W jednym i drugim przypadku czynnikiem, który mnie zainspirował, była sama natura właśnie, tak piękna w maju i czerwcu. W maju miałem więcej wolnego czasu, co oznacza więcej osadzenia w moim domku na wsi, na odludziu, do którego już zdążyliśmy się sprowadzić na dobre, nie tylko na wolne dni. Mamy w nim bardzo skromne warunki, które czasem są utrudnieniem w porównaniu do wielu wygód miejskiego życia, ale cisza, spokój, spacery na boso po błocie i trawie, możliwość spożywania posiłków i picia kawy na zewnątrz wynagradzają wszystko. I to poczucie jedności z naturą, jakkolwiek banalnie może brzmieć. Nie czuję jedynie póki co jedności z komarami (a one chyba niestety ze mną tak), aczkolwiek mistycy mają też pewne wyjaśnienie sensu istnienia tych stworzeń. Znajomy muzułmanin opowiedział mi historię o proroku Mahomecie, któremu podczas wykładu o celowości stworzenia przez Boga jedynego ktoś zadał pytanie: „Proroku! Ale po co Bóg stworzył komary?” Ponoć Mahometowi nawet nie drgnęła powieka, gdy odpowiadał: „Po to, by – gdy swoim ugryzieniem obudzi cię w nocy – przypominał ci o modlitwie”.
Moim mottem w czerwcowym edytorialu rok temu była myśl Inayata Khana: „Jest tylko jedna Święta Księga, święty manuskrypt natury, jedyne dzieło, które potrafi oświecić czytelnika”. Motto aktualne także i dziś. Jednak w niniejszym edytorialu chciałbym zacytować tego samego mistyka, ale na nieco inny temat, również związany poniekąd z funkcjonowaniem natury.
Inayat Khan w swojej książce Healing pisze:
Co jest przyczyną braku harmonii w życiu człowieka?
Brak rytmu i niedostrojenie do swojego tonu.
Wszyscy w mniejszym lub większym stopniu doświadczamy braku harmonii: czy to fizycznej (choroby, osłabienie, wyczerpanie), czy psychicznej (rozbiegany umysł, lękliwości itp.). Jeśli jesteśmy na ścieżce medytacyjnej, jogicznej, mistycznej, poszukujemy tej harmonii, która wydaje się tak naturalnym, a jednak utraconym stanem. Owa harmonia nie ma być czasową, pozorną równowagą wynikającą z lęku przed zmianą, przed podjęciem decyzji. Ma to być harmonia, która owocuje w długoterminowych rezultatach, w naszej samodzielności i stabilności psychicznej.
W relacji z przyrodą, „jedynym dziełem, które potrafi oświecić czytelnika”, możemy obserwować zarówno jej ton, jak i rytm. Rytm w powtarzalności, cykliczności. Ton w pewnej odczuwalnej wibracji. Czujemy inne wibracje w mieście, szczególnie w godzinach szczytu, a inne podczas chwili refleksji na polanie w lesie czy spaceru na łące. Oczywiście nie chodzi o to, byśmy wyprowadzali się wszyscy w Bieszczady, bo musimy stawiać czoła wyzwaniom, jakie stawia przed nami życie. Wszak z punktu widzenia sztuki i nauki medytacji jest to również część praktyki. Natomiast możemy i powinniśmy się skupić na tym, by utrzymywać właściwy dla siebie rytm, niezależnie od tego, czy okoliczności temu sprzyjają.
Inayat Khan pisze o utrzymaniu odpowiedniego tonu:
Jeśli chodzi o zaburzenia tonu, niedostrojenie, to możemy powiedzieć, że istnieje pewien określony ton, w którym moc oddechu wibruje w każdym dosłownie kanale ciała (…). Jeśli ktoś nie dba o siebie i pozwala sobie, by wpływał na niego każdy wiatr, który zawieje to z tej to z innej strony, będzie niczym woda w morzu, która wzburza się wciąż i wciąż ze względu na podmuchy wiatru. Stanem, którego byśmy oczekiwali, jest poczucie stabilności pośród lęku, radości czy niepokoju, a nie stan, w którym każdy wpływ zewnętrzny rzuca nami niczym kawałkiem papieru. Chcielibyśmy raczej znosić wszystko i być nieporuszonym na wszelkie zewnętrzne wpływy.
Inayat Khan zwraca uwagę na mechanizm, w którym tracimy niejako dostrojenie do siebie. Mówi o tym, jak łatwo poddajemy się innym wpływom, czy to świadomym manipulacjom, czy też niezamierzonym wpływom innych, ale też wpływom wewnętrznym, takim jak na przykład lęk. Praktyka w dużej mierze dąży do tego, by nasze działanie nie uzależniało się od tych wpływów.
Dalej Inayat mówi o rytmie:
I jest też rytm: rytm pulsacji odczuwalny w głowie i w sercu; zaburzenie tego rytmu powoduje chorobę (…). Jeśli człowiek się przestraszy, rytm ulega zaburzeniu, pulsacja zmienia swój charakter. Każdy szok, któremu jesteśmy poddawani, przełamuje ten rytm. (…) Gdy raz rytm ulega zaburzeniu, trudno go odzyskać ponownie. Przywracanie rytmu musi być realizowane z wielką mądrością, gdyż gwałtowne próby mogą uczynić więcej szkody niż pożytku. (…) To powinien być stopniowy, madry proces. (…) Wymaga cierpliwości i siły.
Wszystko w praktyce jest kwestią naturalności. Często wprowadzając pewne zmiany w życiu chcemy dostosować się do pewnego modelu. Na przykład mamy wizję, że osoba medytująca nie może palić papierosów czy jeść mięsa. Natomiast to nie jest tak, że praktyka nam coś konkretnego narzuca (ten wątek rozwijam odrobinę w jednym z wpisów na moim blogu). Praktyka ma nas uczyć obserwacji, uważności i ma pozwolić dotrzeć do takiego momentu, w którym pewna zmiana jest czymś naturalnym i oczywistym. To zapewnia nam zachowanie rytmu.
Życzę Wam tej cierpliwości i siły w tym procesie odnajdywania naturalności, odnajdywania odpowiedniego dla siebie rytmu i tonu!
Maciej Wielobób
wydawca portalu JogaSutry.pl
Najnowsze komentarze