A jak się miewa Twoja sztuka relacji? – Ola Adamczyk
Najwyższą sztuką na tym świecie są relacje z najbliższymi i otoczeniem. Człowiek jest nieszczęśliwy i ubogi, jeśli nie posiada harmonijnych więzi z otoczeniem. Relacje to również joga: przede wszystkim to te, które związane są ze sobą samym. Wszystko, co mamy wewnątrz tj. myśli przeszłe i przyszłe, marzenia, emocje, również ukryte, wspomnienia, doświadczenia, przekonania swoje oraz powtarzające się wzorcowe zachowań rodowych (m.in. odtwarzanie podobnych historii, babka, matka, córka były samotnymi matkami), realizuje się w naszym życiu i otoczeniu, jako rzeczywistość. Warto czasem przysiąść i o tym pomyśleć. Ilu ludzi obwinia partnerów, przyjaciół i towarzyszy za niepowodzenie w relacji? Ilu mówi: „to ja próbowałem, on nie”? Tymczasem prawda zawsze leży pośrodku. Każdy odpowiada za daną relację w takim samym stopniu, ale z innym motywem: np. Ty nie pijesz, ale realizujesz z różnych powodów współuzależnienie. Jeśli Ciebie oszukano, czy byłeś w pełni szczery? Może zawarłeś relację, bo prawdziwą wewnętrzną intencją była np. chęć odniesienia korzyści lub strach przed samotnością?
- „Z nim to będę bezpieczna, on taki zaradny.”;
- „Będzie moją przyjaciółką. Jej ojciec jest radnym i pomoże mi, kiedy będzie taka potrzeba. Znajdę dzięki niej więcej klientów.”; itp.
W dzisiejszych czasach dochodzi do działania na Facebooku polegającego na opisywanie, jak ciężko jest danej osobie. Dzieje się to w formie nieświadomej. Bez szczypty szczerości, w celu wzbudzenia od czytelnika, fałszywego wirtualnego współczucia, wsparcia i litości oraz uzyskaniu potwierdzenia swoich czynów, że są właściwe, gdyż taka osoba nie ma prawdziwych i szczerych relacji z otoczeniem. W ten sposób niektórzy podnoszą się na duchu i szukają sprzymierzeńców w świecie bez ludzi wokół siebie. Komentarz na Facebooku podnosi samoocenę takiej osoby. Kilka lajków, trzy wspierające komentarze i od razu robi sie lepiej. Jeśli taka osoba ma się za prawdziwą, uczciwą i wielce poszkodowaną pomimo wkładu własnego w postaci „wielkiego serca”, to czemu opisuje takie wydarzenia na swojej tablicy? Przecież ma wielkie serce, kochała, dała to, co najlepsze? Po co jej zapewniania od komentujących, że jest taka uczciwa? Odpowiedzi nasuwa się kilka. Prawdopodobnie nosi ona ciężar w postaci nieodkrytej rzeczywistości. Czuje się zraniona, oszukana przez najbliższą osobę. Tylko dlaczego tak się czuje? Ponieważ wciąż „wielkie coś tam” zalega na dnie małej komory serca, jako ciągły, nie dający spokoju sygnał. Czy prawda i szczerość wobec siebie i innych może wywołać taki stan? W mojej opinii nikt kto jest świadomym i uczciwym człowiekiem, nie obciąża innych. Człowiek prawdziwy i uczciwy wobec siebie i innych przede wszystkim jest swoim własnym kompanem i sprzymierzeńcem. Umie rozpoznać swój wkład i „błąd”. Szczery i dobry człowiek nie upiększy tablicy na Facebooku w opowieści o tych złych i swojej niewinności. Jeśli to zrobi, w pierwszej kolejności jednak powinien zadać pytanie sobie – po co mi właściwie to doświadczenie? Dlaczego? Co mam zrozumieć i zobaczyć? Czego ma mnie to nauczyć? To wymaga wielkiej odwagi. Takie pytania mogą podważyć porządek, w którym ktoś funkcjonuje od lat w wyobrażeniu o sobie. Może to również wywołać zbyt konfrontujące odpowiedzi i lawinę wstrzymywanych i zaprzeczonych uczuć i emocji. To piękne: „dlaczego i po co” daje prawo do uznania krzywd i blizn, które również zadaliśmy sobie i komuś.
Takie prawdziwe spojrzenie i odkrycie pierwotnej intencji, zanim pojawiła się myśl, jest zazwyczaj bolesne, gdyż wymaga wzięcia odpowiedzialności za swoje postępowanie. Łatwiej znaleźć winnego. Bez chęci współpracy…
Życie jest piękne. Im więcej serca i mądrości w nim, tym większa wdzięczność i radość do siebie i innych. Jak można kochać i przyjaźnić się pod warunkiem i wg pewnych oczekiwań? „Gdyby miał mniej kilogramów, zmarszczek, był spokojniejszy i lepiej się wyrażał, nie przydeptywał lewej nogawki itp.” Czy to jest miłość? To są warunki. Miłość ich nie zna.
Przykłady są dość powszechne w terapiach, które prowadzę dlatego je przytoczyłam, ponieważ są pomocne do zrozumienia istoty pewnych zjawisk. Kiedy człowiek znajduje tą pierwotną intencję, zazwyczaj oczy wypełniają się milionem łez. Rozumie wtedy wkład własny i istotę zawiłej sprawy. Nic ostatecznie nie jest złe, ani dobre. Oczywiście, jakaś część z nas cierpi (jedni całe życie, ciągle im źle i mało, inni kiedy stają cali nadzy przed sobą i światem, aby zobaczyć to, co ich faktycznie dotyczy i są już gotowi). Żyjemy w świecie dualnym. Prawda wobec siebie i jasność intencji wraz z historią naszego życia wyzwala i uwalnia z koła problemów życiowych. Już nie ma winnego. Rozumiemy nasz “współudział w zatoczoną historię z innym człowiekiem”. Pozostaje bezkres wdzięczności i miłość. Bierzemy odpowiedzialność, choć w gardle panuje jeszcze ścisk. Przede wszystkim kompasem jest chęć poznania prawdy, samego siebie i co tu mówić, tej ciemnej strony w nas. Moje doświadczenia są również tu zawarte.
Najnowsze komentarze