"Jogasutry" Chipa Hartranfta – recenzja. Olga Szkonter
Od początku cieszyłam się na okazję przeczytania Jogasutr Patańdźalego jeszcze raz, poznania nowego komentarza Chipa Hartranfta i napisania tej recenzji – chociaż wiedziałam, że żadne z tych zadań najpewniej nie będzie proste. Rozpoczęłam pracę metodycznie i z zapałem. Zasięgnęłam kilku informacji o autorze, zorientowałam się w zawartości książki i zabrałam się do lektury z właściwym sobie namaszczaniem do tekstów filozoficznych. Zawsze towarzyszy mi ten specyficzny stan, kiedy sięgam po lekturę filozoficzną, a gdy chodzi do tego o tekst tak znaczący jak Jogasutry, sprawa staje się jeszcze bardziej poważna. Ponieważ treść sutr, przynajmniej w znacznej mierze nie jest mi obca, siłą rzeczy myśl analityczna i krytyczna skierowała swoje tory głównie na pracę, jaką w tę pozycję włożył Chip Hartranft; ciekawa byłam także samego tłumaczenia z angielskiego na język polski, którego dokonał Krzysztof Krzyżanowski.
Jogasutry to swoiste arcydzieło, zarówno pod względem teoretycznym, jak i praktycznym. Bądźmy jednak szczerzy – nie jest to lektura łatwa. Zwięzłe twierdzenia sutr nie są tłumaczone przez autora i pozostawiają wiele znaków zapytania, nie wspominając już nawet o tezach dotyczących np. tzw. jogicznych mocy, których odbiór nie tylko jest trudny, ale może w pierwszej chwili zniechęcać lub nawet przerażać. Tym bardziej, że tekst liczy sobie ponad dwa tysiące lat i pochodzi z zupełnie innej kultury. Dlatego tak ważne jest, jak zostanie on podany odbiorcy, jak zostanie przetłumaczony, skomentowany i wyjaśniony. Dodajmy do tego jeszcze, że Jogasutry dotyczą metod osiągania stanu wyzwolenia z cierpienia, a będziemy mieli pewność, że na barkach tłumacza i komentatora spoczywa nie lada odpowiedzialność. Świadoma tego, rozpoczynałam więc lekturę także z pewną nieufnością. Obserwując reakcje, jakie powstają we mnie podczas każdego zdania, pokonywałam kolejne rozdziały, a czytając bodaj najbardziej trafny z opisów funkcjonowania ludzkiego umysłu, śledziłam działanie swojego.
Początkowa nieufność zaczęła się rozmywać już po przeczytaniu wstępu, którym książka może się poszczycić – jest naprawdę bardzo dobry, rzetelny i jasny, dzięki temu stanowi idealne wprowadzenie do Jogasutr. Podobał mi się bardzo także układ książki i niektóre jej dodatki, jak np. wskazówki, jak wymawiać sanskryckie nazwy, słowniczek pojęć zaczerpniętych z sanskrytu, a także spis ścieżek praktyki jogi. W głównej części Chip Hartranft komentuje kolejne sutry, starając się je przybliżyć i zinterpretować tak, żeby były zrozumiałe dla współczesnego odbiorcy. Dalsza część zawiera jednak także same sutry bez komentarza, co uważam za świetny pomysł. Tłumaczenia zwrotów szczególnie trudnych do oddania w naszym języku wzbogacone zostały o komentarze i wskazówki umożliwiające uchwycenie ich idei. Chociaż niektóre zwroty powodowały mieszane uczucia (jak np. „popadnięcie w stan rzeczy”, który ma oddawać sanskrycki termin samapatii), to jednak intuicyjnie i kontekstualnie są one zrozumiałe. Z czasem jednak chęć analizy tekstu, porównywania tłumaczeń i rozważania możliwych rozwiązań stopniowo ustępowała we mnie chęci wchłonięcia treści Jogasutr i komentarza do nich, chęci prawdziwego poczucia ich, obcowania z nimi. Wtedy po raz kolejny bardzo mocno uświadomiłam sobie, że analizowanie tekstu nawet największej świętej księgi nie zmieni naszego życia w taki sposób, w jaki może to zrobić prawdziwa uważność i prawdziwa praktyka. Nie znaczy to oczywiście, że nie warto czytać Jogasutr – wręcz przeciwnie – spis nauk jogicznych był niebywale potrzebny i ciągle się do niego odnosimy, ale należy zwracać uwagę na swoje nastawienie i pamiętać, że słowa mają tylko stanowić bodziec do praktyki. Jako ludzie Zachodu jesteśmy chyba szczególnie przywiązani do słów, definicji, analiz (o szczególnym przypadku nieboraków z tytułem magistra filozofii nie wspominając). To tendencja umysłu, która może bardzo przeszkadzać w odbiorze nauki jogi i która może odciągać od prawdziwej praktyki – od sprawdzania jej na własnej skórze. Dlatego też lektura Jogasutr może być trudna, ponieważ jest ze wszech miar wymagająca – wymaga skupienia uwagi, rozumowania, ale też czucia i odwagi wprowadzania dyscypliny pracy ze swoim umysłem choćby nawet wtedy, kiedy trzymamy tę książkę w rękach. Wówczas dopiero staje się prawdziwym bodźcem, prawdziwą inspiracją. W przypadku komentarza Chipa Hartranfta ma się poczucie bycia prowadzonym przez meandry nauk jogi w sposób łagodny, klarowny i mądry. Porównanie tej części książki ze zwięzłą treścią Jogasutr umieszczonych w następnym fragmencie książki jasno pokazuje, że komentarze do sutr są niezwykle potrzebne, tak jak potrzebne jest przewodnictwo w praktyce. Oczywiście czytanie traktatu jest możliwe bez wprowadzeń, ale zubaża odbiór, pozostawia wątpliwości, zawęża korzyści. Dlatego to świetnie, że można sięgnąć po takie przewodnictwo, jakim jest komentarz Chipa Hartranfta i to świetnie, że uważną praktykę pracy ze swoim umysłem mamy możliwość wprowadzać w życie przy każdej okazji – od czytania wielkiego dzieła filozoficznego, aż po jazdę w podmiejskim autobusie (lub też kto wie – być może w przypadku szczególnych nieboraków – nawet w obu tych opcjach na raz…).
—
Najnowsze komentarze