Kilka spostrzeżeń na temat jogi dla dzieci
Kilka miesięcy temu otrzymałam propozycję prowadzenia zajęć z jogi z dziećmi trenującymi taniec towarzyski. Miałam pewne obawy, ponieważ nigdy nie prowadziłam jogi dla dzieci, ale z zawodu jestem nauczycielem, a obaj moi synowie ponad 10 lat trenowali taniec towarzyski, dlatego podjęłam wyzwanie. Ponieważ ciężko jest o literaturę na temat jogi dla dzieci, musiałam zdać się na siebie – połączyć wieloletnie doświadczenie pedagoga z kilkuletnim doświadczeniem nauczyciela jogi.
Już na pierwszych zajęciach przekonałam się, co będzie stanowić największą trudność. Po pierwsze, grupa liczyła 20 osób, a po drugie (i gorsze) – w jej skład wchodziły dzieci od 6 do 16 lat. Nie trzeba być pedagogiem, aby wiedzieć, jaką przepaść dzieli sześciolatka od nastolatka. Musiałam wypracować taki sposób komunikacji, aby dotrzeć do „maluchów”, ale równocześnie nie wyjść na zdziecinniałą wobec starszych uczestników zajęć (nastolatek, jeśli kimś pogardza, to go nie posłucha). Z dużej różnicy wieku między dziećmi wynikała kolejna trudność – nierównomierne tempo pracy na zajęciach. Oczywiście na zajęciach dla dorosłych też tak jest, ale, o ile dorosły, czekając na innych, zajmie się np. wyrównywaniem oddechu w tadasanie samasthiti, to dla dzieci jest to po prostu … nudne.
Tyle o trudnościach, teraz – o przyjemnościach. Tancerze, nawet bardzo mali, to specyficzna grupa. Są rozćwiczeni, bardzo sprawni, często nadruchliwi, ale przyzwyczajeni do pracy z ciałem, dyscypliny, słuchania instrukcji i wielokrotnego powtarzania tych samych ruchów. Dla przykładu wielu początkujących dorosłych (wliczając mnie samą) ma problem z prawidłową pracą stopy jako podstawą pozycji. Tancerz to rozumie, bo w tańcu ułożenie stopy jest niezmiernie ważne, ze złego ustawienia stopy wynika niepoprawnie wykonany element tańca. Dlatego dzieci bardzo szybko zrozumiały na czym polega prawidłowa praca stopy w pozycjach stojących i jak wiele daje przy wykonywaniu konkretnych asan. Pojęły też błyskawicznie, jak poprawnie wykonać urdhva dhanurasanę, czyli pozycję mostka. Dla większości dzieci mostek to łatwizna, jednak trzeba było w nim uruchomić prawidłową pracę miednicy i nóg, zwłaszcza, że bez niej nie da się wykonać np. wariantu z uniesiona nogą.
Pracując z dziećmi przekonałam się, że już od małego „pracujemy” na to, jak nasze ciało będzie funkcjonowało w życiu dorosłym. Wspomniałam wcześniej, że tancerze są bardzo sprawni, jednak najczęściej tylko w potrzebnych im zakresach. Stąd celem moich zajęć było między innymi uruchomienie wszystkich zakresów ruchów, zwiększenie elastyczności, wzmocnienie mięśni i korekta sylwetki. Wielu tancerzy ma przeprosty, zwłaszcza kolanowe. Nawet jeśli nie obdarzyła ich nimi natura, to intensywne treningi powodują przeprostowywanie kolan i łokci. Wprawdzie przeprosty świetnie wyglądają w tańcach, zwłaszcza latynoamerykańskich, ale na dłuższą metę mogą być przyczyną problemów zdrowotnych. Dlatego podczas zajęć zwracałam baczną uwagę na to, aby dzieci „walczyły” z wyniesioną tendencją do przeprostów, zwłaszcza w pozycjach stojących.
Pomimo młodego wieku uczestników zajęć nie skupiłam się wyłącznie na fizycznym aspekcie wykonywania asan. Uczyłam prawidłowego oddechu i koncentracji na nim, wprowadziłam prostą pranajamę. Owszem, dla najmłodszych dzieci było to trudne, a wydłużenie oddechu wręcz niewykonalne, ale te starsze radziły sobie bardzo dobrze. Wszystkie, prędzej lub później, nauczyły się synchronizacji ruchu z oddechem. Wiele satysfakcji sprawił mi fakt, że umiejętności wyniesione przez dzieci z zajęć przełożyły się na zajęcia taneczne i lepszą koncentrację podczas turniejów tańca, na których trzeba niejednokrotnie w 2-3 minuty zaprezentować układ taneczny trenowany przez wiele miesięcy. Jakże trzeba się skupić, by pokonać tremę i zatańczyć jak najlepiej.
Zdając sobie sprawę z tego, jak dzieci są wrażliwe na porażki, zwłaszcza w grupie rówieśników, starałam się budować u uczestników poczucie wartości i kształtować postawę samoakceptacji. Podkreślałam, że trzeba skupić się na własnej pracy i nie porównywać się z kolegą czy koleżanką z sąsiedniej maty, że ważniejsze są koncentracja i uważność niż ostateczny kształt wykonywanej asany. Głośno chwaliłam, a korygowałam dyskretnie. Starałam się zapamiętać komu, które asany dobrze wychodzą, aby poprosić o zaprezentowanie całej grupie, ponieważ sprawiało to dzieciom ogromną satysfakcję. Każdy chciał być chwalony i doceniony. Każdy chciał mieć poczucie, że daje sobie radę – tu świetnie sprawdziły się balanse. O wiele łatwiej dziesięcio – czy szesnastolatkowi odczuć satysfakcję z wykonania bakasany niż z – nawet najwspanialszej – trikonasany. Za to ja z zachwytem patrzyłam na ośmioletniego chłopca, który siedząc w padmasanie, z wyprostowanym kręgosłupem i przymkniętymi oczami, skupiał się na oddechu.
Zanim zaczęłam prowadzenie tych zajęć, obawiałam się, że dzieciom trudno będzie się skupić na wykonywaniu asan, o relaksie i prostej pranajamie nie wspominając. Ku mojemu zdziwieniu większość z nich była uważna, skupiona i zdyscyplinowana. I być może zawdzięczam to swojemu podejściu do zajęć z dziećmi, ale mogło to też wynikać z innych uwarunkowań. No cóż, tak jak już napisałam wcześniej – tancerze to specyficzna grupa.
Najnowsze komentarze