Dlaczego wybrałam Ashtanga Vinyasa Jogę. Patrycja Gawlińska
Kiedy pierwszy raz pojawiłam się na zajęciach ashtanga vinyasy miałam już za sobą kilka lat praktyki jogi według Sivanandy i trochę praktyki asan według Iyengara.
I nagle takie odkrycie. Coś czego brakowało mi w poprzednich formach, dynamika jaką ma w sobie vinyasa. To była praktyka dla mnie. Osoby wiecznie rozbieganej, nakręconej, rozkojarzonej, która męczy się, słabnie i zasypia, kiedy nic się nie dzieje.
Wówczas dłuższe pozostawanie w asanach i siavasana po każdej z nich (jak to się stosuje w metodzie Sivanandy) były dla mnie koszmarnie nudzące. Za to odpowiadało mi, że jest mało pozycji stojących i cieszyły mnie wyszukane pozycje wymagające dużej gibkości. Wchodziłam w maksymalne zakresy, ale moje ciało nie było przygotowane do takiej praktyki, ponieważ mięśnie były zbyt słabe.
W metodzie Iyengara, było dla mnie za dużo szczegółów, gubiłam się, byłam niecierpliwa, więc irytowało mnie długie układanie się w pozycjach, a pozostawanie w nich dłużej było dla mnie bardzo męczące. Po za tym zajęcia, na które chodziłam trzy razy w tygodniu, to było dla mnie za mało. Chciałam dodatkowo praktykować w domu, ale nie byłam w stanie ułożyć sekwencji, więc nadal trzymałam się podstawowych asan z praktyki wg Sivanandy.
Pewnego dnia znajomy, który wówczas razem ze mną chodził na zajęcia przyszedł nakręcony, mówiąc, że jest niezwykły, młody koleś w Warszawie, który uczy jogi inaczej i jest naprawdę dobry, w tym co robi.
I tak znalazłam się na warsztatach ashtanga vinyasa jogi u Radka Rychlika.
To była praktyka dla mnie. Stała sekwencja, którą mogłam powtarzać i praktykować sama ile chciałam i kiedy tylko chciałam. Nie musiałam się już zastanawiać jakie pozycje wykonywać, wcześniej rozbijało to moją praktykę, tysiące myśli rozbieganych nie dawały mi szansy na skupienie się na tym co robię. Praktyka ashtanga vinyasy dała mi niesamowitą niezależność i możliwość rozwoju. No i przede wszystkim vinyasa – połączenie ruchu z oddechem, dźwięcznym, głębokim, oddechem ujjayi, oddechem dumnego wojownika po zwycięskiej walce. Dzięki oddechowi i vinyasie o wiele łatwiej było mi się skupić. Oddech, asany, bandhy i drishti. Ta dynamika i pozostawanie w pozycji tylko pięć oddechów, ruchowo działo się tak dużo w krótkim czasie, że mój umysł pozostawał skupiony na praktyce, nie było już miejsca na rozkojarzenia.
Nie ukrywam, że ogromną motywacją do praktyki były imponujące umiejętności Radka. Też tak chciałam 😉
Na początku nie było łatwo wszystko pojąć i ogarnąć. Nauka i zrozumienie bandh zajęły mi sporo czasu. Jednak dynamika, stała sekwencja asan, oddech ujjay, bandhy i drishti w połączeniu pomogły mi ogarnąć rozbiegane myśli, poskromić nadpobudliwą złośnicę. Ta praktyka asan stała się dla mnie fantastyczną formą rozładowania i ukierunkowania nadmiaru energii. A słabe mięśnie wzmacniały się z każdą vinyasą. Wzrastająca siła fizyczna, pomagała budować stabilne i silne poczucie niezależności. A zauważalne postępy dawały poczucie panowania nad swoim ciałem, stawały się motorem do przekraczania ograniczeń, również mentalnych.
Dziś moja praktyka wygląda inaczej. Nie trzymam się serii asan ashtanga vinyasy, dopasowuję praktykę do moich potrzeb. Jednak nadal ważne są dla mnie bandhy, oddech i vinyasa. skupienie na dźwięku oddechu ujjayi, integracja ruchu z oddechem. Dziś dużo więcej czasu poświęcam na medytację. Kiedy zaczynałam praktykę ashtangi nie byłam w stanie wysiedzieć 5 minut w pozycji medytacyjnej!
To praktyka ashtanga vinyasy pomogła mi wtedy ukierunkować energię, ogarnąć myśli i wyciszyć się. Dzięki niej poczułam, co to flow, bycie tu i teraz na macie. Wtedy, to właśnie taka praktyka jogi była mi bardzo potrzebna.
Najnowsze komentarze