Świadome życie zaczyna się na macie
Jogę praktykuję od około 8 lat. Początkowo była to trochę ciekawość, trochę chęć poruszania się, poszukiwanie jakiejś formy aktywności dla siebie – poprzez aerobik, basen, jazdę na rowerze, zajęcia na siłowni i w fitness klubie. Sporadycznie, nieregularnie, później dłuższa przerwa i w końcu – mój prezent na 40 urodziny – wakacyjny wyjazd z jogą. I tam wielki szok! Po pierwsze dlatego, że to co zobaczyłam zupełnie odbiegało od tego, co ćwiczyłam w swojej miejscowości. Tutaj joga, prowadzona przez Włodka Łagodzkiego, połączona była z filozofią jogi – zatem duża dawka teorii poparta ćwiczeniami. Po raz pierwszy w życiu spotkałam się z pranajamą, medytacją i wegetarianizmem … . I wszystko to zauroczyło mnie. Miałam wrażenie jakbym wreszcie odnalazła swoje miejsce i swój świat. Chociaż moje ciało mówiło mi zupełnie co innego. Śmiałam się kiedyś czytając recenzję książki „ Najsłabsza w szkole jogi”, że o mnie można by było napisać „najgrubsza w szkole jogi” . Ważyłam wtedy prawie 10 kg więcej, a zakres moich ruchów był bardzo ograniczony. Moje ciało było zblokowane i sprawiało ból nawet przy prostych ćwiczeniach. Nie mogłam usiedzieć w siadzie skrzyżnym, moje stopy i ramiona nie chciały się odginać, nie mogłam zrobić skrętów, a o mostku czy staniu na głowie nawet nie było mowy. Nie mogłam oderwać ciała od maty w pozycji leżącej. Ale co tam. Wystarczało mi nawet, jak patrzyłam na tych ludzi wykonujących jakieś wtedy dla mnie bardzo skomplikowane akrobacje i na Włodka, któremu każda asana sprawiała wręcz dziecięcą radość. Chłonęłam każde jego słowo, bo przecież już je kiedyś słyszałam, już kiedyś w nie wierzyłam, ale w zderzeniu z rzeczywistością, schowałam je głęboko i zapomniałam o nich. A teraz znów budziły się na nowo. Kiedy próbowałam wejść w jakąś pozycję, ale próba kończyła się fiaskiem, słyszałam tylko głos Włodka, który mówił, że to stres, który zagnieździł się w moim ciele, ale pracując nad sobą można się pozbyć tych blokad. A ja nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Myślałam, że tak ma być, że to już ten wiek i takie tam różne. I właśnie to uświadomienie sobie, że moje ciało jest niejako odzwierciedleniem myśli i emocji – było moim najważniejszym krokiem w pracy nad sobą. Dlatego doskonale rozumiem Maćka Wieloboba, który na warsztatach ciągle nam powtarza, jak ważna jest uważność i świadomość siebie podczas praktyki.
Podczas tych wakacyjnych warsztatów chyba po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna poświęciłam tyle uwagi tylko sobie. I pamiętam jak mi było dziwnie, że przez cały ten czas skupiam się na swoim oddechu, swoim ciele, nad tym żebym to ja się czuła komfortowo. Nawet nie pamiętałam kiedy tyle uwagi poświęciłam sobie w dodatku będąc na macie. Dlatego też pierwszą najważniejszą rzeczą jest ŚWIADOMOŚĆ. A kolejnym równie ważnym krokiem jest ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Mam na myśli wzięcie odpowiedzialności za siebie – za własne myśli, emocje, zdrowie, za własne życie. I tak zaczyna się praca nad sobą, która być może jest najtrudniejsza, ale jednocześnie przynosząca najwięcej satysfakcji. Bo jak pisał Gary Zukav (autor m.in. „Siedlisko duszy”, „Serce duszy. Świadomość emocjonalna”) „Najdłuższa droga, jaką masz do przebycia, wiedzie od głowy do serca”, a można ją właśnie zacząć, stając na macie.
Najnowsze komentarze