Santosza, czyli jak sobie odpuścić… Izabela Raczkowska
Przyjemność i zadowolenie są w naszej kulturze traktowane dwojako – z jednej strony wielbimy je, z drugiej – umniejszamy ich rolę i demonizujemy. Mamy wkoło całą masę propozycji rozrywek, jednak nie umiemy z nich czerpać przyjemności. Faust wpadł przecież w ręce Mefistofelesa kiedy powiedział „Chwilo, trwaj wiecznie”.
Często radość i przyjemność są postrzegane jako atrybut ludzi prostych i przyziemnych, raczej nie idący w parze z uduchowieniem. Wiele religii przyczyniło się do wypracowania takiego punktu widzenia, odrzucając zmysłową przyjemność jako przejaw rozwiązłości. Nie pozwalamy sobie na zadowolenie – jesteśmy zbyt zapracowani, skoncentrowani na celu, zajęci, zestresowani i spięci. Dodatkowo leżąca często u podstaw radości zmysłowość kojarzy nam się z winy religii czy kultury nie za dobrze…
A przecież uczucie przyjemności i zadowolenia jest zupełnie naturalne. Każdy z nas może to potwierdzić, kiedy po paru godzinach bólu głowy doznaje ulgi, kiedy czuje zapach świeżo parzonej kawy, kiedy czuje ciepłe promienie wiosennego słońca na twarzy lub dotyk dłoni ukochanej osoby. Umiejętność odczuwania przyjemności bierze się z większej świadomości swego ciała. Z dostrzegania i rozumienia. Nie wszyscy umiemy się cieszyć…
Goethe pisał, że przyjemność to dar dla tych, którzy są pogodzeni z życiem i doceniają jego piękno. W Darśana – Upaniszadzie wykładającym system Patańdżalego, santosza jest rozumiana jako zachwyt, rozkoszowanie się tym, co przyniesie los. Umiejętność życia tu i teraz i cieszenia się chwilą leży u podstaw zadowolenia. Koncentrowanie się na przyjemnych stronach zwykłych czynności to sztuka, która może otworzyć przed nami drogę do akceptacji i harmonii. Rozkoszujmy się więc filiżanką herbaty, pianą na rekach podczas zmywania naczyń, zapachem świeżo uprasowanej koszuli i mrozem szczypiącym policzki.
Swego czasu stworzyłam swój prywatny spis błogosławieństw – codziennie myślałam, za co jestem wdzięczna, za co mogę dziękować: za śmiech dzieci, zapach chleba, gwiazdy na niebie i zapach kwiatów – czasu mi nie starczało, aby wyliczać.
Przyjemność zmysłowa i duchowa są ze sobą powiązane. Osho napisał kiedyś, że aby być Buddą, trzeba najpierw być… Zorbą. Pisał: „Nie tęsknij za innym światem. Żyj w tym namiętnie i intensywnie, całym swoim istnieniem, całą swoją istotą. Przekroczyć ten świat możesz tylko wtedy, gdy mu zaufasz, będziesz kochał i radował się życiem. Gdy zmierzysz się z tym światem, staniesz się ześrodkowany i uważny. Owa uważność stanie się drabiną, po której możesz wspiąć się od Zorby do Buddy.” Innymi słowy, jeśli nie nauczymy się czerpać radości z tego, co otacza nas na co dzień, nie znajdziemy jej nigdzie indziej!
Patańdżali w Jogasutrach pisał, że z zadowolenia rodzi się nieprzebrana radość. Zadowolenie i radość pozwalają nam przekraczać swoje uwarunkowania, dają motywację i energię do twórczego życia. Podchodźmy ciut mniej poważnie do siebie, ciut mniej skupiajmy się na rezultatach a więcej na teraźniejszości. Pozbądźmy się oczekiwań. Odpuśćmy i pozwólmy sobie na radość!
Najnowsze komentarze