Pratyahara – do wewnątrz czy na zewnątrz. Piotr Künstler
Piątym z członów ośmiostopniowej ścieżki jogi jest pratyahara, tłumaczona najczęściej jako wycofanie zmysłów. Praktyka pratyahary, jak i jej efekty bywają rozmaicie rozumiane i interpretowane. Do świata zachodniego dzięki relacjom różnych podróżników dotarły informacje o bardzo egzotycznych praktykach jogicznych, których celem miało być całkowite odcięcie zmysłów od świata zewnętrznego i totalne zatopienie się w sobie. Relacje te doprowadziły do rozpowszechnienia się poglądu, dość często podnoszonego jako argument krytyki w dyskusjach, jakoby praktyki duchowe wschodu miały oferować całkowite odwrócenie się od drugiego człowieka. Miałyby być skierowane tylko na siebie, na osiągnięcie osobistego szczęścia objawiającego się zatopieniem w bezrefleksyjnym stanie błogości. Miałyby być zatem egoistyczne i pozbawione altruistycznego spojrzenia na życie, a także szkodliwe, bowiem altruizm jest jedną z najistotniejszych wartości naszej kultury. Dominikanka, siostra Michaela Pawlik ujęła to następująco „… doznania wewnętrznej błogości, wolności, i poczucia nieśmiertelności (osiągane poprzez różne ćwiczenia) prowadzą do złudnego utożsamiania się z Absolutem. To rodzi pychę i skrajny egocentryzm, aż do całkowitej obojętności na potrzeby innych, nawet najbliższych osób”.
Poniżej chciałbym wykazać, iż jest to całkowicie fałszywa teza, a właściwe rozumienie pratyahary otwiera przed nami nowy wymiar praktyki jogi. Dowodzą tego zarówno doświadczenia co najmniej trzeciego już pokolenia ludzi praktykujących jogę w Europie i Ameryce oraz współczesne poglądy psychologii i filozofii dotyczące rozwoju człowieka.
Przede wszystkim warto zaznaczyć, iż wspomniane wcześniej relacje odnoszą się zazwyczaj do spotkań z joginami prowadzącymi pustelniczy lub na wpół pustelniczy tryb życia. Są one właściwe ascetycznym formom praktyk duchowych obecnych również w naszej kulturze. Czym bowiem innym jest pustelnicze życie zakonników, nie opuszczających swojej celi, jak nie odcięciem zmysłów od świata zewnętrznego, po to aby skupić się na mistycznym doświadczeniu Boga. Tu pratyahara osiągana jest przez stworzenie sobie odpowiednich warunków.
Na gruncie hatha jogi rozwinięto szereg specyficznych praktyk dla ciała i umysłu (są one instrumentami, dzięki którym jogin urzeczywistnia owo unio mystica??), mających na celu oderwanie zmysłów od świata zewnętrznego. Jest to bardzo bezpośrednie zastosowanie praktyki wycofania, dające zastosować się w życiu klasztornym czy pustelniczym.
Co zatem z praktykującymi jogę, którzy prowadzą życie w społeczeństwie? Czy głębia praktyki jogi jest dla nich niedostępna? Czy możliwe jest dla nich doświadczenie duchowe? Czy doświadczenie to musi prowadzić do oderwania od innych ludzi?
Przyjrzyjmy się, jak na drogę rozwoju osobistego patrzy współczesna psychologia. Posłużę się tu spektrum świadomości opracowanym przez Kena Wilbera. Otóż w drodze do Świadomości Jedynej, jak ją określa Wilber, mistycznego doświadczenia Boga na gruncie chrześcijańskim czy wyzwolenia (moksza) – jak określa to joga, trzeba przekroczyć granice powstające w procesie rozwoju świadomości człowieka. Właściwie można by powiedzieć, iż jest tylko jedna granica – rozdzielająca przedmiot i podmiot, a my przekraczamy tylko kolejne progi, na których spotykamy ten podział. Najprostszym i najbardziej oczywistym dla większości ludzi progiem, na którym stawiamy ową granicę, jest świadomość „ja” i wszystko, co jest poza nią (ja i nie-ja). Dla większości ludzi żyjących na tej planecie odpowiedź na to pytanie jest oczywista, ale gdy porównamy odpowiedzi, kwestia staje się mniej jasna. Jest to bowiem granica, którą wytyczamy w naszej świadomości.
Pierwszym czy też ostatnim progiem, w zależności czy patrzymy z poziomu całkowitego podziału, czy z poziomu absolutnej jedności, jest poziom persony. Wielokrotnie zdarza się, że granicę stawiamy w poprzek świadomości „ja” dokonując rozdziału między tym, co w sobie akceptujemy, a tym, co odrzucamy. Powstaje wtedy zubożały obraz nas samych zwany personą, obejmujący tylko te treści, które akceptujemy. Treści nieakceptowane są wypierane, tworząc tak zwany Cień. Każda granica prowadzi nieuchronnie do konfliktu między przeciwieństwami. Konflikty z tego poziomu prowadzą do różnego typu zaburzeń osobowości. Jak podaje Wilber, likwidowaniem tego rozdziału i leczeniem zaburzeń związanych z tym poziomem zajmuje się psychoterapia. Metody psychoterapii mają zintegrować całość naszej świadomości kształtując mocne i stabilne ego.
Następny próg, na którym stawiamy granicę, to rozdział między ego a całą resztą. W pierwszym rzędzie jest to rozdział między „ja” a ciało. Z jednej strony wiemy, że bez ciała nasza egzystencja nie była by możliwa, ale z drugiej jakże często stwierdzamy, że ciało to nie „ja”. Jak pisze Wilber: „ Większość ludzkości (…) żywi głębokie przekonanie, że granica między ciałem a umysłem jest stuprocentowo rzeczywista i niezmienna”. W konsekwencji „ujeżdżamy nasze ciała jak jeździec ujeżdża konia”. Niekiedy niestety „zajeżdżamy je” na śmierć. Tu oczywiście również można znaleźć techniki „terapeutyczne” służące uzdrowieniu relacji lub też zniesieniu tej granicy. Można je w pewnym sensie traktować jako terapeutyczne, choć określa się je również jako ścieżki samodoskonalenia, samorozwoju np.: terapia gestalt, choreoterapia, czy bioenergetyka rozwinięte w kulturze zachodniej. Cywilizacje wschodnie obdarowują nas w tym względzie olbrzymią spuścizną. W pierwszej kolejności wymienić należy hatha-jogę, dalej niezliczoną ilość ścieżek pracy z ciałem obejmujących praktyki taoistyczne, przeróżne style walki, a nawet szkoły masażu.
Kolejnym progiem jest oddzielenie umysłu i ciała od otaczającej nas rzeczywistości. Wkraczamy w obszar transpersonalny. Jest to wyjście poza konwencjonalny świat w jakim żyjemy, ku świadomości obejmującej daleko więcej niż indywidualność jednostki. Jest to wejście w świat ducha, dlatego praktyki dotyczące tego poziomu obejmują całą spuściznę ścieżek duchowych i religijnych: hinduizmu, wedanty, buddyzmu, taoizmu, islamu, chrześcijaństwa i judaizmu. Zajmują się tym również metody psychologii transpersonalnej.
Na drodze duchowego rozwoju przekroczyć musimy zatem pewne krytyczne progi. Przypomina to wdrapywanie się po szczeblach drabiny, z których żadnego nie da się opuścić. Rozmaite techniki czy też praktyki umożliwiają nam tę wspinaczkę. Ważne, aby rozumieć, iż działanie tych praktyk obejmuje całe spektrum świadomości i choć główne ostrze praktyki skierowane jest na przekroczenie jednego z progów, to w różnym zakresie działa również na innych. Tak jak wchodząc po drabinie, gdy naszym zamiarem jest wejść na kolejny szczebel, znajdujemy mocne oparcie na niższym i chwytamy się wyższego.
Przyjrzyjmy się zatem baczniej praktyce jogi. Przede wszystkim rozmaitość jej praktyk (lub też tego, co jogą bywa określane) jest ogromna i różne praktyki kładą nacisk na przekraczanie granicy na jednym bądź drugim progu. Można jednak jasno stwierdzić, że dotyczą rozszerzenia świadomości od ego do ciała lub poza ego i ciało do sfery trans. Jej działanie w zakresie integracji persony i cienia w mocne, stabilne ego jest ograniczone i raczej przypomina owo mocne oparcie się na niższym szczeblu, aby wejść na wyższy. Joga zatem nie jest metodą psychoterapii, a jej praktyka nie może być jako taka traktowana. Bywa, iż doświadczeni psychoterapeuci wykorzystują pewne elementy jogi np.: koncentracja (dharana), ćwiczenia ciała (asana) i oddechu (pranayama), aby wspomóc psychoterapię, co jest jak najbardziej uprawnione. Zdarza się również, że osoby wymagające psychoterapii próbują sobie pomóc jogą. Problem ten dokładnej analizie poddał Jacques Vigne, a także Ken Wilber. Ogólnie rzecz biorąc niebezpieczeństwo polega na tym, iż efekty, jakie wywołują stany związane z zaburzeniami psychicznymi, przypominać jedynie mogą stany głębokich doświadczeń duchowych. Prowadzą jednak do destrukcji jednostki, a nie jej rozwoju, a ich podobieństwo jest tylko powierzchowne.
Jak zatem działa joga? Jak przez praktykę odbywa się rozszerzanie świadomości z ego do poziomu obejmującego ciało? Odbywa się to głównie za sprawą praktyki pratyahary (wycofania zmysłów). Przeciętny człowiek żyje głównie zmysłami. Określają one nas w środowisku. Jako istoty poruszające się jesteśmy zmuszeni do ciągłego określenia siebie (swojego położenia) w otoczeniu, gdyż to warunkuje nasze przetrwanie. Jesteśmy tak dalece pochłonięci przez ten sposób przeżywania świata czy też życia, iż przekładamy to na sferę społeczną. Określamy się przez przynależność, pozycję, status, preferencje itd. np.: sympatyzuję z partią X, jestem matką, jestem zamożna, lubię to, a nie lubię tamtego. Zawsze względem tego, co jest na zewnątrz. Zawsze w rozróżnieniu „ja-podmiot” lub „coś-przedmiot”. Dalszym krokiem jest coraz mocniejsze oddzielenie od otaczającego nas świata, bowiem jako istoty obdarzone zdolnością do autorefleksji zaczynamy przetwarzać dane uzyskane ze środowiska tworząc metadane, a z nich meta-obraz świata, który projektujemy na to, co nas otacza. W ten sposób niepostrzeżenie zamykamy się w świecie naszych urojeń.
Jacques Vigne opisuje to tak: „Jedną z cech charakterystycznych schizofrenii jest zaburzenie biegu myśli zwane „dyfluencją”, rozpływaniem. Zamiast trzymać się jednego zagadnienia, myśl niepostrzeżenie przeskakuje, tak jak podczas snu, do skojarzeń bliskoznacznych, napotykając czasem na przeszkodę, zwaną zblokowaniem. […] Skłonność umysłu do ciągłych skojarzeń, przez większość czasu mało interesujących, bierze się ze stanu permanentnej nadpobudliwości, która z kolei wywołuje hypomanię, zespół maniakalny niepełny”. W tym samym fragmencie pisze: „W filozofii jogi uważa się, że taka jest natura funkcjonowania umysłu również u normalnego człowieka, a celem praktyki jest rozwinięcie zdolności umysłu do coraz większej koncentracji”. Gdy podejmiemy wysiłek zaobserwowania, jak funkcjonuje nasz umysł, trudno będzie się z tym nie zgodzić. Nasze umysły są jak małpy skaczące z gałęzi na gałąź bez celu chwytające się kolejnych przypadkowo napotkanych gałęzi, czyli myśli. Czy zdarzyło wam się przyjrzeć kiedyś rozmowie spotykających się osób? Niejednokrotnie takie rozmowy wyglądają tak, iż zaczynamy od jednego tematu, a kończymy na kompletnie czymś innym, zahaczając po drodze o dziesiątki innych zagadnień.
Konsekwencją takiego funkcjonowania jest całkowite oddzielenie od ciała. Niepostrzeżenie znika ono, a korzystamy z niego tylko o tyle, o ile może nam z pomocą zmysłów dostarczyć bodźców i danych do zasilenia nieprzerwanego strumienia myśli.
W czasie praktyki jogi robimy coś całkiem przeciwnego. Całą naszą uwagę kierujemy do wewnątrz. Wycofujemy, ignorujemy dźwięki dobiegające z zewnątrz, wsłuchujemy się w ciało. W asanie wnikamy świadomością w ciało, próbując poczuć każdy jego element, rozprzestrzeniając świadomość do każdego zakątka. Nieustannie doświadczamy ciała. To jest właśnie pratyahara – wycofanie, powściągnięcie zmysłów. Przestajemy skupiać się na bodźcach płynących z zewnątrz czy na własnych urojeniach nieustannie generowanych przez umysł. W ten sposób zaczynamy odzyskiwać powoli ciało, wydobywać je z nicości zapomnienia. Rozpoczyna się proces integracji ciała i świadomości. Odkrywamy, iż jest ono nierozerwalnie połączone z umysłem. Każda emocja, każda nawet przelotna myśl obija swoje piętno w ciele. Z doświadczenia wiem, że już na pierwszych zajęciach jogi początkujący doświadczają niekiedy silnych emocji podczas przebywania w określonych asanach. Zaczynamy odkrywać, iż schematy myślowe i emocjonalne są głęboko zakorzenione w naszych ciałach. Pozostawanie przez długi czas w nieruchomej pozycji, jaką jest asana, pozwala przyjrzeć się owym emocjom i schematom myślowym oraz uwolnić z ciała napięcie przez nie wywoływane. Świadomość bez ograniczeń wypełnia ciało. Zaczynamy świadomie żyć w ciele i ciałem.
Współczesna nauka promuje pogląd, iż nasze życie jest uwarunkowane przez świat materii. To atomy połączone w łańcuchy DNA kodują niezliczone informacje. Żyjemy w przekonaniu, że geny, ich współdziałanie oraz ekspresja tłumaczą funkcjonowanie organizmu ludzkiego łącznie z całą sferą psychiki. Gdy przyjrzymy się nieco dokładniej odkryciom współczesnej nauki, nawet pobieżna analiza fizjologii naszego ciała uświadamia nam, że jest ono czymś nierozerwalnie związanym z otaczającym nas środowiskiem. Nasze ciało jest strukturą tak dynamiczną, iż kilkakrotnie w ciągu życia następuje wymiana wszystkich molekuł, z których się składamy. Zatem pogląd, iż nie ma czegoś takiego jak niezależny byt cielesny jest jak najbardziej uprawniony. Jest tylko pewna dynamiczna struktura podlegająca ciągłym zmianom i zależna od ciągłego przepływu energii i materii.
Tymczasem zachowujemy się całkiem inaczej, tak jak byśmy byli całkiem niezależnymi bytami oddzielonymi i niezależnymi. Twierdzę, że nie potrafimy żyć zgodnie z tym, czego uczy nas współczesna nauka. Dzieje się tak, ponieważ sprowadzamy wszystko do płaszczyzny umysłu (rozumu). A czynimy tak dlatego, że żyjemy na „płaskiej ziemi” (jak to określa Ken Wilber). Bytujemy w świecie ograniczonym tylko do wycinku rzeczywistości, rzeczywistości tworzonej przez umysł.
Dzięki praktyce jogi możemy rozszerzyć doświadczenie życia na ciało. Raz jeszcze podkreślając znaczenie pratyahary – bez wycofania zmysłów i bez owego głębokiego wglądu w ciało oraz w jaźń, praktyka asan i pranayamy stanie się tylko kolejną aktywnością, jaką posiądzie nasz umysł, o tyle tylko pożyteczną, iż przyniesie nam zdrowie, jak każda forma ruchu. Choć i to nie jest pewne , jeśli praktyka będzie wykonywana w niewłaściwy sposób.
Dzięki długiej i rzetelnej praktyce zaczynamy powoli odkrywać, iż nasze ciało jest częścią otaczającego świata. Znika rozdział między ciałem a „ja”. Karl Baier ujął to w następujących słowach: „Żywe ciało jest sposobem, przy pomocy którego ucieleśniam siebie jako żyjącą we wszechświecie, otwartą na rozumiany całościowo Byt osobę.” Dalej pisze: „Podczas wykonywania intensywnych ruchów codziennego życia poruszamy się zawsze z jednego miejsca do drugiego, będąc w asanie nie poruszamy się w przestrzeni. Pozostajemy w jednym miejscu i z niego otwieramy wokół nas przestrzeń ekspandując nasz cielesny byt w różnych możliwych kierunkach i usuwając przeszkody ograniczające naszą przestrzenność.”
W tych słowa omawia on kolejny krok, jaki pojawia się na drodze praktyki jogi. Jest to moment wyjścia poza ciało, moment wkroczenia w sferę trans. Baier w swych słowach opisuje to w sposób bardzo bliski praktycznemu podejściu hatha-jogi. Pokazuje, że ów proces następuje bezpośrednio właśnie poprzez ciało.
W innym fragmencie podnosi wagę tego doświadczenia, wskazując na związek między jaźnią, ciałem, a otaczającą nas rzeczywistością: „Spróbujmy więc zająć się naszym byciem tutaj i skupmy się na przeżywaniu teraźniejszości. Jak więc odczuwamy nasze „tu i teraz”? Jak objawia się fenomen ciała jako takiego i jak jest on nam dany? Jesteśmy obecni w świecie ciałem i cieleśnie z objawiającymi się na świecie rzeczami. Istnieć cieleśnie – znaczy: zachowywać, czyli ucieleśniać i otwierać bezmiar ogarniającej cały świat percepcji, w którym wszystko może promieniować i być spostrzeżone takim, jakie jest i tam, gdzie jest. Istniejemy cieleśnie, nosząc i rozprzestrzeniając tę sferę percepcji, która reaguje na obecność każdego objawiającego się w niej zjawiska.”
Jeśli przyjrzymy się tak rozumianemu bytowi w aspekcie czasu, to jasno zrozumiemy, że ciało jest tylko „tu i teraz”. W każdej poszczególnej chwili jest takie, jakie jest. Nie ma czegoś takiego jak ciało przeszłe. Jest co najwyżej wspomnienie tego, jakie było kiedyś, chociażby przed chwilą. Nie ma również czegoś takiego jak ciało przyszłe. Jest tylko wyobrażenie tego, jakimi byśmy chcieli być lub nie. A ciało po prostu jest. Ciało zatem to brama prowadząca do sfery transpersonalnej. Inaczej ujmując sfery międzyludzkiej. A pratyahara – wycofanie zmysłów – jest bramą do ciała. Przekroczenie owej granicy odbywa się częstokroć w sposób nader subtelny, bez fajerwerków czy ekscytujących doznań. Podobnie zresztą odbywa się przekraczenie poprzednich progów, w sposób prawie niezauważalny. Powoli dostrzegamy, iż w rzeczywistości jesteśmy jednością z otaczającym nas światem. Śri BKS Iyengar ujął to w słowach: „Kiedy wasze ciało, umysł i dusza będą zdrowe i harmonijne, przyniesiecie zdrowie i harmonię otaczającym was ludziom, podarujecie zdrowie i harmonię światu – nie będzie to skutkiem wycofania się ze świata, lecz przemiany w żywą cząstkę ciała ludzkości”. Zauważmy, że wielcy mistycy zarówno w naszej kulturze, jak i kulturze wschodu nie odrywają się od społeczeństwa. Powracają do niego, stając się autorytetami duchowymi, a nauki, które przekazują, pełnią funkcję drogowskazów dla świeckich.
Tak oto praktyka, która z początku zdawała się oferować wycofanie i oderwanie od świata, kieruje nas ponownie ku niemu. Co ciekawe, na takie efekty praktyki nie trzeba czekać zbyt długo. Doświadczeniem wielu praktykujących jogę jest, jak to opisują: większa otwartość na innych, poprawa relacji z bliskimi, bardziej wyraziste dostrzeganie tego, co się wokół dzieje. Te proste doświadczenia są wyrazem tego, że lepiej zamieszkujemy siebie, swoje ciało, a poprzez ciało wszechświat, w którym żyjemy.
– –
Piotr Künstler jest nauczycielem jogi, założycielem Pracowni Jogi Yogamudra w Warszawie, wice-prezesem Polskiego Stowarzyszenia Jogi Iyengara.
Pracownia Jogi Piotra Künstlera: http://www.yogamudra.pl
Literatura:
Baier Karl – O filozoficznym wymiarze asan.
Wilber Ken – Niepodzielone.
Wilber Ken – Psychologi integralna.
Wilber Ken – Krótka historia wszystkiego.
Vigne Jacques – Wprowadzenie do psychologii duchowej.
Tolle Ekhart – Potęga teraźniejszości.
BKS Iyengar – Drzewo jogi.
Pawlik Michaela OP – Nie dajcie się uwieść różnym i obcym naukom.
Właśnie tak to rozumiem.
To co nas określa , to sytuacja w jakiej się znajdujemy i dlatego sytuacja powinna być rozpoznawana.
Ograniczenia są inspiracją , dla rozpoznawania sytuacji.
Każde ograniczenie może być bramą 🙂
Altruizm posiada swoją pułapkę , kiedy nie wynika z rozpoznania sytuacji.
Wtedy można zapytać , kto tu komu pomaga ? , kto kogo leczy ? czy pomagając szukamy ukojenia ? Dlaczego cierpimy w zetknięciu z cierpieniem , ponieważ istnieje współczucie.
Mam ciekawe pytanie , czy można kierując się współczuciem , komuś nie pomagać ?
Wszystkie istoty cierpią i znajdują ukojenie przez zaspokajanie potrzeb.
Czy zaspokajanie potrzeb jest zawsze dobre ?
Brak ukojenia może prowadzić do refleksji i rozwoju , co tutaj nazywam rozpoznawaniem sytuacji.
Jednak nie chodzi o przywiązanie do cierpienia.
Leszku, pozwolę sobie odpowiedzieć na pytanie “Czy można kierując się współczuciem, komuś nie pomagać?”. Nie wiem jak definiujesz termin “pomagać”, więc odpowiem trochę bardziej na poziomie ogólnym. Współczucie, jeśli faktycznie takowym jest, prowadzi do właściwego działania. Pozdrawiam 🙂
Maćku , bardzo trafnie określiłeś relację współczucia i pomagania 🙂
Leszku, polecam się na przyszłość 🙂
Dziękuję za inspirację. Dzisiaj znów zaglądam do “Krótkiej historii wszystkiego” a już myślałam, że zarośnie kurzem na zawsze 🙂