O karmie. Piotr Marcinów
Shit happens – mądrość ludowa
Chciałbym dzisiaj podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat karmy (w jęz. pali kamma), szczególnie tej złej karmy. Temat ten chodzi mi po głowie od dłuższego czasu i może to smętna październikowa pogoda i zbliżające się Dziady skłoniły mnie do tego, bym go poruszył.
Koncepcja karmy oddaje nasz los w nasze własne ręce, ale przy niewłaściwym zrozumieniu pojawiają się tu też problemy.
Filozoficzne wyjaśnienie karmy różni się pomiędzy tradycjami, jednak główna idea głosi, że czyny tworzą przyszłe doświadczenia i przez to każdy jest odpowiedzialny za własne życie, cierpienie i szczęście, jakie sprowadza na siebie i innych. Wikipedia
Kiedy wydarzy się coś złego – nieważne, czy to jest małe prywatne nieszczęście, czy katastrofa naturalna typu tsunami – chyba każdy z nas zadaje sobie pytanie: dlaczego?
Jeśli ta osoba jest buddystą, hinduistą, sikhem, dżinistą albo żyje współcześnie na Zachodzie, to bardzo często odpowiedzią będzie karma, zła karma tej osoby lub grupy osób. Ofiara lub ofiary musiały zrobić w przeszłości coś złego, a teraz ponoszą tylko konsekwencje swoich czynów.
Czy aby na pewno?
Czy wszystko, co nas spotyka, jest efektem karmy?
Czy możemy wyrwać się spod dyktatury karmy?
Czy tysiące osób, które zginęły w tsunami, są same sobie winne?
Czy to, że co roku 15 milionów dzieci umiera z głodu, to też ich karma?
Czy to, że w samych Stanach Zjednoczonych w 2009 r. ponad 12 milionów osób miało raka, jest wynikiem stłamszonego gniewu i złych intencji/karmy?
Czy zatem powinniśmy pomagać sobie i innym? Skoro to zła karma, to niech się „wypali” do końca, oczyści winnego?
Karma = intencje
Bardzo interesujące i wyważone w kwestii karmy jest podejście Buddy.
Intencja, mówię wam, jest kammą. Zamierzając, tworzy się kammę, ciałem, słowem i intelektem.An 6.63
Każda intencja modyfikuje nasz umysł. Intencje kształtują charakter, czyny, a tym samym naszą przyszłość. Działania bazujące na pozytywnych intencjach (szczerości, miłości, mądrości) prowadzą do stanów doświadczanych jako szczęśliwe i pomyślne. Działania podszyte negatywnymi intencjami (chciwość, nienawiść, iluzja) prowadzą do stanów, które postrzegamy jako nieszczęśliwe. Karma jest specjalnym rodzajem naturalnego prawa, które nadaje sens naszym moralnym działaniom.
Jednak nie wszystko, co nas spotyka, jest efektem karmy. We wszechświecie operuje wiele różnych praw, a prawo karmy jest jednym z nich.
Wiele praw natury
Oprócz karmy wczesny buddyzm wymiana jeszcze cztery prawa natury (niyamas)
Utu niyama – prawa fizyki. Fizyczny i nieorganiczny porządek świata. Temu prawu podlegają pory roku, kataklizmy, grawitacja i wiele innych przejawów fizycznego świata.
Bija niyama – prawa żywej materii. Temu prawu podlegają geny, komórki. Są to prawa biologi.
Kamma niyama – inaczej prawo karmy – odnosi się do intencji, mowy i działań. Wyraża się poprzez intencjonalne działanie i jest naturalnym prawem moralnym.
Dhamma niyama – dhamma lub dharma ma wiele znaczeń, często odnosi się do nauki Buddy lub natury rzeczywistości, więc mamy tutaj do czynienia z naturalnym prawem duchowym.
Citta niyama – citta to umysł. To prawo zawiaduje wszelkimi zjawiskami psychologii.
W świecie na wielu poziomach działają różne prawa. Choroba może mieć przyczynę w karmie, ale równie dobrze w genach, odżywianiu, konstytucji ciała i innych czynnikach środowiskowych. W tym świecie panują prawa natury, więc dzięki dobrej karmie nie unikniesz starości (jeśli długo pożyjesz), zimna zimą, ciepła latem, zagrożeń na wojnie i kolejek w supermarkecie.
Karma to nie fatum (niyativada)
Część osób uważa, że nie można uciec od konsekwencji swoich uczynków, że nasze życie jest całkowicie zdeterminowane naszymi przeszłymi działaniami – karmiczny determinizm (pubbekata hetu). W takim wypadku wyzwolenie jest niemożliwe, gdyż każdy czyn (karma) będzie generował swoje skutki (vipaka) i tak w nieskończoność. Inną wersją determinizmu jest teistyczny determinizm (issaranimmana hetu), który upatruje w wszechwiedzącym Bogu przyczynę wszelkich wydarzeń. Żaden z tych poglądów nie daje nam szans na zmianę naszego przeznaczenia.
Według Buddy takie postawienie sprawy uniemożliwia jakiekolwiek życie duchowe.
Budda spytał swoich uczniów: czy sól wrzucona do małej ilości wody spowoduje, że stanie się ona niezdatna do picia? Oczywiście, dlatego, że mała ilość wody sprawi, że sól przeniknie całą wodę. Jeśli jednak do wielkiej rzeki Ganges wrzucić tę samą ilość soli, nawet nie zauważymy tej ilości soli.(AN 3.99)
Co więcej, dobry intencjonalny czyn może nawet wymazać lub zmodyfikować czyn przynoszący negatywny efekt.
Ten kto popełnione onegdaj czyny podłości,
pożytecznymi uczynkami zastępuje –
rozjaśnia on świat, niczym księżyc w swej światłości,
gdy zza chmur w pełni się ukazuje. Dh 173
Kiedy następnym razem coś złego Ci się przydarzy i pomyślisz, że to Twoja „zła karma”, pamiętaj, że karma nie determinuje Twojego życia, a jedynie warunkuje.
Cierpienie nie uszlachetnia
Inną teorią jest wiara w to, że cierpienia wypalają złą karmę, dzięki cierpieniu, problemom pozbywamy się złej karmy i, żeby nie tworzyć dalszej karmy, należy zaprzestać działania.
Według Devadaha Sutty (Mn 101) podobną teorię w czasach Buddy utrzymywali zwolennicy Niganthy (dżiniści). Uważali oni, że jakiekolwiek odczucia, czy to przyjemne, nieprzyjemnie, czy neutralne, mają przyczynę w przeszłych wcieleniach.
Budda, podobnie jak Sokrates, zadając pytania swoim rozmówcom, dociekał prawdy. Mianowicie zadał ascetom następujące pytania: Przyjaciele, czy wiecie, że istnieliście w poprzednich wcieleniach? Przyjaciele, czy wiecie, że czyniliście źle w przeszłości? Czy wiecie, ile cierpienia się już wyczerpało, a ile jeszcze pozostało? Czy wiecie, czym jest porzucenie niekorzystnych stanów i czym jest pielęgnowanie dobrych stanów? Na wszystkie pytania odpowiedzieli przecząco.
Nie znając odpowiedzi na te pytania, nie mogli dżinijscy asceci znać źródła swojego cierpienia.
Następnie Budda spytał swoich dżinijskich przyjaciół, czy odczuwają ból i cierpienie tylko kiedy wykonują swoje ascetyczne praktyki, czy również wtedy, gdy ich nie wykonują. Jak się okazuje, cierpienie pojawiało się w nich podczas praktyki skrajnej ascezy. Na co Budda zasugerował, że to właśnie skrajna asceza jest przyczyną ich cierpienia, a nie złe czyny z przeszłości.
Według Buddy to, co nas spotyka, jest wypadkową przeszłej karmy, obecnej karmy i praw natury.
Droga poza cierpienia
Jeżeli całe nasze cierpienie ma swoje źródło w przeszłości, nie możemy teraz nic zrobić, aby się go pozbyć. Jedyne, co nam pozostaje, to bezczynne znoszenie cierpienia i nietworzenie nowej karmy. Chociaż jest to typowo dżinijskie podejście, wiele ludzi – w tym sami buddyści – wierzy, że tego nauczał także Budda. Medytacja według tego podejścia ma polegać na oczyszczaniu umysłu ze starej karmy poprzez beznamiętną obserwację pojawiającego się bólu. Ból ma być spowodowany starą karmą, beznamiętna obserwacja jest nietworzeniem nowej karmy, prowadzącym do oczyszczenia umysłu ze złej karmy. Budda ośmiesza powyższą strategię, która nigdy nie doprowadzi do wyzwolenia z cierpienia.
Problem pojawiającego się cierpienia nie leży w przeszłej karmie, ale w zaślepiającej namiętności. Nie jesteśmy skazani na cierpienie, poprzez zrozumienie i zmianę nastawienia możemy je zredukować. Chociaż to dopiero początek buddyjskiej ścieżki, już samo takie podejście może przynieść ogromną ulgę, akceptację i radość.
Shit happens
Nie wszystko, co się dzieje w Twoim życiu, stanowi efekt Twoich uczynków z przeszłości czy obecnych. Istnieje wiele czynników, które mają wpływ na nasze życie. Zasadę uwolnienia się od karmy poprzez zaprzestanie działania oddani dżiniści biorą sobie do serca, poszczą aż do śmierci, ale to nie działanie jest problemem, kwestią istotniejszą są nasze intencje i zrozumienie (w tym punkcie nauka Buddy współgra z karma-jogą Bhagawadgity). Środki antykoncepcyjne nie dają stu procentowej pewności, że nie zajdzie się w ciąże, tak samo dobra karma nie jest gwarantem, że nic złego nam się nie stanie. Choroby starość i śmierć czekają nas wszystkich. Dobra karma nie jest celem w samym sobie, tworzy ona warunki, aby osiągnąć wyzwolenie – nirwanę.
Zanim jednak osiągniesz nirwanę, pamiętaj: ‘shit happens’, dlatego nie trać czasu, medytuj!
Piotr Marcinów
Wydawca portalu JogaSutry.pl
ciekawy artykuł choc wymaga rozwinięcia ponieważ w tej formie niebezpiecznie może prowadzić do pomieszania. Choć zwraca uwagę na mylne koncepcje (determinizm, cierpienie uszlachetnia etc) jednak nie wyjaśnia na czym polega błędne zrozumienie pojęć i jak zatem nalezy je rozumieć. Własnie wyjaśniam przyjaciółce o co chodzi w tym artykule więc pozwalam sobie równiez to zapisać, moze komuś eszcze przyda się. Nie wiem np. skąd przeświadczenie autora, że nawet buddyści uważają, że medytacja to beznamiętne wpatrywanie się w swoje cierpienie. Jest to kompletnie niezrozumienienie – ani Hinajana ani Mahayana ani Vajrayana niczego takiego nie zalecają.
Są w buddyźmie pewne ścieżki związane z ascezą, ale to praktyka nieprzywiązywania się, uwalniania od bycia targanym przez skrajne emocje, a nie celowego cierpienia czy wyniszczania ciała. Jak Pan to trafnie ujął w innym miejscu w artykule, problemem jest zaślepiająca namiętność i dodałabym, że również jej przeciwieństwo – zaślepiająca niechęć. Niezrozumiana skrajna asceza moze tylko wzmocnić to drugie. A przywiązanie do MOJEGO nieprzywiązania czy MOJEGO cierpienia może mieć przeciwny skutek – wzmocnienie poczucia JA!
Sam Budda Sziakamuni o tym mowił że skrajna asceza nie prowadzi do oświecenia. Budda naucza drogi rozpoznania natury umysłu i zjawisk.
Często popularne niezrozumienie prowadzi do błędnego pojmowania, że tylko zaprzestając działań nie tworzy karmy i ze bierność jest zaletą. Tymczasem buddyjscy nauczyciele zalecają działanie z właściwą motywacją, ze współczuciem i użyciem zręcznych metod. Aby tak móc działac potrzebne jest rozpoznanie natury zjawisk i umysłu, mądrość i współczucie. Buddyści nie są owieczkami! Natomiast kiedy nadal jesteśmy targani emocjami, checią, niechęcią to lepiej póki co ograniczyć swoje działania, żeby nie szkodzić innym ani sobie, i stąd wydaje mi się zalecanie bierności, wycofania i ascezy na pewnym stopniu rozwoju duchowego. Nie jest to cel sam w sobie. Najważniejsza jest motywacja, zarówno w bierności i w działaniu.
Bardzo wartościowe jest, ze Pan podkreślił, że starosc, choroba i śmierć czekaja nas wszystkich. Tak, jest to jedno z cierpień samsary tak samo jak cierpienie zmiany, nietrwałość, utrata tego/tych, do których jesteśmy przywiązani, napotykanie tego, czego nie chcemy, cego boimy się etc.
Jednym z ważnych komponentów karmy to nie tylko to, co nam sie przytrafia w życiu w wyniku poprzednich działan, ale też nasze skłonności, nawyki, nawykowe reakcje, które powodują, że w taki a nie w inny sposób doświadczamy tego, co nam się przydarza i reagujac w nawykowy sposób tworzymy karmę i tak w kółko. Wyzwolenie zaczyna się od rozpoznania swoich negatywnych emocji takich jak nienawiść, zazdrość, przywiązanie. duma i obserwowanie, co motywuje nasze działania (ciala, mowy i umysłu) i które działania tak naprawdę przyniosą nam radość. Aby to widzieć potrzebny jest uspokojony umysł, czego możemy doświadczyć w medytacji.
Wykorzystaj każda chwilę tego cennego ludzkiego życia, medytuj 🙂
Zacznij od: kim jestem? gdzie jest ja? jakie emocje pojawiają się? i skąd? i gdzie zamieszkują te emocje? w ktorej części ciała? gdzie jest ja? w głowie? w zwojach mózgu? w oku? w sercu? w mięśniu pompującym krew? gdzieś poza ciałem?
Wdech, zatrzymaj i wydech, wdech zatrzymaj i wydech…..
myśli przepływaja jak chmury na niebie, uspokaja sie tafla jeziora umysłu.
Kiedy umysł uspokaja się zaczynamy dostrzegać to, czego wcześniej nie widzieliśmy. To początek drogi do prawdziwego szcześcia i wyzwolenia.
powodzenia
Mona
“Nie wiem np. skąd przeświadczenie autora, że nawet buddyści uważają, że medytacja to beznamiętne wpatrywanie się w swoje cierpienie. Jest to kompletnie niezrozumienienie – ani Hinajana ani Mahayana ani Vajrayana niczego takiego nie zalecają.”
Ta uwaga nie dotyczy wszystkich, tylko niektórych buddystów. Takie instrukcje pojawiają się przy okazji omawiania medytacji np. “When one experiences posture pain in sitting meditation, it is actually an opportunity to work with it. Regard it as your best friend, as you can learn much from it. So do not drive it away. Invite it in and get to know it. It is not a matter of just bearing the pain. The practice is to investigate it – to penetrate it deeply. If you can successfully work with physical pain, then you are more likely to be able to work with mental pain.”
Natomiast nigdy się nie spotkałem, aby sam Budda mówił w ten sposób o cierpieniu.