Konfrontacja teorii z życiem, czyli krótki tekst o miłości. Maciej Kozikowski
Pisać o miłości kiedy tyle już o niej napisano to nie lada wyzwanie. Każdy przecież coś na jej temat może powiedzieć i każdy w sensie patrzenia na nią ze swej własnej perspektywy będzie miał rację żyjąc we własnej prawdzie. Wielokrotnie jednak odwołujemy się do miłości wprowadzając sporo zamieszanie bo mimo iż miłość z jednego korzenia wyrasta to może dojrzewać w różnoraki sposób. Tak jak miłość jest dla każdego inna tak i tekst ten, będzie różnorodny, przeplatany kilkoma formami, najpierw zasadniczy, później już bardziej przyziemny, konkretny więc każdy może coś w nim znaleźć. Niektóre rozdziały podejmujące się analizy miłości i jej faz rozwojowych (wiem, to straszne, jak można klasyfikować miłość) zilustrowałem cytatami poetów (któż lepiej pisze o niej niż oni), wybrałem ponoć tych ciekawszych, choć w bardziej literackich, a więc przystępnych fragmentach.
Ontologia miłości
Miłość to dla mnie praprzyczyna stworzenia, siła twórcza i stwórcza, naczelna i nieograniczona zasada świata, wola życia która porusza wszystko wokół nas, ożywiając tym samym z bezpostaciowej materii1 rzeczy nam zmysłowo dostępne, nabierając cech partykularnych, przedmiotowych i podmiotowych by po wyczerpaniu swego potencjału się rozpaść, wrócić do punktu wyjścia. Miłość w dostępnym nam świecie zjawisk występuje jako wola uprzedmiotowiona, zobiektywizowana, mająca znamiona materii, a więc dająca się określić, oraz niepowtarzalność formy. Zobiektywizowana miłość, skoro poddana dyktatowi materii w swym rozczłonkowaniu zaczyna mieć wiele różnych, często sprzecznych celów. Jest tak ponieważ podstawą działania uprzedmiotowionej miłości jest jej chęć przetrwania, przeżycia2. Miłość więc jest w tej postaci egoistyczna, wszystko podporządkowując sobie samej lecz to co początkowo intuicyjne, jej egoizm, dopiero z czasem, w trakcie rozwoju jednostki, może zostać uświadomione. Miłość choć zobiektywizowana, to jednak ewoluuje i z czasem poza prymatem przeżycia, obiera też sobie (z wyjątkami o których poniżej) za cel przetrwanie gatunku, służąc tym samym nie tylko swym egoistycznym pobudkom lecz także innym osobom, a także czemuś większemu, innemu porządkowi3 któremu oboje partnerów się podporządkowują. Każdy jednak z nas może sobie uświadomić że u podstaw obiektywizacji i partykularności woli życia – miłości, leży miłość jako jedność skąd miłość jednostkowa się wywodzi, dlatego też egoizm uprzedmiotowionej miłości jest ostatecznie bezpodstawny. Miłość więc, skoro docześnie związana jest z materią, skazana jest na swój egoizm, jako swoje uwarunkowanie, a jedynym polem miłości bezwarunkowej jest intuicyjna (lub jak kto woli medytacyjna) przestrzeń działania której horyzont wyznacza możliwość wyzbycia się siebie, a więc współodczuwanie.
Wiosna
…to miłość wczesna, dziecięca, która w równym stopniu pozwala przeżyć, będąc bezkrytycznie ukierunkowaną na opiekunów, co i potrafi być więzią. Często jest instynktowna (nie kieruje się świadomością bo jej jeszcze w tym wieku w pełni nie ma), a więc ślepa (bo kieruje się podświadomością, instynktem). Wiedzione taką miłością dzieci mogą więc podtrzymywać nie tylko to co służy życiu, ale i to co mu przeczy (nieszczęścia i ograniczenia systemu rodzinnego), powodując czasami chroniczną zależność od wyuczonych zasad postępowanie, a więc niemożliwość wyzwolenia w kierunku czegoś większego. Miłość ta nie kończy się więc wraz z osiągnięciem jakiegoś wieku, jej granicą nie jest zatem przebyty czas a doświadczenie i jego świadomość.
Wielu z nas odnajdzie z pewnością jej cząstkę w sobie, tak jak odnajdował ją (świadomie lub nie) R.M Rilke piszący swe pierwsze listy do ukochanej:
„Tyś była przeciwieństwem wszelkiego zwątpienia, byłaś dla mnie świadectwem tego, że wszystko cokolwiek dotkniesz, na co spojrzysz, co osiągasz, to istnieje naprawdę (…) Świat utracił w mych oczach mgławicowość, rzeczy stały się rzeczami, zwierzęta zwierzętami, które można było odróżnić, kwiaty kwiatami.
Jedynie dzięki Tobie wiąże mnie coś z tym wszystkim, co ludzkie.
Ty jesteś świętem moich dni świątecznych.
Brak mi ciebie wszędzie, moje myśli wszystkie są jak gdyby bez początkowych liter…”4
Lato
Gdy dorastamy, wraz ze zbliżeniem do innych osób, mamy szansę wyjść poza ograniczenia „wąskiego wycinka rzeczywistości, odpowiadającego jedynie temu, co w zakresie poznania i miłości możliwe było w naszej rodzinie”5. Miłość, może więc rozwinąć się poza małą miłość systemu rodzinnego, przyjmując do swego wnętrza coraz więcej tego co poprzednio było odrzucane lub budziło obawę. W ten sposób, oddając się procesowi wymiany w miłości z drugim człowiekiem, możemy połączyć w naszych wnętrzach wiele różnic i sprzeczności: zło i winę, zdrowie i chorobę, ofiary i sprawców, a więc całość ziemskiej różnorodności. Warunkiem tego jest jednak zdolność do poznania intuicyjnego, a więc pewna dojrzałość, która „w innej jednostce (jest w stanie) poznaje tę samą istotę co w sobie”6
Tym razem Lou Salome, ukochana kobieta Rilkego, jak widać dojrzalsza odpisuje, na jego listy tymi słowy:
„Nie szukały nas dwie połowy, to zaskoczona jedność rozpoznawała siebie ze zdumieniem w drugiej, nieobjętej jedności. Byliśmy rodzeństwem, ale jak przed praczasem, zanim jeszcze kazirodztwo stało się grzechem”7
Jesień
Gdy miłość wzrasta jednak poza zwykłą wymianę czy chęć współbycia, poza dawanie i branie, gdy widząc innego człowieka w jego ograniczeniach (samemu zwykle ciężko je dostrzec), a więc i w jego cierpieniu, potrafimy odwołać się do czegoś większego co nas razem prowadzi, to potrafimy też dać coś więcej poza to co dostajemy. Przyczyniamy się wówczas do tego że miłość wzrasta na jeszcze inny, wyższy poziom, nie tylko równoważąc ale i przekraczając własną jednostkowość, własny egoizm. Pozwalamy tym samym sobie na życie nie tylko w tu i teraz, lecz także na osiągnięcie więzi z tym wszystkim co było przed nami. Możliwość kontaktu z tymi zasobami, jest wówczas tym co decyduje o zdolności tworzenia, sile wytwarzania kolejnej materii o której tak sugestywnie pisze dojrzalszy już Rilke:
„Artysta jest wiecznością sięgającą dni. Myśl o byciu twórcą, o płodzeniu i kształtowaniu, pełna jest wspomnień odziedziczonych po całych milionach przodków i założycieli. W jednej myśli twórcy, ożywa tysiąc zapomnianych nocy miłosnych (…). Ci, którzy się spotkali nocą i stopili w kołyszącej słodyczy, wykonują poważne prace, gromadząc słodycz, głębię oraz siłę dla pieśni jakiegoś przyszłego poety.”8
Zima
„Miłość jest mocna jak śmierć, nie cofa się”9. Ta miłość jest śmierci najbliższa, tak samo realna lub lepiej nierealna, bo najbliższa temu co pozacielesne, co umyka materii. To najtrwalszy sposób przekroczenia świata miłości zobiektyzowanej, podporządkowanej partykularnym ludzkim celom. Wiąże się ona z silnym pobudzeniem miłości owocującym „bądź powstrzymaniem się od czynienia zła (sprawiedliwość), bądź aktywnym czynieniem dobra (miłości bliźniego)”10. „Wszelka miłość (agape) jest współczuciem”11, a więc jeśli współodczuwanie można stopniować to tu osiąga ono najdoskonalszy, wszechogarniający wymiar, a człowiek będący w tym stanie jest w nieustannym kontakcie z tym co nieustalone, co wciąż się odradza by na powrót umrzeć…
Tuż przed śmiercią, pod wpływem wewnętrznego naporu, twórczej burzy Rilke spisuje Sonety do Orfeusza12, które dopiero później, krok po kroku jest w stanie pojąć. Tu fragment sonetu XII w przekładzie M.Jastruna
„Pragnij metamorfozy. O, zachwyć się płomieniem,
gdzie umyka ci rzecz, co się pyszni z przemiennej natury;
ten kształtujący duch, trudzący się nad istnieniem,
kocha jedynie punkt zwrotny we wzlocie figury,
Już formą zdrętwienia jest to, co się w trwaniu utrwala;
czyż się bezpiecznie czuje w lęku wątłego opiece?
Czekaj, ta moc najtwardsza zdrętwiałość ostrzega z dala.
Biada: zamierza się młot nieobecy!
Kto się jak światło rozlewa, tego poznaje poznanie;
i w zachwycie prowadzi go przez pogodę stworzenia,
co często początkiem kończy i końcem zaczyna swój kształt…”
Wieczny powrót tego samego
Nasza droga nie jest jednak tak prosta jak sugeruje to następstwo pór roku, jest inaczej, jak w naturze, są pory roku, każdego niby te same, ale każde lato kolejnego roku wygląda już jednak inaczej. Nasza droga nie ma więc też liniowego wymiaru lecz taki który bliższy jest spirali, gdzie każdego roku, w trakcie rozwoju wracamy do tego samego punktu, ale bogatsi o poprzednie doświadczenia…
Świadomy tego iż dotknąłem tylko czubka „góry lodowej” nie chcę tak kończyć tego tematu, nie jest to przecież, jak widzieliśmy w jego naturze, której bliższa jest przemiana niż utarte formuły . Marzy mi się więc, że ktoś przeczyta ten tekst do końca i napiszę coś ze/o swej miłości lub ze chociażby ze współczucia , tak aby odnieść się jakoś do tego co nas wszystkich gdzieś głęboko wewnątrz jednoczy – miłości.
1 Do tego tekst posłużyłem się Kantowskim rozróżnieniem na sferę rzeczywistości jawiącej się, fenomenalnej, dostępnej poznaniu zmysłowemu, oraz niepoznawalną, rzecz samą w sobie, noumen, w tym przypadku w ślad za Schopenhauerem wolę, lecz wolę życia. Dysputę na temat charakteru noumenu, czy umieszczać go w kategorii prabytu, czy też niebytu pozostawiam filozofom, mnie chodzi bardziej o wskazanie praprzyczyny rzeczy bez względu na jej charakter.
2 Pierwsze prawo biologiczne – zachowania własnego życia, a więc wzrost negatywnej entropii ustroju, kosztem negatywnej entropii otoczenia; prawo to jest źródłem negatywnych emocji (wg. A.Kępiński „Psychopatologia nerwic”)
3 Drugie prawo biologiczne – zachowania życia gatunku, podstawa uczuć pozytywnych; również zmierza do wzrostu negatywnej entropii, ale już nie własnej, a nowej -potomstwa (wg. A.Kępiński „Psychopatologia nerwic”)
4 R.M. Rilke „Listy do L. Anreas-Salome”
5 B.Hellinger „Odchodzimy spełnieni”
6 A.Schopenhauer „Świat jako wola i przedstawienie”
7 R.M. Rilke „Listy do L. Anreas-Salome”
8 R.M. Rilke – listy do Franza Kappusa
9 B.Hellinger „Odchodzimy spełnieni”
10 A.Schopenhauer „O podstawie moralności”
11 A.Schopenhauer „Świat jako wola i przedstawienie”
12 Fragment sonetu do Orfeusza Rilkego w którym bohater, schodzi za umiłowaną Eurydyką, zmarłą w apogeum ich szczęścia, w dniu ich zaślubin, do królestwa śmierci, żeby ją wyprowadzić na świat. Będąc jednak blisko już celu, traci ją po raz drugi, by ostatecznie bez niej powrócić do świata żywych. Od teraz jednak, przynależy do królestwa żywych i umarłych, a jego pieśni, łączące oba królestwa w całość jawią się innym jako niezrozumiałe. Sławią one bowiem tę jednię, która jak pisze Hellinger „obejmuje w równym stopniu powstawanie i przemijanie, życie i śmierć, wzajemne przenikanie żyjących i umarłych”.
Najnowsze komentarze