Joga nie działa? O nowych narzędziach jogi na miarę czasów. Barbara Tworek
Pewnego dnia, na pierwszym roku kursu nauczycielskiego, przyszłam do mojego Nauczyciela i powiedziałam mu, że jednak nie mogę zostać nauczycielką jogi. Że po 13 latach praktyki doszłam do wniosku, że asany mi szkodzą – sprawiają, że po zajęciach wracam do domu rozedrgana, rozdrażniona, pełna buzujących w ciele emocji, z którymi nie mam co zrobić. Powiedziałam, że ulgę przynosi mi właściwie tylko swobodny taniec, w którym wyrażam i wypuszczam z ciała to, co podczas praktyki asan, pranajamy i koncentracji zalewa mnie i rozsadza od środka. Przestałam wierzyć w jogę. Przestałam czuć się kompetentna – nie mogę przecież uczyć praktyk, które mnie samą wytrącają z równowagi. Potrzebuję tańca, potrzebuję ekspresji.
Pamiętam, że Nauczyciel powiedział wtedy: „Stosuj te narzędzia, które działają. Uważnie praktykuj i obserwuj” i jeszcze raz spokojnie przypomniał mi, że najważniejsze jest dla mnie określenie celu mojej własnej praktyki.
Oboje byliśmy zgodni co do tego, że w owym momencie celem nie były dla mnie ani umiejętność założenia nogi za głowę, ani też osiągnięcie – totalnie dla mnie wtedy abstrakcyjnego – stanu bez emocji, bez „poruszeń umysłu”.
Moim celem było poradzenie sobie z emocjami, które odczuwałam w ciele: w postaci napięć, dyskomfortu, zacisku, a nawet bólu. Chciałam odzyskać stan radości z bycia w ciele, rozluźnienia, ciepłych rąk, luźnych barków, miękkiego karku, przestrzeni w gardle.
Co się ze mną działo? Czemu podczas praktyki asan (pozycji jogi), pranajamy(ćwiczeń oddechowych) i ćwiczeń koncentracyjnych czułam, jak wzrasta we mnie napięcie..?
To, że podczas ćwiczeń zaczynałam czuć wzbierające w ciele emocje, nie znaczyło wcale, że to ćwiczenia były przyczyną mojego „złego” samopoczucia. Znaczyło to tylko tyle, że w czasie praktyki wzrastała moja uważność i świadomość ciała – tłumione i odsuwane na co dzień niewygodne emocje (na zasadzie: „nie mam czasu chorować rozczulać się nad sobą”) dochodziły do głosu. Kiedy na zajęciach odkładałam na bok sprawy dnia codziennego i skupiałam się na tym, co jest we mnie – na własne życzenie dostawałam odpowiedź: strach, smutek, złość, zmęczenie, frustracja. „Jesteśmy tu. Zrób coś z nami.”
Czemu praktykowana od tylu lat joga nie uwolniła mnie od napięcia..?
W rozmowie z moim Nauczycielem zgodziliśmy się, że istotą jogi jest poszukiwanie środków, które pozwolą wprowadzić w życiu konkretne, oczekiwane zmiany. „Jeśli więc dotychczasowe, >>klasyczne<< narzędzia jogi nie wystarczają, żeby rozwiązać Twój problem – nic nie stoi na przeszkodzie, aby poszukać nowych narzędzi, skrojonych na miarę czasów i Twoich potrzeb” powiedział. To prawda! „Klasyczne” narzędzia jogi zostały stworzone w czasach klasycznych (starożytnych, setki lat temu) – nie było wtedy elektroniki, życia w biegu, godzin spędzonych w wirtualnym świecie i nieustannego zalewu bodźców z każdej strony, niemalże przez całą dobę. Żyło się wtedy trochę inaczej – i problemy też pewnie były trochę inne. I choć natura człowieka wcale się tak bardzo nie zmieniła, to zmieniły się codzienne realia. Chcę uczestniczyć w świecie, mieć rodzinę, pracę, znajomych, bawić się, jeździć na wakacje, korzystać z telefonu z internetem i mieć profil na Facebooku. Jednocześnie chcę dobrze czuć się w ciele, mieć kontakt ze swoimi emocjami i poczucie, że sobie z nimi radzę. Asany, pranajama i ćwiczenia koncentracyjne zwiększają moją uważność i pomagają uświadomić sobie, co znajduje się w moim ciele, co czuję. Ciągle jednak potrzebuję narzędzi, które pomogą mi wypuścić to, co się pojawia na zewnątrz, wyrazić to w bezpieczny sposób. Bo mnie to dusi i napina.
Co sprawia, że czuję ulgę…?
To możliwość wyrażenia tego, co jest we mnie, w bezpieczny sposób – bez narażania się na oceny i krytykę. Dla mnie nowym narzędziem, które przyniosło mi ogromną ulgę, okazał się taniec – swobodny ruch. Znalazłam w nim luz i swobodę wyrazu, których brakowało mi w dotychczasowej praktyce. Czasem pracuję też z rysunkiem intuicyjnym – nadaję swoim emocjom kształt i kolor i przelewam je na papier. Nie do końca rozumiem, jak to działa – ale działa.
Dzięki tym nowym narzędziom moja praktyka jogi stała się pełniejsza – czuję, że osiągam wyznaczony w rozmowie z Nauczycielem cel. Mam kontakt ze swoimi emocjami w życiu codziennym i czuję, jak przekłada się to na moje funkcjonowanie w ciele – na co dzień czuję się dobrze i nie boję się tego, co mam w sobie – ufam intuicji ciała. To także staram się przekazywać moim uczniom.
Czy w takim razie wystarczy wyrażać, aby być zdrowym i szczęśliwym?
Zgoda na emocje, które odczuwam, i ich wyrażanie to moim zdaniem kluczowe, ale nie jedyne kroki na ścieżce pracy nad sobą. Kolejnym ważnym etapem jest dotarcie do źródła odczuwanej emocji, czyli udzielenie sobie odpowiedzi na pytanie: Co powoduje, że tak się czuję?, co otworzy niesamowite możliwości dalszych zmian.
Witam mile –
myślę, że Napisałaś bardzo ważny post. Pozwól na malutki komentarz:
Napisałaś:
“To prawda! „Klasyczne” narzędzia jogi zostały stworzone w czasach klasycznych (starożytnych, setki lat temu) – nie było wtedy elektroniki, życia w biegu, godzin spędzonych w wirtualnym świecie i nieustannego zalewu bodźców z każdej strony, niemalże przez całą dobę. Żyło się wtedy trochę inaczej – i problemy też pewnie były trochę inne. I choć natura człowieka wcale się tak bardzo nie zmieniła, to zmieniły się codzienne realia. Chcę uczestniczyć w świecie, mieć rodzinę, pracę, znajomych, bawić się, jeździć na wakacje, korzystać z telefonu z internetem i mieć profil na Facebooku. Jednocześnie chcę dobrze czuć się w ciele, mieć kontakt ze swoimi emocjami i poczucie, że sobie z nimi radzę. „
Rzeczywiście aura mogła być wtedy (w starożytności) inna. Ale warto pokazać istotnie różnice między obecnym rozumieniem i praktykowaniem jogi, a starożytnym:
Napisałaś: “Chcę uczestniczyć w świecie, mieć rodzinę, pracę, znajomych, bawić się, jeździć na wakacje, korzystać z telefonu z internetem i mieć profil na Facebooku.” Z tego, co Napisałaś – może wynikać, że joga jest dla ciebie ważnym ale wciąż „dodatkiem” do życia w świecie, a nie drogą do rzeczywistego, stopniowego uwalniania się od świata (w całej jego głębokości i szerokości). Nie Gniewaj się, bo to dotyczy wielu z nas.
Z tego co wiem w tradycyjnych szkołach dawniej (i obecnie również) kandydaci na uczniów jogi nie mieli już takich pragnień o jakich Napisałaś cytuję: (Chcę uczestniczyć w świecie, mieć rodzinę, pracę, znajomych, bawić się, jeździć na wakacje, korzystać z telefonu z internetem i mieć profil na Facebooku).
Dawniej joga była jedną ze ścieżek uwalniania się od doświadczenia świata, a nie środkiem do „lepszego samopoczucia”. Człowiek inicjujący się w jogę robił to nie z powodu reklamy, że joga jest trendy i modna (bo takich reklam po prostu nie było) ale właśnie by osiągnąć głębsze uwolnienie, zjednoczenie, samopoznanie.
Myślę, też że wielu z nas byłoby po prostu nieprzyjętych do tradycyjnych szkół w starożytności jeśli istniałyby w nas tego typu pragnienia. Jaki bowiem sens praktykować ścieżkę do Nirwikalpa Samadhi jeśli jest w nas wiele pragnień typu „zabawa, wakacje, profil na Facebooku ect.” oraz masa stłumień, które praktyka jogiczna (nawet jej współczesne wersje) wcześniej czy później może zacząć ujawniać? Być może lepiej poczekać, aż te pragnienia naturalnie staną się mniej istotne i wtedy rozpocząć praktykę?
Dzisiaj z różnych powodów każdy może iść na warsztat czy zajęcia asan, pranajamy, kundalini jogi ect. i nie ma jakiejkolwiek weryfikacji kto czego chce od tych praktyk ani kto jest do nich gotowy.
Kolejna różnica (moim zdaniem istotna) polega na tym, że w starożytnej jodze (ale i obecnie w Indiach jest to powszechne z wyłączeniem tzw. komercyjnych szkół jogi i tantry) uczeń przechodził inicjację jako oczyszczający proces, usuwający wiele przeszkód oraz jego Guru czekał, czasem wiele lat aż uczeń odpowiednio się oczyści zanim zacznie go czegokolwiek nauczać. Wydaje mi się, że bez zrozumienia tych różnic próżno mówić o klasycznych czasach i klasycznej jodze. Guru mógł dać uczniowi tzw. mula mantrę, która powtarzana przez określony czas oczyszcza na wielu poziomach. Uczeń mógł oczyścić się przebywając z Guru, odwiedzając święte miejsca, uczestnicząc w rytuałach ect. Teraz jest to w dużej mierze nierozumiane.
To co widzę obecnie jako ważną sprawę to niewątpliwe nasilenie nerwic i różnego rodzaju depresji, psychoz. Ale nie sądzę, że dotyczą one wyłącznie naszych czasów. Warto poczytać o pionierach psychoanalizy aby dowiedzieć się, że kondycja ludzka niejako jest predysponowana do tzw. wewnętrznych konfliktów. Zgadzam się, że obecne czasy znacznie bardziej sprzyjają psychozom, depresjom, nerwicą. Jednak czasy średniowiecza i kultury kastowej również sprzyjały tłumieniu wielu emocji i pragnień.
Sumując – moim zdaniem joga „nie działa” bo trudno dzisiejszą jogę porównywać z jogą o jakiej piszą klasycznej teksty. Trudno więc oczekiwać tych samych rezultatów. Moim zdaniem kluczem nie tyle są jakieś super tajne techniki ale czystość i gotowość ucznia, którą właśnie można mierzyć ilością pragnień i tzw. lgnięcia do świata zewnętrznego.
Pozdrawiam serdecznie
Tadeusz
Witaj Tadeuszu!
Bardzo dziękuję Ci za ważny głos w dyskusji.
Zgadzam się z Tobą że praktyka jogi w czasach klasycznych istotnie odbiegała od współczesnego podejścia.
Jeśli chodzi o różnicę we współczesnym, oraz klasycznym rozumieniu definicji, a w szczególności celu jogi, to nie sposób pominąć i tego istotnego wątku – współcześnie, na zachodzie słowo „joga” kojarzone jest niemal wyłącznie ze zdrowotnym aspektem praktyki. W czasach klasycznych joga pojmowana była natomiast jako ścieżka medytacyjna, której celem było pełne zrealizowanie potencjału człowieka.
Piszesz: „joga była jedną ze ścieżek uwalniania się od doświadczenia świata”.
Moim zdaniem w praktyce jogi nie chodzi o wyrzeczenie się świata i pragnień mu towarzyszących. Sądzę, że joga jest raczej drogą do pełniejszego, bo świadomego, bycia w świecie. Dla mnie istotę jogi najtrafniej ujął syn Krishnamacharyi, T.K.V.Desikachar, pisząc: „Istotą jogi jest poszukiwanie środków, które pozwolą wprowadzić w nasze życie konkretne, oczekiwane zmiany”. Jeśli – dzięki praktyce jogi – uświadomimy sobie swoje szkodliwe nawyki, oraz sposoby wnioskowania i reagowania, utrzymywane na skutek niewłaściwego postrzegania siebie i świata, to – również dzięki praktyce i odpowiednim narzędziom jogi – będziemy w stanie stopniowo zastąpić stare, nawykowe sposoby działania i myślenia nowymi. Słowa klucze to dla mnie ŚWIADOMOŚĆ oraz UWAŻNOŚĆ, które w konsekwencji mogą prowadzić do stanu, który opisujesz jako „Głębsze uwolnienie, zjednoczenie, samopoznanie”.
Podkreślam, że w moim rozumieniu praktyka jogi, oraz osiągnięcie stanu jogi nie są równoznaczne ze stanem wyrzeczenia się świata, lub rodzajem ascezy. Uważam, że można być joginem i mieć rodzinę, pracę, jeździć na wakacje, uczestniczyć w kulturze i korzystać z elektroniki.
Idźmy dalej. W swoim komentarzu podjąłeś istotny wątek gotowości ucznia do rozpoczęcia praktyki. Jeśli dobrze zrozumiałam, Twoim zdaniem uczeń nie powinien rozpoczynać praktyki, jeśli odczuwa pragnienie uczestniczenia w świecie i korzystania ze zdobyczy cywilizacji. Nie powinien rozpoczynać jej również jeśli odczuwa różnego rodzaju pragnienia, ale je tłumi. Piszesz: „Być może lepiej poczekać, aż te pragnienia naturalnie staną się mniej istotne i wtedy rozpocząć praktykę?”.
A co jeśli pragnienia i potrzeby nigdy “same z siebie” nie staną się mniej istotne? Co jeśli nieuświadomione nawyki działania (w skutek błędnego postrzegania i rozumienia świata) będą się wzmacniać? Czy taką osobę należy pozostawić samą sobie..?
W Twojej wypowiedzi zwróciłeś uwagę na niezwykle ważną kwestię, jaką jest posiadanie Nauczyciela, który to – wiedząc/widząc więcej (najczęściej z racji tego, że sam kiedyś był w tym samym punkcie, w którym obecnie jest osoba zwracająca się do niego z prośbą o pomoc) zleca adeptowi odpowiednie praktyki, pasujące do jego aktualnego stanu zdrowia i umysłu.
Z mojego doświadczenia wynika, że uczeń zgłasza się do nauczyciela, ponieważ mu źle i szuka możliwości poprawy swojego stanu. Często nie potrafi zidentyfikować źródła problemu, za to mówi o objawach: czasem są to objawy związane z samopoczuciem (np. obniżenie nastroju, nieumiejętność radzenia sobie z natłokiem myśli, nerwowość), częściej – ze stanem ciała (np. przewlekłe napięcia, bezsenność, ból, dyskomfort, tiki nerwowe). Mało kto na samym początku praktyki stawia sobie dalekosiężne cele, takie jak osiągnięcie stanu pełnego urzeczywistnienia swojego potencjału. Częściej szuka pomocy w przypadku, gdy czuje dyskomfort w życiu codziennym, a metody którymi starał się sobie pomóc zawiodły.
Jestem przekonana, że Dobry Nauczyciel nie odmówi pomocy, bez względu na to na jakim „etapie” jest uczeń – rozumiejąc ścisłe połączenie pomiędzy Psyche i Somą, dobierze odpowiednie narzędzia służące jego realizacji (choćby były to – jak piszesz – praktyki oczyszczające, z małym zastrzeżeniem, że powinny być one dobrane na miarę ucznia i na miarę czasów). Jest wielce prawdopodobnym, że uczeń po zrealizowaniu pierwszego celu, zostanie z Nauczycielem i pod jego kierunkiem wyznaczał sobie będzie i realizował kolejne cele praktyki.
Nie uważam, żeby osoba, która żyje w świecie i której doskwiera „ból duszy”, lub ciała nie mogła korzystać z narzędzi jogi, tylko dlatego, że nie ma zamiaru „wyrzec się świata”, lub nie praktykuje z myślą o osiągnięciu stanu Samadhi.
Zgadzam się z Tobą, że wielu adeptów traktuje jogę wybiórczo – nie jako ścieżkę do Urzeczywistnienia, a raczej jako narzędzie służące poprawie samopoczucia i funkcjonowania w świecie. (Jednocześnie warto zauważyć, że wspomniane „dobre samopoczucie” jest moim zdaniem pierwszym znakiem, że zmierzamy w dobrym kierunku, a narzędzia zaproponowane przez Nauczyciela są skuteczne!).
Na koniec pojawia się oczywiście pytanie: kim jest w dzisiejszych czasach dobry nauczyciel i jakimi narzędziami dysponuje? Bo to, że nauczyciel asan i pranajamy nie jest nauczycielem jogi – jest dla nas obojga jasne 🙂
Pozdrawiam Ciepło!
…chyba szansa na ciekawą dyskusję – to bardzo sympatyczne – miło się dyskutuje z Tobą – spróbuję trochę odpowiedzieć –
Napisałaś: „Moim zdaniem w praktyce jogi nie chodzi o wyrzeczenie się świata i pragnień mu towarzyszących. Sądzę, że joga jest raczej drogą do pełniejszego,bo świadomego, bycia w świecie.”
Komentując:
Pragnienia są źródłem cierpienia i zniewolenia. Praktyka jogi prowadzi właśnie do przepalenia pragnień jako przyczyny cierpienia. Jeśli znajdziesz perły, kamienie same wypadną z rąk. Tak samo tutaj. Poprzez skupienie lub oczyszczanie świadomości zbliżamy się do naszego stanu, który powinien być pełen wolności, spełnienia i zaspokojenia na najgłębszym, wykraczającym po za zmysły poziomie.
Poprzez to pragnienia same przez się powinny odpadać. I tak się dzieje. Praktyka jogi i kontakt z subtelnym światem, z subtelnymi energiami zdecydowanie powoduje, że większość pragnień staje się nieistotnych.
Bez specjalnego wysiłku ani tłumienia. Im bardziej stajemy się “pełni” tym
mniej nam potrzeba zewnętrznych substytutów szczęścia.
Każdy to może sprawdzić.
Napisałaś:
“Podkreślam, że w moim rozumieniu
praktyka jogi, oraz osiągnięcie stanu jogi nie są równoznaczne ze stanem wyrzeczenia
się świata, lub rodzajem ascezy. Uważam, że można być joginem i mieć rodzinę, pracę, jeździć na wakacje, uczestniczyć w kulturze i korzystać z elektroniki.”
Komentując:
Czynności i rzeczy nie są ważne.
Ważne jest dla jogina to, na ile jest do nich przywiązany i jaki ma do nich
stosunek. Przykład – jeśli ktoś ukradnie Tobie twojego laptopa – co Zrobisz? Na ile będziesz w stanie “być joginem” w takiej sytuacji?
Łatwo mówić “być joginem” trudniej to zrealizować. W życiu jest tyle sprawdzianów “naszej jogiczności”.
Napisałaś:
“A co jeśli pragnienia i potrzeby nigdy “same z siebie” nie staną się mniej istotne? Co jeśli nieuświadomione nawyki działania (w skutek błędnego postrzegania i rozumienia świata) będą się wzmacniać? Czy taką osobę należy pozostawić samą sobie..?”
Komentując:
Życie nie odbywa się w próżni. Joga jest pewną szansą na wolność, nie jest przymusem uszczęśliwiania kogokolwiek. Jeśli ktoś ma wiele pragnień i silne lgnięcie do świata, to jaki sens ma dla niego dążenie do jogi?
I tak nic z tego nie będzie. Przykładów takich jest wiele.
Napisałaś:
“W Twojej wypowiedzi zwróciłeś
uwagę na niezwykle ważną kwestię, jaką jest posiadanie Nauczyciela, który to –wiedząc/widząc więcej (najczęściej z racji tego, że sam kiedyś był w tym samym punkcie, w którym obecnie jest osoba zwracająca się do niego z prośbą o pomoc) zleca adeptowi odpowiednie praktyki, pasujące do jego aktualnego stanu zdrowia i umysłu.”
Komentując:
Ważne jest tu rozróżnienie. Trzeba jasno odróżnić Guru i nauczyciela. Nauczyciel może nauczyć praktyk. Guru może zaś “obudzić” ucznia, obudzić jego duchowość i nie musi to oznaczać jakiś praktyk. Guru może też usunąć przeszkody na ścieżce. To autentyk nie żadne bajki.
Napisałaś:
“Z mojego doświadczenia wynika, że
uczeń zgłasza się do nauczyciela, ponieważ mu źle i szuka możliwości poprawy swojego stanu.”
Komentując:
Cierpienie i widzenie śmierci, nietrwałości, niespełnienie to częste przyczyny skierowania się na ścieżkę duchową. Jest to jak najbardziej normalne.
Jednak nie raz widziałem, że ktoś bardzo intensywnie poszedł w kierunku duchowym na skutek np. nieudanego związku, a gdy kogoś tam “na ścieżce” spotkał duchowość nie była już taka ważna.
Dlatego Guru (nie nauczyciel) musi patrzeć dalej. Jaki bowiem byłby sens
dawania takiej osobie rzeczywiście potęrznych praktyk? Taka osoba nie byłaby w stanie z nich skorzystać. Strata czasu i mocy. Za przekazem praktyk idzie również pewna moc. Nikt nie chce tracić mocy. Tak jest w tradycyjnych ścieżkach. Dlatego są inicjacje np. w mudry w mantry ect. Nie wiem czy Obserwujesz ale same techniki raczej słabo działają, nie powodując głębszych zmian?
Napisałaś:
“Jestem przekonana, że Dobry
Nauczyciel nie odmówi pomocy, bez względu na to na jakim „etapie” jest uczeń -rozumiejąc ścisłe połączenie pomiędzy Psyche i Somą, dobierze odpowiednie narzędzia służące jego realizacji (choćby były to – jak piszesz – praktyki oczyszczające, z małym zastrzeżeniem, że powinny być one dobrane na miarę ucznia i na miarę czasów).”
Komentując:
Zgoda – Nauczyciel czy instruktor nie odmówi. Ale Guru może nie przyjąć na ucznia. I powiem Tobie z praktyki, że przeważnie dopiero po latach i historii dalszych losów kandydata na ucznia widać, że Miał rację. To duża łaska być przyjętym na ucznia. Tak jak duża łaską jest trafić na autentycznego Guru w przeciwieństwie do masy oszustów i cwaniaków.
Czasem potrzebny jest duży wysiłek ale cóż w tym świecie osiąga się bez
wysiłku?
Z doświadczenia powiem, że ciężko jest stać się uczniem jogi. Autentyczny Guru to nie nauczyciel i czyta w uczniu jak w książce. Serio. Warto sprawdzić. Dodatkowo sprawdza ucznia na “wskroś” aż zacznie go czegokolwiek poważnego uczyć. Tak jest obecnie w Indii zarówno w ścieżkach jogicznych jak i tantycznych. Nic się tu nie zmieniło.
Napisałaś:
„Nie uważam, żeby osoba, która żyje w świecie
i której doskwiera „ból duszy”, lub ciała nie mogła korzystać z narzędzi jogi,
tylko dlatego, że nie ma zamiaru „wyrzec się świata”, lub nie praktykuje z myślą o osiągnięciu stanu Samadhi.”
Komentując:
Większości ludzi doskwiera “ból duszy” i niektórzy idą do psychoanalityków inni do pubu, jeszcze inni w pracoholizm.
Kolejni szukają ucieczki w medytację. Jeszcze inni w kolejny związek.
Warto chyba tutaj podkreślić, że joga to coś więcej niż narzędzia i techniki. Techniki i praktyki to środki, które zaowocują POD WARUNKIEM ŻE TRAFIĄ NA ŻYZNY GRUNT. Jeśli trafią na jałową ziemię, to nie dadzą owoców. Tą żyzną glebą jest czystość i motywacja ucznia. Bez niej –
wszelkie techniki nie dadzą efektu. Owszem – tyle o ile ale nic więcej.
Inaczej mówiąc moim zdaniem joga “nie pomoże” bez spełnienia określonych warunków wstępnych.
Pozdrawiam
równie ciepło
Witam serdecznie
Dziękuję Basiu za poruszenie bardzo intrygującego tematu – czy joga działa ? – i za nowoczesne spojrzenie na to zagadnienie.
Tadeusz odpowiedział podejściem bardziej tradycyjnym co dało fajny przegląd. W wypowiedzi Tadeusza poruszył mnie następujący fragment:
“Dlatego Guru (nie nauczyciel) musi patrzeć dalej. Jaki bowiem byłby sens
dawania takiej osobie rzeczywiście potężnych praktyk? Taka osoba nie byłaby w stanie z nich skorzystać. Strata czasu i mocy. Za przekazem praktyk idzie również pewna moc. Nikt nie chce tracić mocy. Tak jest w tradycyjnych ścieżkach. Dlatego są inicjacje np. w mudry w mantry ect. Nie wiem czy Obserwujesz ale same techniki raczej słabo działają, nie powodując głębszych zmian?”
Powyższe podnosi temat mocy i jej ewentualnej straty – takie podejście cechuje myślenie magiczne, zakładające możliwość i poprawność podążania drogą uzyskiwania osobistych mocy i wpływania za jej pomocą na rzeczywistość. Być może przy takim podejściu “słabe”, niezaawansowane techniki dają słabe efekty – piszę w trybie przypuszczającym bo nie kroczę tą ścieżką.
Jednak jest inna alternatywa zakładająca istnienie mocy niewyczerpanej, której nie można zmarnować i do której każdy ma dostęp zagwarantowany a trudność polega na tym by się na tą moc otworzyć i w tym pomóc mają min. przeróżne techniki jogi.
Inaczej w tym podejściu wygląda kwestia zmian – są one bardzo głębokie chociaż może nie w zakresie np. lewitacji.
Pozdrawiam ciepło