Mierzenie ciała od linijki ~ Ania Brzegowa
Wraz z upływem lat mojej nauczycielskiej praktyki, dostrzegam sporo elementów, z którymi przestałam się utożsamiać i których już nie wprowadzam na swoich zajęciach. Mam na myśli zarówno instrukcje, których już nie wypowiadam, jak i komunikaty niewerbalne, których chciałabym sobą już nie przekazywać. Jest to ciągły proces, ale widzę, że dzięki temu wszystko staje się klarowniejsze i prostsze. Cieszę się, że pojawia się coraz więcej podejść i metod w nauczaniu jogi, i mam nadzieję, że dzięki temu zarówno u nauczycieli jak i ćwiczących będzie więcej elastyczności i otwarcia na nowe perspektywy. Dróg jest wiele, a ta lepsza dla mnie nie musi być lepsza dla Ciebie.
Oto kilka elementów, których nie chcę wprowadzać już na swoich zajęciach.
Mierzenia ciała od linijki – czyli patrzenia tylko na piony i poziomy, mierzenia kątów nachylenia itp. oraz traktowania kręgosłupa jak sztywnego kijka. Odkąd w mojej praktyce pojawiły się ruchy falujące, spiralne i sprężynujące, a czasem spontaniczne poszukiwania ruchu poprzez oddech, otworzył się inny wymiar czucia ciała i swobody poruszania. A to wszystko za sprawą odkrywania ciała tensegracyjnego, połączeń mięśniowo-powięziowych i innych fascynacji, które wciąż się rozwijają. Dlatego linijkowe podejście uważam za przestarzałe, choć w pewien sposób użyteczne i łatwiejsze do zrozumienia.
Jedyna prawidłowa pozycja – taka nie istnieje, pomimo wzorców, którymi się kierujemy, ciało każdego/ej z nas ma nieco inne proporcje, napięcia, historie… i inaczej będziemy to na zewnątrz odzwierciedlać. Natomiast wszyscy możemy znaleźć poczucie balansu, oddechu, stabilności, płynności, siły itd. To jest ten klucz, który ma każdy z nas do swojego ciała, niezależnie od innych różnic. Ponadto każda jedna pozycja jogi może mieć 100 innych wariantów.
Kult elastyczności. Wiele osób poszukuje rozciągnięcia ciała, upatrując w nim leku na całe zło. Osoby, które nigdy nie uczestniczyły w zajęciach jogi, tłumaczą, że się na jogę nie nadają, bo są mało elastyczni! Opamiętania. Poziom elastyczności jest bardzo indywidualny, potrzebujemy jej do sprawnego funkcjonowania, ale to nie znaczy, że wszyscy musimy robić pełny szpagat, czy zakładać nogę za głowę. Elastyczność możemy wypracować w taki sposób, który będzie dawał swobodę ruchu i przyjemne rozluźnienie. Możemy też przedobrzyć pracę, przeciążyć ciało, a tym samym osłabić swoje więzadła i stawy, szczególnie przy braku ich stabilności i genetycznej hipermobilności.
Przesadne komplikowanie praktyki. Szczególnie mam na myśli nadmiernej ilości sprzętu. Sama korzystam z tych różnych narzędzi i pomocy, jednak staram się aby miało to jakiś konkretny cel. Zbyt wieloma gadżetami, możemy tak naprawdę spowodować niepotrzebny zamęt i spędzić więcej czasu na przygotowaniach niż w samej pozycji. W wielu terapeutycznych przypadkach faktycznie jest to konieczne, ale w tym miejscu nie mówię o takich sytuacjach, lecz o praktyce przeciętnej osoby.
Przyzwyczajenie do stałego wzorca. Kiedyś nauczyliśmy się, że do jakiejś pozycji używa się kostki i używamy jej już kilka lat, bo jest wygodnie, w ciało się przyzwyczaiło. Przykładowo w staniu na przedramionach zakładamy pasek, który trzyma łokcie, a tym samym pomaga, stabilizuje, czasem może być niezbędny itd. Ale jak długo? Warto zadać sobie pytanie kiedy ramiona i obręcz barkowa nauczą się swojej pracy, jeśli zawsze mają podparcie? Warto zmieniać wariant np. ułożenia rąk, robić różnie, zmieniać wzorzec, a czasem się zdziwić, co potrafimy.
To nie jest skończona lista!
Cieszę się na nasze kolejne spotkania na zajęciach i wyjazdach, gdzie możemy wspólnie się dziwić i eksperymentować w różnych odsłonach. Jestem wdzięczna, że zajęcia z moimi uczniami wciąż motywują mnie do działania i rozwoju.
Najnowsze komentarze