Upaniszady jogiczne. Nina Budziszewska
Niedawno, zupełnie przypadkiem, natknęłam się na dwie przeciekawe książki indyjskie: tłumaczenie Małego Księcia z języka francuskiego na sanskryt – Kanīyān Rājakumāraḥ (2013) spod pióra prof. Gopabandhu Miśry, oraz drugie, równie chudziutkie, odwrotne tłumaczenie – z sanskrytu na język francuski – tzw. Upaniszad jogicznych uczynione przez Jean Varenne’a i opatrzone prostym tytułem Les Upanishads du Yoga (1971). Po pierwszej lekturze tłumaczenia Varenne’a muszę przyznać, że jest to książeczka godna największej uwagi, a to ze względu na styl i wierność tłumaczenia, jak również dzięki bogactwie wiedzy jogicznej, które w sobie niesie i po stronie wstępu tłumacza, i samej treści Upaniszad, które nie weszły do klasycznego kanonu.
Chociaż klasyczne Upaniszady doczekały się wielu tłumaczeń, to tłumaczenia Upaniszad pozakanonicznych należą do rzadkości. W języku polskim mamy m.in. całościowe tłumaczenie klasycznych Upaniszad prof. Marty Kudelskiej (Upaniszady, wyd. drugie popr. 2004), częściowe tłumaczenie Stanisława Franciszka Michalskiego (o długim tytule: Upaniszady: Czhandogja, Kena, Katha, Brihadaranjaka, Iśa, Paramahansa, Kaiwalja, Nrisimha, 1913) oraz spolszczenie A. S. Pełkowskiego (o jeszcze dłuższym tytule: Upaniszady: Kauszithaki, Baszkala, Kena, Mahanarajana, Kathaka, Maitrajana, Isa, Aruneja, Paramahansa, Brahmabindu, Tedżobindu, Mandukja Karika, 1927, perełka tutaj dostępna: http://kpbc.umk.pl/dlibra/docmetadata?id=39558&from=pubindex&dirids=95&lp=284), a w języku angielskim dla przykładu: Max Müller (w serii The Sacred Books of the East: The Upanishads, Part 1 [1879] i Part Two [1884]), Sarvepalli Radhakrishnan (The Principal Upanishads, 1953) i Patrick Olivelle (The Early Upanishads, 1998). Paul Deussen przełożył z oryginału na język niemiecki aż sześćdziesiąt Upaniszad, co zostało wydane właśnie pod takim tytułem (Sechzig Upanishad’s des Veda z piękną dedykacja dla Artura Schopenhauera). Na tłumaczeniu Paula Deussena (oraz kilku innych, także tych zanurzonych w tradycji hinduskiej) oparła swoje francuskie tłumaczenie (czy też bardziej opracowanie) ogromnej części (żeby nie powiedzieć wszystkich!) dostępnych Upaniszad Martine Buttex (Les 108 Upanishads, 2012). Niestety nie jest to tłumaczenie z sanskrytu, a raczej przyjemna powiastka o metafizycznym przekazie Indii, i nie stanowi ono dobrej bazy filozoficzno-jogicznej (jest to oczywiście jedynie moje zdanie).
Jean Varenne jest także autorem tłumaczeń i bardzo ciekawych opracowań dotyczących jogi: Mahâ-Nârâyana Upanisad 1960, Le Yoga et la tradition hindoue 1971, Célébration de la Grande Déesse (Dévî-mâhâtmya) 1975, Aux Sources du Yoga 1989, L’Enseignement secret de la divine Shakti 1995, Le Tantrisme : mythes, rites, métaphysique 1997, a ponadto tworzył kilka opracowań dotyczących zoroastryzmu, Wed i sanskrytu ([nie]stety, sumienny jogin język francuski znać musi 🙂 ).
Tyle tych filologicznych dywagacji, czas teraz przejść do jogicznego meritum, czyli zawartości Upaniszad jogicznych według klasyfikacji Jean Varenne’a (Paul Deussen stosuje troszkę inny podział). Książeczka Les Upanishads du Yoga jest mała i poręcznie wydana (choć uwielbia tracić kartki, niczym Gawrońskiego podręcznik sanskrytu), wszędzie więc można ją ze sobą zabrać ją i medytować nad treścią. Tłumaczeniu Upaniszad towarzyszy dość długi wstęp, adnotacje i glosariusz autora. A te Upaniszady to:
- Yogatattva – Prawdziwa natura jogi (La vraie nature du Yoga)
- Dhyānabindu – Idealna medytacja (La méditation parfaite)
- Yogakuṇḍalinī – Siła węża (La puissance du serpent)
- Kṣurikā – Nóż (Le Couteau)
- Haṃsa – Migrujący ptak, dosł. Łabędź (L’Oiseau migrateur)
- Amṛtanāda – Nieśmiertelny dźwięk (La son immortel)
- Amṛtabindu – Kropla nektaru nieśmiertelności (La goutte d’ambrosie)
- Mahāvākya – Wielkie słowo (La Grande Parole)
Yogatattva, czyli prawdziwa natura jogi
Najdłuższa i najbardziej znana jest pierwsza Upaniszda, Jogatattwa, czyli rozmowa Wisznu-Hriszikeśi, Guru nad guru, z bogiem nad bogami, samym Pitamahą, czyli Brahmą, pragnącym zgłębić tajniki jogi, tyle że nie za bardzo wiedzącym, jak konkretnie się do tego zabrać. Brahma nie wie, co jest istotą, techniką i celem jogi, jaką ścieżkę wybrać ani nie zna relacji między dżnianą (świadomością przebudzającą, wiedzę oświecającą) a jogą. U początku dialogu Pitamaha wychwala więc Hriszikeśę słowami najwyższymi (taka inwokacja jest naanem (chlebem) powszednim indyjskich traktatów filozoficznych), tym samym uznając jego supremację, tak ontologiczną (bytową), jak i… jogiczną.
I tym sposobem zachęca Wisznu Maha-Puruszę, Maha-Tapas i Maha-Jogina (w tradycji jogicznej Wisznu-Narajana na równi z Śiwą-Mahadewą-Iśwarą zwany jest Maha-Joginem, najwyższym Joginem, ba, dzielą oni tego samego atmana, który na dwa byty jest rozdzielony!), do wyłożenia drogocennej, tajemnej nauki dostępnej u stóp mistrza, tej sekretnej upaniszady, która pozwala przepłynąć ocean sansary, a jak mówią nam inne Upaniszady – okiełznać zmysły (buddhindrije i karmendrije) oraz oddech (pranę) niczym nazbyt rącze konie i zdyscyplinować umysł (manas) niczym niezdecydowanego i nieopanowanego woźnicę. To jednak nie koniec tej rydwanicznej (ratha) alegorii człowieka, bo nie tylko woźnica i konie skojarzone są z rydwanem (umysłem-ciałem), ale także atman-purusza-kszetradżnia. A atman jest czymś/kimś więcej niż tylko właścicielem rathy (rathin), to przede wszystkim inspiracja dla wysiłku jogicznej kontroli i idealny doradca, najdoskonalszy guru, który w sercu przebywa. To sam Maha-Jogin jako wewnętrzny przewodnik (antarjamin)… Ale o tym Wisznu nie wspomina, a przynajmniej nieeksplicytnie.
Za to Hriszikeśa wyjaśnia, iż oswobodzenie się z sideł iluzji (mentalnego odurzenia identyfikacji siebie z przemijalnym światem) możliwe jest dzięki – bagatela! – poznaniu brahmana, dzięki któremu cały wszechświat się manifestuje od Słońca po drobnoustroje. Znawca brahmana wolny jest od choroby, starości, śmierci i innych nieprzyjemnych rzeczy (tych przyjemnych zresztą też, o tyle złych, o ile wzbudzają przywiązanie i uzależnienie od nich). A wiedzy tej nie ma ani w Świętym Słowie (Wedzie), ani żaden bóg jej nie zna (bo bez osiągniecia celu jogi nie pozna). To, czyli atman-brahman, ujawnia siebie jedynie dzięki sobie i poprzez siebie (atman ujawnia atmana poprzez atmana…skądś to już znamy), a prawdziwa natura brahmana pozostaje poza wszelkim słowem. Dżniana o brahmanie–atmanie jest zatem niezwykle ważna, ale sama nie wystarcza, potrzebna jest jej bowiem joga, której z kolei potrzeba dżniany; jedna bez drugiej jest bezużyteczna! A jogę praktykować można na 4 sposoby: lekko skuteczna Mantra-Joga, bardziej choć nadal mało skuteczna Laja-Joga (choć Amritabindu ma na ten temat swoje, zgoła odmienne zdanie), skuteczna Hatha-Joga i prześwietna Radża-Joga.
Mantra-Joga wymaga jedynie nieprzerwalnego, monotonnego powtarzania mantr przez – bagatela – 12 lat. Po tym czasie nie osiągnie się, co prawda, brahmanicznej dżniany, ale za to można np. stać się malutkim niczym atom. Laja-Joga obiera sobie za cel zatrzymanie aktywności mentalnej przez całkowite skoncentrowanie się na Iśwarze. Hatha-Joga posiada osiem części (asztanga) i wydaje się, że Wisznu zidentyfikował/pomylił ją z Radża-Jogą, czyli oczywiście: jamy i nijamy (Patańdżali świetnie je wyjaśnił [JogaSutry 29-45], wraz ze wszelkimi słabościami (witarkami) i przeciwdziałaniami (pratipakszami), więc Wisznu nie czuje już takiej potrzeby), asany, pranajama (która skutkuje niezwykle długim wstrzymaniem oddechu, czyli kumbhaką lub ghatą [dosł. garnek], i lewitacją), ledwo wspomniana pratjahara, dharana (która pozwala podróżować w przestrzeni zgodnie z kierunkiem własnej woli, bo jogin na tym poziomie panuje nad zmysłami), dhjana i samadhi (czyli Eliade’owa enstaza). I tak oto jogin staje się dżiwan-muktą, czyli wyzwolonym za życia, który choć nadal żyje, to wyposażony jest w różne zdolności supra-naturalne, a pośród nich – identyfikacja z Wisznu.
Brahma słucha i duma nad treścią tych słów, oczyszcza swoją buddhi i nastraja się do kontynuacji bardziej pogłębionej praktyki jogicznej. I tak oto minęło ponad 140 części Jogatattwa Upaniszady (a jeśli chcemy użyć sandhi, to Jogattawopaniszady), w której padło także kilka słów o mudrach, bandhach i technice pranajamy. Iti Yogatattvopaniṣat samāptā!
Dhyāna-bindu
Teraz nadchodzi czas na perfekcyjną medytację, czyli idealną dhjanę, która usuwa każde zło (pāpa) i zapewnia kaiwalję. Sylaba om to sam dźwięk brahmana-atmana, podtrzymanie świata i źródło wszelkiej manifestacji. Istota świadoma jest niczym schwytany w sidła łabędź (hansa), który poprzez medytację może przerwać łańcuchy. Poszczególne składniki asztangajogi, w tym kontrolna oddechu, sprawiają, że pięć oddechów (pran) na powrót wchodzi w kanał centralny (suszumnę), dzięki czemu zbudzona Kundalini unosi swoją główkę… a kaiwalja jest blisko.
Yogakuṇḍalinī
Obudzona Kundalini wznosi się poprzez poszczególne czakry aż osiągnie cel najwyższy – lotus o tysiącu płatków (sahasrāra), a jogin dostąpi złączenia z Śiwą i jego małżonką, Śakti. Bardzo użyteczne w tym celu jest używanie wybranej techniki wstrzymywania oddechu (kumbhaka), spośród których Yogakundalini opisuje cztery: córka Surji (Sūryā), Zwycięska (Ujjāyī), Zimna (Śītalī) i Mały Pojemnik (Bhastrī). Ich rezultatem jest samadhi i przekształcenie świadomości w świadomość atmana.
Kṣurikā
Teraz nadchodzi czas na ostrze noża, czyli kszurikę, którym jest dharana, nastająca, gdy oddechy zostały wprowadzone w suszumnę. To właśnie dzięki niej zdobywa się amritę, czyli nektar nieśmiertelności, i samą nieśmiertelność… czyli brahmana. A dharana jest niczym innym, jak koncentracją uwagi na jednym punkcie. Koncentracja jest tak silna, że całkowicie pochłonięty tym przedmiotem umysł (manas, czitta, lingaśarira, antahkarana – cały wachlarz indyjskich określeń psychologicznych) zatraca zainteresowanie czymkolwiek innym, a tym samym mentalne rozproszenie zanika (jogasutrowe czittawritti, coraz to innym przedmiotem uwagi zainteresowane, po trosze ustają). Teraz przedmiot uwagi umysłu jest jeden, a najlepiej, jeśli jest to dobry przedmiot: święta sylaba, dźwięk, wizualizacja bóstwa, jogiczną intencja, a już idealnym jest, jeśli jest to Iśwara (drugi guru nad gurami, nauczyciel pradawnych nauczycieli, poza skazą i owocem karmana, oszczegółowienie puruszy). Im doskonalszy przedmiot, tym doskonalsze benefity. Upaniszada mówi także o punkcie na dużym kciuku, w którym atman-brahman są jakby więźniami, poprzez ten punkt, marman (starożytne słowo, w Rigwedzie obecne), świadomość może opuścić ciało… Jogin, wolny od wszelkich pragnień, zrywa więzy sansaryczne… schwytany ptak na powrót odzyskuje swoją wolność i możliwość lotu.
Haṃsa
Teraz to Śiwa udziela wiedzy mędrcowi Gautamie, drogocennej nauki o hansie. Śiwa chętnie przystaje na podzielenie się mądrością, którą niegdyś nabył od Parwati, Pani (z) Gór, córki potężnego Himalaji. Świadomość (umykam tłumaczenia, która w swej istocie jest pełna blasku i świetlista, oświeca siebie wraz z praktyką kontroli oddechu, przechodzi przez kolejne czakry suszumny, aż dostrzega, że atman jest samą sat-czit-anandą. Dobrze jest też stosować odpowiednie mantry, dziesięć milionów razy je intonować. Najpierw zaczniemy słyszeć pojedynczy dźwięk cin, a po pewnym czasie cin-cini. To znak, że dzieje się coraz lepiej: dźwięk ten ustępuje, następnie lotus serca jest przebity, ziemia drży, pałac (na czubku głowy) zaczyna przeciekać, a jogin pije amritę, wiedzę tajemnicę, słyszy słowo, ciało staje się niewidzialne, oko boskie się otwiera, jogin staje się brahmanem, który jest jednością z atmanem. W końcu ukazuje się sam Śiwa, bez początku i końca, doskonały, świetlisty, wszechobecny…
Amṛtanāda
Tutaj rydwanem (czyli ciałem) jest… akszara, czyli om, święty i nieśmiertelny (amṛta) dźwięk (nāda), a woźnicą Wisznu. Adept oddany Rudrze podróżuje wprost do królestwa Brahmana. Lepszego rydwanu nie sposób chyba sobie wymarzyć! Om! Tutaj pojawia się sześcioczęściowa joga, zaczynająca się od pratjahary, poprzez dhjanę, pranajamę (niszczącą wszelkie nieczystości dokonane za sprawą zmysłów), dharanę (niszczy każdą papę) i tarkę (wierność Tradycji), a kończąca na samadhi.
Amṛtabindu
Idealnym dźwiękiem jest… cisza, to ona doprowadza manas do rozpłynięcia (mano-laya) aż po identyfikację Jestem brahmanem!. Tadbrahmāham! To Wasudewa-Kriszna, który przebywa w sercu i naznacza każde stworzenie swoją pieczęcią. Ja jestem Wasudewą! Asmyahaṃ Vāsudevaḥ! Manas ma dwa aspekty: nieczysty, lgnący ku światowym przedmiotom, ambicjom i zaszczytom (ku pieniądzom, sile i uznaniu), oraz czysty, niezależny od pokus sansary… Pozostaje zatem dżniana i dhjana, a reszta jest tylko gadaniną! Etaj jñānaṃ ca dhyānaṃ ca śeṣo ‘nyāyaś ca vistaraḥ!
Mahāvākya
Tym razem Brahma, Pan Stworzenia, zabiera słowo, by wyjawić tajemnicę (guhja) tajemnic, przeznaczoną jedynie ludziom dobrze usposobionych, pełnym czystości i atmanicznej intencji. Są dwa rodzaje poznania: wiedza, widja, praz niewiedza, awidja, która prowadzi wprost w tamas, krainie przemocy (hinsa). Atman natomiast jest samym światłem, dżjoti, słońcem, czyli Aditją, jest widją. Po rozpuszczeniu manasu wszystko postrzega się w światle, dżjoti, widzi się nawet najpiękniejsze kształty, jakim jest sama boska wizja Mahawisznu, z którym jogin żyje w jedności Śrimahāviṣṇu-sāyujyam avapnoti
– ity Upaniṣat!
To którą Upaniszadę jogiczną na następny raz przetłumaczyć?
Najnowsze komentarze