Umieranie w praktyce jogi – śavasana. Magdalena Karciarz
Życie to ruch. Ta na pozór oczywista teza, w zestawieniu z obserwacją zachowań ludzi, prowadzi do stawiania pytań: czy każdy rodzaj ruchu nam służy? Czemu tak trudno zadbać o właściwe proporcje pomiędzy odpoczynkiem i pracą, rekreacją a obowiązkami? Jakie są powody wyboru aktywności fizycznej? Co powoduje, że sięgamy po ten, a nie inny jej rodzaj? Jeśli ruch daje życie, to czy bezruch oznacza śmierć? Jak w tym kontekście sytuuje się praktyka pozycji jogi? Poniższe rozważania są wprowadzeniem do tematu.
Ruch, który jest podstawą naszych codziennych działań, poprzez cywilizacyjne przemiany coraz częściej jest sprowadzany do przyjmowania biernych postaw: przy komputerze, za kierownicą, przed telewizorem… Życie przybiera formę letargu. Budzenie się z tego stanu może nastąpić poprzez negatywne przejawy różnego typu niedogodności umysłowych (rozkojarzenie, poddenerwowanie, apatia) lub fizycznych (bóle głowy, niestrawność, bezsenność). Szukając rozwiązania problemu rozpoczynamy proces zmian. Wprowadzamy ruch do naszego zastałego systemu. Zastanawiamy się, co możemy zrobić dla poprawy zdrowia, samopoczucia i jakości naszego życia (poruszenie umysłu). Sięgamy po proponowane (promowane) formy ruchu (poruszenie ciała). W tych wyborach kierujemy się różnymi wartościami, choć najlepiej, aby rozwiązanie było proste, szybkie, wygodne. Niech zadziała jak tabletka… Taką tabletką może być aktywność fizyczna różnego typu, np. bieganie, pływanie czy fitness. W nurcie propagowania zdrowego trybu życia pojawiła się też inna oferta – joga – jako lekarstwo na „całe zło”.
Joga została medialnie spleciona z witalnością, zdrowiem i modą. Pozytywne aspekty jej praktyki są szeroko propagowane. Praktykę jogi może podjąć każdy, nie potrzeba do niej specjalistycznego sprzętu, a dodatkowe korzyści są wielce obiecujące: zdrowie, spokój, relaks. Czy zatem medialny wzorzec pozwala na dostrzeżenie wątku przemijania?
Zwiększające się zainteresowanie tą formą pracy z ciałem łatwo połączyć z jej popularyzacją przez znane osoby ze świata show biznesu (m.in: Madonna, Sting czy – zaglądając na polskie podwórko – Joanna Brodzik, Kora, Jolanta Pieńkowska). Na łamach prasy odnajdziemy wypowiedzi celebrytów, wskazujące pozytywny aspekt praktyki jogi. Weźmy choćby wypowiedź Magdy Umer: praktykowanie tej gimnastyki przynosi spokój (Zwierciadło, sierpień 2001) czy Jolanty Pieńkowskiej: Dzięki jodze nauczyłam się zapominać o otaczającym świecie i jego problemach (Wprost, nr 1108/2004).
Jednak w tych wszystkich głosach, podnoszących zdrowotne aspekty ciała, widoczny jest brak szerszego kontekstu związanego z filozofią jogi. Joga jako jedna ze szkół filozofii indyjskiej niesie ze sobą nie tyle sprawność fizyczną, lecz przede wszystkim „sprawność umysłową” wyrażającą się w samadhi, które prowadzi do wolności „od”, wyzwolenia.
Choć joga stanowi część nauki, łączona bywa z obrządkiem religijnym. Wpływa to na symboliczne ujmowanie wybranych pól. W tym miejscu interesujące jest jednak co innego: odniesienie medialnego epatowania jej zdrowotnymi efektami do wątku umierania. Hasło „śmierć” w kontekście jogi brzmi może przewrotnie, szczególnie w zestawieniu z jej medialnym wzorcem. Jednak symboliczne ujęcie umierania wiąże się z nią nierozerwalnie, tak poprzez pracę z ciałem (asany), jak i umysłem (pratyahara, medytacja).
Brakuje literatury, która omawiałaby całościowo watek umierania w praktyce jogi. Analizując temat głębiej należałoby przestudiować teksty hinduskie („Katha-upaniszadę”, „Bhagawadgitę”, „Jogasutry”), jak również w dzieła Mircea Eliade, B.K.S. Iyengara czy innych publikujących praktyków i teoretyków jogi.
Jednak nawet nie wchodząc tak głęboko w analizę poszczególnych tekstów, zauważyć można, jak mocno joga spleciona jest z umieraniem poprzez jej cel.
Celem jogi jest kaivalya, czyli przemiana, stan najwyżej szczęśliwości, wyzwolenie, zespolenie, świadomość bytu przejawionego tu i teraz bez jakichkolwiek podziałów na „ja” i „inni”, „moje” czy „świat zewnętrzny”. Aby stan ten się urzeczywistniał poprzez praktykę, jej adept wstępuje na ośmiostopniową ścieżkę wyrażoną poprzez takie elementy jak: jama i nijama, asana i pranajama, pratjahara i dharana oraz dhjana i samadhi. W każdy z tych etapów wpisany jest wątek umierania.
Na poziomie pracy z ciałem, umieranie przejawia się najpełniej poprzez pozycję (asanę) śavasany, zwaną pozycją martwego ciała.
B.K.S. Iyengar uważa ją za najtrudniejszą z asan. Mimo iż pozornie opiera się na rozluźnieniu, bezruchu i obserwacji w pozycji horyzontalnej, to jednak aby wypełnić swoją funkcje nie ma ona na celu wypoczynku (o czy pisał na swoim blogu nauczyciel jogi Maciej Wielobób: http://www.joga-blog.pl/2010/05/savasana-nie-do-odpoczynku/).
Poniższy fragment tekstu B.K.S Iyengara, ukazuje jak w doświadczanie ciała wpleciony jest wątek jego symbolicznego umierania: A zatem savasana dotyczy rozluźnienia. A co nie sprzyja rozluźnieniu? Napięcie. Napięcie wynika ze zbyt kurczowego trzymania się życia – i z kolei bycia trzymanym przez miliardy niewidocznych nici, które wiążą nas ze znanym światem, znanym „ja”, z kontekstem otoczenia i tym samym dają nam poczucie tożsamości […]. Gdy leżą [uczniowie] w savasanie, tysiące nici tożsamości wiążą ich z podłogą, jak nici karłowatych Liliputów więziły Guliwiera. Savasana korzysta z technik relaksacji w celu przecięcia owych nici. Rezultatem tego nie jest, jak w medytacji, wolność, lecz utrata tożsamości […]. Jest jedynie bycie świadomym obecnej chwili, bycie bez ruchu i czasu1.
Umieranie w tym przypadku zachodzi poprzez uwolnienie, początkowo mięśni, a następnie kolejnych powłok cielesnych i umysłowych. Praktykujący, który może odłożyć na bok to wszystko, z czym się identyfikuje, może dotrzeć do miejsc, gdzie żadne pulchniutkie ego się nie przeciśnie2.
Savasana jest zatem wstępem do kolejnego poziomu pracy z umysłem. Praktyka może rozpocząć się od głębokiej śavasany, śanmukhi mudry, lub innych techniki kontroli sił witalnych (marmasthana). Pojawiająca się na tym etapie obserwacja wymaga od osoby praktykującej akceptacji. Nie tylko dobrych i przyjemnych wrażeń, które się pojawiają w umyśle, ale również negatywnych bodźców. Umiera zatem nasze przywiązanie do analizy, oceny, wartościowania.
Poziom ducha jest już poziomem, na którym śmierć przestaje być elementem oddzielnym od życia. Każde życie kończy się śmiercią, ale śmierć nie oznacza końca. Stąd życie i śmierć są jak strony tej samej monety. Praktykujący jogę spajając (yoga: yuj – jednocząc) umysł z jaźnią (Bogiem) osiąga wyzwolenie (mukti, moksza) porzucając ograniczenia ciała i ego.
Ciekawe byłoby prześledzenie, czy osoby ograniczające się w swojej praktyce jedynie do asan, dochodzą do poziomu, w którym pozostałe elementy zaczynają wybrzmiewać w ich codziennym życiu? Jaka liczba osób praktykujących doznaje transformacji swojej osobowości? Czy praktyka pomaga przygotować się na śmierć?
Budząca się samoświadomość może pomagać w procesie zdrowienia. Dzieje się tak za sprawą zmian, które mogą przynieść poprawę lub pogorszenie stanu. Czy zatem joga może pomagać w procesie umierania? Jak pisze doktor medycyny, zajmujący się determinantami ludzkiego zachowania, David R. Hawkins: Protoplazma fizycznego ciała jest bezbronna wobec swojego własnego programowania genetycznego, jak i swojego środowiska zewnętrznego. Jedynak z perspektywy poziomu świadomości (samadhi), uwidacznia się, że śmierć jest iluzją a życie toczy się dalej, nieskrępowane ograniczeniem percepcji, biorącym się z umieszczania w ciele fizycznym. Świadomość jest życiową energią, która ożywia ciało i trwa poza nim, wkraczając w inne królestwo egzystencji3.
Trudno się dziwić, że w medialnych przekazach brakuje szerszego aspektu jogi. Nie jest on atrakcyjny marketingowo. Niełatwo sprzedać coś, co każe nam porzucić dotychczasowe nawyki i uświadomić sobie ułudę cielesności. Jak zareklamować w medialnym przemyśle jogę, której praktyka daje efekty w odroczonym kontekście czasu? Niesie ze sobą konieczność destabilizacji w celu uporządkowania? A do tego konfrontuje nas ze słabościami, które tak usilnie przykrywamy nową warstwą „mieć” zamiast „być”.
Mimo iż praktyka jogi umacnia w nas zdrowie, siłę, przynosi spokój i ogólny dobrostan, warto pamiętać, że na pewnym etapie praktyki przyjdzie nam zmierzyć się z tym, co nietrwałe, ulotne, śmiertelne. BKS Iyengar opisuje to w następujący sposób: jestem stary i śmierć zbliża się nieuchronnie, lecz zarówno narodziny, jak i śmierć są poza wolą ludzkiej istoty. Nie są one moją domeną. Nie myślę o tym. Joga nauczyła mnie myśleć jedynie o pracy, aby wieść pożyteczne życie. Złożoność życia umysłowego, z całym jego smutkiem i szczęściem, osiąga kres w momencie śmierci. Jeśli ktoś jest już wolny od owej złożoności, śmierć nadchodzi w sposób naturalny i spokojny. Jeśli w każdej chwili żyjesz w sposób holistyczny, jak uczy joga, to nawet jeśli ego zostało unicestwione, nie powiem: „Umrzyj, zanim umrzesz”. Powiedziałbym raczej: „żyj, zanim umrzesz, tak aby śmierć była również pełnym życia świętowaniem”4.
W celu pogłębienia tematu warto przeczytać:
K. P. Kramer, Śmierć w różnych religiach świata, Wydawnictwo WAM, Kraków: 2007
M. Eliade, Techniki jogi, Aletheia, Warszawa: 2009
Swami Rama, R. Ballentine, Swami Ajaya Joga i psychoterapia. Ewolucja świadomości, Wydawnictwo Tedson, Warszawa: 2010
D.R. Hawkins, Siła czy moc, Virgo, Warszawa: 2010
B. K. S. Iyengar, Joga światłem życia, Galaktyka, Łódź: 2006
1 BKS Iyengara, Joga światłem życia, Łódź: 2006, s. 212
2 Tamże, s. 214
3 D.R. Hawkins, Siła czy moc, Warszawa: 2010, s. 204
4 BKS Iyengara, op. cit., s.
– –
Magdalena Karciarz jest nauczycielką jogi, prowadzi zajęcia jogi we Wrocławiu.
Strona Magdy: http://jogosfera.pl/
Bardzo fajny artykuł. W kontekście tej wypowiedzi warto zaznaczyć, że wątek “umierania” jest nie tylko interesującym, ale niezbędnym aspektem praktyki jogi. Nie chcę w nieskończoność pogłębiać wątku psychologicznego (transformacji ego i porzucania przywiązań do starego, znanego i “bezpiecznego” świata), ale wiadomo że “abhiniweśa”, czyli strach przed śmiercią (rozpatrywany nie tylko jako lęk przed fizycznym unicestwieniem, ale również jako ogólny strach przed transformacją i dokonaniem “kroku w nieznane”) jest najbardziej subtelną “kleśą” – przeszkodą na drodze rozwoju. Patańdżali definiuje ją (z grubsza rzecz ujmując), jako: “instynktowny nurt, nawet u mędrca zakorzeniony głęboko” (Jogasutry, II.9) – to znaczy, że nie jest to tylko i wyłącznie “blokada psychiczna”, ale immanentna część natury (materii), wpisana w naszą postawę na różnych poziomach i w różnych przejawieniach; jako strach przed fizyczną anihilacją, strach przed zagładą gatunku, lęk przed utratą pozycji czy majątku. Dlatego zawsze będzie w nas obecny, dopóki związani jesteśmy ze światem materialnym w różnych jego przejawach (dopóki żyjemy w ciele) i dlatego nie możemy bez przerwy od niego uciekać. Jednym ze świetnych sposobów “oswajania się” ze zjawiskiem śmierci jest właśnie, jak wspomniałaś, śawasana. Energia tej asany, jeśli tylko wykonywana jest z wystarczającym skupieniem, daje nam możność zaznania wrażenia stopniowego “stygnięcia i “wygasania”, “ustawania”, “zamierania”. To powoduje, że abstrakcyjne i przerażające zjawisko, jakim wydaje nam się śmierć z początku, zaczyna nam się jawić jako część naturalnego procesu, oswajamy się z nią i przestajemy się bać, poznając ją “a priori”. Bardzo dobre ćwiczenie! A jeśli przepracuje się śawasanę naprawdę głęboko, można zrozumieć również inny istotny aspekt śmierci, jakim jest uwolnienie od lęków świata fizycznego – powracając z głębokiej jak dno Rowu Mariańskiego sesji Pozycji Trupa, można nieraz poczuć, jak stopniowo powracać zaczynamy ze świata idealnego spokoju, do “sztucznych” problemów świata zewnętrznego, których wewnątrz nas w ogóle nie ma.
Hm. Tak, lęk przed śmiercią jest w nas głęboko ukryty. Stąd powstały takie systemy, jak joga aby oswajać i doświadczać prawdziwej natury rzeczy. Tylko kto w świecie materialnych znaczeń ma ochotę na zmierzenie się z takim stanem?
No właśnie… W zasadzie to jest stan czy nurt naturalny, zapewniający przetrwanie gatunku. Wydaje mi się, że ludzie odczuwają lęk przed rozwojem, uważając, że wznoszenie na wyższy poziom świadomości jest jak jazda windą i że gdybyśmy wszyscy przekroczyli strach przed śmiercią, to ludzkość uległa by samozagładzie – i to, co śmieszniejsze, również jest element składowy tego lęku. Oczywiście rozwój osobisty to nie jazda windą, ale bardziej jak wznoszenie się słupka rtęci w termometrze – wyższy poziom zawiera w sobie niższe, a jego osiągnięcie daje jedynie możliwość kontrolowania swoich zachowań powodowanych tym lękiem, które w istocie w szerszej perspektywie same w sobie stanowią zagrożenie, którym są (działania powodowane lękiem powodują skutki będące odzwierciedleniem tego lęku, co w przypadku strachu przed śmiercią owocuje samą śmiercią, która z kolei powoduje pogłębienie się lęku); w ten sposób ludzie, stale uzewnętrzniając swój lęk w postaci działań powodowanych lękiem i akumulując efekty jego działania w społecznej przestrzeni, muszą w końcu skonfrontować zewnętrznie swój strach przed śmiercią i wreszcie odpuścić go zupełnie lub zostać przez niego pokonanym (czyli po prostu umierając, co w zasadzie na płaszczyźnie psychologicznej wychodzi na jedno) – myślę, że taka może być przyczyna (a w każdym razie jedna z przyczyn) wojen.
Też podoba mi się artykuł. Dlaczego ludzkość nie kieruje w większym stopniu uwagi w tym kierunku ?. Ludzie wypierają ze świadomości starość i śmierć , kierując uwagę na wzrost PKB :-). Można powiedzieć , że jest naturalne podążanie za wzrostem. Rozpoznawanie rzeczywistości w kontekście jogi , nie jest atrakcyjne w masowej świadomości z powodu ryzyka , które trzeba ponosić. Wysiłek skierowany w tym kierunku , nie kojarzy się ze wzrostem , a wręcz przeciwnie. Trzeba rozmontować EGO. Nie jest to bezpieczne , ponieważ żeby przetrwać trzeba być dużym i silnym.
Następna kwestia jest związana z religią , która podaje swoje odpowiedzi i większości to wystarcza.
Pozdrowienia
Jednocześnie zaś ludzie narzekają na swoje życie, że jest nudne i tak dalej i podziwiają aktorów telewizyjnych, słynnych podróżników, awanturników, kochanków, itp. A uciekając od śmierci, uciekają jednocześnie od życia, bo zgodnie z zasadą fizyki kwantowej te dwa stany trwają nierozerwalnie i jednocześnie, w tym samym momencie.