Moja droga. Maciej Kozikowski
Od jakiegoś już czasu zmagam się z przełożeniem sobie niektórych pojęć filozofii indyjskiej na swój, europejski kulturowo, język. Czynię tak, bo z jednej strony dotykając innej kultury jestem inspirowany do odkrywania zupełnie nowych horyzontów myślowych, które to swą nową rozległością, inną perspektywą postrzegania mogą wpływać na moje tu i teraz [1], z drugiej strony jednak, próbując tłumaczyć to co nowe, jestem zmuszony spojrzeć raz jeszcze, z innej strony, no to co już mi było znane, a więc utrwalić własne korzenie które zastygłe w dawno już obranej perspektywie często wymagają rewizji. Tekst poniższy jest wynikiem jednej z takich konfrontacji, zderzeń nowego ze starym, refleksji, która jest następstwem tego co przeczytałem w artykule Niny Budziszewskiej pt: „Karman”, z tym co we mnie było ustalone. To co z tego wynikło nie jest więc ani próbą źródłowego ujęcia problemu poruszonego przez Ninę, ani tym co uprzednio już wiedziałem, to bardziej próba otwarcia na żywioł płynący z tego typu zdarzeń, który to mam nadzieję, będzie nie tylko dla mnie inspiracją …
Dharma
Wspomniany już tekst Niny porusza w pewnym momencie kwestie tego co Kriszna naucza w kontekście zadania przynależnego istotom funkcjonującym w świecie (sansary). Zadanie to, wg niego, zależy od obowiązku (dharmy) z jakim każdy z nas przychodzi na świat i polega na właściwym jego wypełnieniu. Tak jak słusznie Nina zauważyła (w komentarzach do tekstu), w czasach Kriszny obowiązek ten dość sztywno przynależał do człowieka osadzonego w określonej strukturze społecznej. Dziś nasza przynależność do określonej struktury społecznej na nie wydaje się już tak ścisła i jawnie określona (nie jesteśmy przecież tak znacząco zdeterminowani przez pochodzenie społeczne – rewolucje społeczne mamy już w europie za sobą…) co z jednej strony pozornie ułatwia zerwanie z tym co jest, z drugiej jednak komplikuje właściwe się w niej odnalezienie, a więc przyjęcie odpowiedzialności za to co jest. To wszystko determinuje wiele problemów tożsamościowych które według mnie znacząco utrudniają opisywany u Niny proces wyjścia (nie znając swego miejsca trudno je opuścić). Częstokroć więc z jednej strony idziemy drogą narzuconą nam systemem wychowawczym zakorzenionym w kulturze, społecznie akceptowalnym modelem życia wchodząc w rodzinne i społeczne uwikłania, jednak wciąż, przynajmniej teoretycznie, mając prawo do wolności, swobodnego wyboru. Kiedy indziej od początku próbujemy własnych sił, zrywamy rodzinne powiązania, gonimy do przodu, ale wciąż wobec borykających nas rozterek i niepewności trudno nam o wiarę, śmiałość i entuzjazm niezbędny w praktyce życia jak i jogi. Zarówno więc pierwsze rozwiązanie, kryjące ślepe posłuszeństwo i ukryty bunt, jak i drugie, będące realizacją buntu, przy jednoczesnym zerwaniu z tradycją własnych korzeni, wydają mi się sprzeczne z pojęciem wypełnienia obowiązku opisywanym przez Krisznę. W związku z tym narasta we mnie od dłuższego czasu pytanie czy różnica wynikająca z naszego znacząco różnego zakorzenienia społeczno-kulturowego ma istotny wpływ na model wyjścia z dharmy? Inaczej mówiąc czy my obecnie podejmując się tej ścieżki nie powinniśmy czasem zmodyfikować naszej praktyki tak aby uwzględnić warunki z których mamy wyrosnąć? Czym zatem dla nas jest przyjęcie własnego obowiązku (dharmy), a w konsekwencji co jest warunkiem jej wypełnienia, co więc określa wyjście z doczesnych uwarunkowań? Zaczynając od zrozumienia naszych własnych korzeni spróbujmy przyjrzeć się temu bliżej.
Głos serca
Kriszna wspomina w tekście Niny,że wypełnienie obowiązków społecznych powinno być dobre i słuszne. Jeśli dobrze rozumiem to zdanie, to słuszność i dobroć naszych czynów wynikać powinna z naszego połączenia z głosem serca, z tym co ono nam dyktuje, jakże bowiem inaczej przekonać się o słuszności naszych czynów niż za pomocą tego co ono nam podpowiada[2]. Wydaje się to banalne rozwiązanie, jeśli jednak byłoby to takie proste, najpewniej nie żylibyśmy w świecie głodu, niesprawiedliwości, wyzysku czy obłudy. W czym zatem problem? Dlaczego świat wydaje się coraz bardzie zamykać na wrażliwość, otwartość, czy po prostu miłość? Zacznijmy od tego jak warunki w których żyjemy determinują naszą wrażliwość.
Człowiek rodzi się z wieloma potrzebami które otoczenie musi wobec niego zrealizować (pożywienie, bezpieczeństwo itp.) by pomóc mu przetrwać i ukształtować się na tyle by jako dojrzały sam mógł zaopiekować się sobą samym, czy ostatecznie swoimi potomkami. To że im bardziej jest on zaniedbany podczas swoich pierwszych miesięcy życia tym trudniej dostosować się mu do zastanej rzeczywistości, tym trudniej wpisać w zastane otoczenie wydaje się już truizmem. Nie zawsze jednak dociera do naszej świadomości fakt jak wiele wpływu na to kim jesteśmy ma społeczeństwo, czy też kultura w której żyjemy, czy też jakie mogą być tego efekty, czy też jak wiele wzorców mających dostosować nas do życia w określonym kręgu kulturowym dostarczają nam nasi najbliżsi, od rodziców począwszy. Pierwsze chwile życia, pierwsze próby bezpiecznego oswojenia rzeczywistości, próby zjednania całkowicie obcego nam świata, czy też późniejsze już próby samotnego wyjścia do tego co obce (świat wobec dziecka), to wszystko jest najczęściej konsekwencją naszej pierwszej relacji, relacji z matką[3]. Tylko dzięki jej bezpiecznemu wsparciu podbudowanym fundamentem miłości jesteśmy w stanie odnaleźć się jako dorośli w tym początkowo obcym dla nas świecie. Pierwotne podwaliny na których zbudujemy nasz świat, szlaki które wyznaczą nasze późniejsze drogi komunikacji są bogactwem planu względem którego zrealizujemy nasze człowieczeństwo. Każde zakłócenie tego kontaktu, każda dysfunkcja w jego realizacji (matka od trzeciego miesiąca w pracy, matka bez środków do życia, matka niedojrzała emocjonalnie itp.) ustalają nowe piętno na naszym urzeczywistnieniu, budując w oparciu o nie naszą strukturę charakteru. Czym więcej zatem ich będzie, tym bardziej będziemy niedostosowani, zamknięci, niedostępni, a tym więcej trudności samo życie i kontakt z nim nam przysporzy. Czym mniej ich wchłoniemy, tym więcej i szybciej struktur czynnościowych będziemy mogli przyswoić, a więc tym łatwiej będzie nam przyswajać rzeczywistość w jej czystej, niezakłóconej postaci. Tak jednak jak nie jest możliwe zredukowanie wszystkich zakłóceń do zera, tak też nie jest możliwe byśmy całkowicie bez zaburzeń postrzegali rzeczywistość. Wiadomo już że zaburzenia te, będące efektem regularnego niezaspokojenia podstawowych potrzeb dziecka, może prowadzić do szeregu dysfunkcji w obszarze możliwości ludzkiej psychiki które, co jednak może ciekawsze, układają się częstokroć w czytelny schemat struktury fizycznej naszego organizmu. Spróbujmy prześledzić jak do tego dochodzi na poziomie psychicznym i jaka jest tego fizyczna manifestacja. Skoro więc jak stwierdziliśmy w pierwszych miesiącach życia podstawowe potrzeby człowieka takie jak pokarm i bezpieczeństwo, często nie mogą zostać zaspokojone to nowo kształtująca się osobowość dziecka blokuje w sobie (poprzez nieświadomą samokontrole) naturalny odruch bycia potrzebującym wiążący się z jej najbardziej pierwotnymi przecież potrzebami. Skoro moja matka mnie opuszcza, skoro nie jest przy mnie emocjonalnie obecna, skoro denerwuje ją to kim i w jaki sposób jestem to dochodzi do budowy tak zwanych decyzji skryptowych, które określają podstawowy ukryty w nieświadomości schemat reakcji na dany bodziec nakreślony wobec sposobu postrzegania samego siebie. W tej sytuacji może powstać decyzja skryptowa mówiąca że jeśli „ będę potrzebować zbyt wiele, to (być może) zostanę potępiony/a lub porzucony/a”. Skoro płacz przestaje być dla kogokolwiek impulsem do zaspokojenia mych potrzeb, to w takiej sytuacji ta emocja kierowana początkowo na zewnątrz dziecka, zostaje ostatecznie pokonana i fałszywie ukierunkowana do wewnątrz (widocznie jest ze mną coś nie tak skoro nikt nie reaguje). Oczywiście by przetrwać psychika ludzka wytworzy mechanizmy kompensacyjne, a więc takie które pozwolą jej wytrzymać do czasu przybycia matki (dostosowanie się do wymogów zastępczego opiekuna), lub takie które pozwolą dostać się mu do jej emocji (bycie grzecznym) itp. Wszystko to by zasłużyć na odebraną mu miłość, bezpieczeństwo lub ostatecznie by przetrwać. Przedstawiony tu przykładowy schemat kształtowania charakteru[4], z oczywistych względów (świadomość dziecięca w tym okresie jest jeszcze nie ukształtowana) odgrywa się z sferze podświadomości, a więc tworzy pierwotny rozłam między tym co jest ( zastana przez dziecko rzeczywistość) a tym co pozwala przetrwać (podświadome mechanizmy kompensacyjne). Kształtuje się więc rozdział między rzeczywistością i automatycznym w niej działaniem na rzecz odroczenia niezapośrodniczonego w niej uczestnictwa. Buduje się więc równolegle wobec rzeczywistości nieświadomy system, który dając narzędzia odraczania potrzeb (wspomniana kompensacja), zniekształca przeżywanie stanu w którym jestem. Im wcześniej zatem u człowieka nastąpi rozłam między zdolnością przyswojenia otaczającej rzeczywistości, a przymusowym wycofaniem się w podświadome mechanizmy obronne[5] tym większa ostatecznie trudność z tym aby ów rozłam w sobie pokonać. Tak jak kompensacja wiąże psychikę w schematy umożliwiające przetrwanie, tak też w tym samym celu utrwala schematy reakcji w sferze fizycznej. Osoby narażone w dzieciństwie na tego typu sytuacje często reagują najprostszymi sposobami w celu stłumienia własnych potrzeb i uczuć, a więc ograniczeniem oddechu (najprostszy sposób na zmianę poziomu energetycznego organizmu, a więc na odgrodzenie się od skrytych emocji). Wielu terapeutów dostrzegło już tą zależność osiąganą najczęściej przez „wyciągnięcie ramion do przodu, przez co następuje ograniczenie i zapadnięcie się klatki piersiowej, któremu często towarzyszy jeszcze załamanie w obszarze mostka. W konsekwencji osoby z cechami tego typu charakteru mają zapadniętą klatkę piersiową i zapadnięte ramiona”[6] Charakterystyczne są też „chroniczne napięcie w obrębie obręczy barkowej i towarzyszące temu napięcie w górnej części pleców, między łopatkami. Jeśli przyjmiemy taką postawę dostrzeżemy że nasza głowa naturalnie wysuwa się do przodu, jakby nas wyprzedzając. […] Rezultatem takiej postawy psychofizycznej będzie nieumiejętność zdobywania rzeczy których się pragnie”[7], a więc notoryczne niespełnienie, czyli zarówno brak umiejętności sięgania po to czego się pragnie (często upośledzone poprzez spychanie w podświadomość jest nawet ich odczuwanie), jak i braku satysfakcji z tego co się już ma (nic nas nie cieszy). Chroniczne napięcia będą dodatkowo wyczerpywać energię jednocześnie nie pozwalając na jej znaczące uzupełnienie, równolegle trwać będzie jednak podświadoma próba zasłużenia (na utraconą miłość, dziecięcy raj utracony), zdobycia tego czego się nie dostało, powodująca ponadmiarową zależność względem otoczenia. Mamy więc podświadome często oczekiwanie na to że otoczenie, świat, wynagrodzi nam wewnętrzny brak (opiekuńcze roszczenie wobec świata), jednak żadna teraźniejsza nam forma gratyfikacji nie może nam tego braku wypełnić[8]. Wobec wspomnianych deficytów, człowiek w naszej kulturze, by przetrwać, musi z reguły szybko się odnaleźć i twardo stanąć na nogach, by później umieć trwale utrzymać to co zdobył. Stan ten od strony fizycznej manifestuje się chronicznym usztywnieniem kolan, co ostateczn
ie doprowadza do „napięcia w dolnej części pleców powodującego wysunięcie miednicy do przodu”[9]. Życie jednak, wobec nieumiejętności spełnienia, jest życiem w ciągłym napięciu, wymagającym stałego wysiłku by siłą woli pokonywać wewnętrzny opór. Ostatecznie sytuacja ta doprowadza do częstych depresji (koniecznych ze względu na wyczerpanie zasobów energetycznych) i kolejnych, kompensacyjnych prób przezwyciężenia.
Praca nad wspomnianymi dolegliwości będzie polegała na rozluźnieniu wspomnianych blokad mięśniowych, a więc stopniowej korekcji postawy, od strony psychicznej natomiast równolegle z pracą nad blokadami dopływać do nas będą wyparte emocje, na które należy sobie całkowicie pozwolić (najlepiej w otoczeniu kogoś doświadczonego), by móc je na nowo zintegrować w strukturę osobowości. Gdy znajdziemy w nas miejsce na doświadczenie wypartych potrzeb i emocji oraz będziemy umieli z tego miejsca, z pozycji dorosłego, swobodnie z nich korzystać, przyjęcie naszej dharmy powinno przyjść nam znacznie łatwiej.
Skrawek całości
Przedstawiając powyższy przykład jednego z bardziej typowych zaburzeń charakterologicznych chciałem pokazać jeden z mechanizmów charakterologicznego uwikłania człowieka. Uwikłania bardzo silnego, bo pochodzącego z braku zaspokojenia najbardziej istotnych ludzkich potrzeb (miłości i bezpieczeństwa), a więc rzutującego na naszą podstawową orientację życiową. Orientacje, która w zamian za niezależne dążenie własną drogą nakazuje nam wciąż czegoś szukać na zewnątrz, jakiejś, mitycznej niekiedy, pełni nasycenia, uzależniając nas od warunków zewnętrznych, nie pozwala na uszanowanie tego co się ma. Siła ta nie jest więc już zwykłą ciekawością której doświadczają dzieci, służącą im ostatecznie to tego by rozwinąć swe umiejętności na tyle by odejść swoją własną drogą. W tym wypadku jest to narkotyczna czasami skłonność człowieka do zapełniania wewnętrznej pustki, wcześniej doświadczonego braku. Konsumowanie rzeczywistości nie jest już jednak w stanie dać tego czego zabrakło kiedyś, zapełnić braku z przeszłości i w tym tkwi cała siła uwiązania tego mechanizmu. Wobec niemocy zjednania sobie otaczającego nas świata o którą tak usilnie człowiek walczy, wobec braku emocjonalnego zespolenia z otoczeniem (odtwarzany schemat dzieciństwa), a więc wobec chronicznego niedosytu i niezaspokojenia, jedynie możliwy wydaje się kompensacyjny mechanizm nakierowujący nas na racjonalne podejście do życia (stąd nadpobudliwość projekcji myślowych u tego typu osób). Nasze poznanie staje się tym samym jednostronne, wybiera skrawek z całości, fragment który wydaje się być osiągalny, celuje w racjonalne wchłonięcie szczegółu[10]. Jednakże również próba wybiórczego spojrzenia na rzeczywistość, widzenia tylko pojedynczych rzeczy doprowadza ostatecznie do widzenia ich w różnorodności i sprzeczności, w ich walce o miejsce na ziemi, w ich rozdrobnionej koegzystencji, również ona, nie prowadzi nas do upragnionego nasycenia. Jest wręcz przeciwnie, często wówczas zostajemy tą różnorodnością oszołomieni, doprowadzeni do przesycenia, przesilenia, dzięki któremu zwracamy się na nieliczne z tych rzeczy, powodując tym samym iż odrzucamy z nich to co nam obce, co budzi nasz lęk, zaczynając wartościowanie. Możemy jednak otworzyć się na całość w jej różnorodności[11]. „Wtedy uświadomimy ją sobie niejako od wewnątrz, od jej środka, i wyjdziemy jej naprzeciw z naszego środka [wnętrza]. Dzięki temu pozostaniemy zarazem skupieni i zwróceni ku różnorodności. Ujmiemy ją od wewnątrz i od zewnątrz jako własną”[12] Tym co może pomóc w otwarciu, w wyzwoleniu z oszołomienia rzeczywistością, z jej przytłaczającej konkretności jest dostrzeżenie absurdalności sytuacji w której się wówczas znajdujemy ze swym dążeniem do doskonałości i niemożnością jej realizacji w empirycznej sytuacji. Ważne jest dostrzeżenie w sobie prawdy, że nie można poznać czegoś w całości, mieć jakoby w posiadaniu. To co doskonałe, nie należy przecież do tego świata, to znaczy nie może być empirycznie zrealizowane, lub inaczej, że każde działanie obarczone jest błędem, a więc ten który czyni, człowiek skazany jest z konieczności na błąd. Odpowiedzią na dostrzeżenie antynomiczności (rozłamu) tej sytuacji , na jej graniczne rozbicie biegnące od ukrytych pragnień do nieuchronnej rzeczywistości, na niemożność osiągnięcia celu w dążeniu do realizacji wybranej wartości[13] jest działanie w granicach danej sytuacji, z poszanowaniem jej uwarunkowań, wynikającym z przyjęcia swojej w niej roli. Działanie takie, nie roszcząc sobie praw do rzeczywistości, opiera się na doznawaniu i odczuwaniu tego co jest w danej chwili, bez odniesień do tego co by być mogło. Podjęcie w sobie doświadczenia sprzeczności sytuacji w której się w danym momencie człowiek znajduje, z jego własnym szukaniem bezwzględnych podstaw rzeczywistości na której mógłby się oprzeć, z chęcią pełni poznania, a więc podporządkowania jej samemu sobie, oraz z wewnętrzną potrzebą szczęścia w bezpieczeństwie i spokoju, nakierowuje nas na doświadczenie ludzkiego dramatu wedle którego rozbicie człowieka jest ostateczne, a więc wpisane w jego empiryczny byt (działanie skazane na błąd o którym pisałem wyżej). Alternatywą dla tej sytuacji jest przyjęcie tego że sprzeczność która rzekomo zaburza proces poznawczy (tak zwane doświadczenie sytuacji granicznej) jest tym co nie jest czymś niemożliwym do zintegrowania (taką sprzeczność się przecież wydaje) lecz tym co naprowadza nas na własny, perspektywiczny, horyzont poznawczy, a więc, na takie ujęcie sytuacji w której się znajdujemy, które bez odniesień do innych możliwych scenariuszy i uwarunkowań oddaje nam prawdę o rzeczywistości w której egzystujemy. Alternatywą dla postrzegania świata w formie sprzecznych sił i wartości jest więc otwarcie na siłę zawartą w tym co dla nas się w danej sytuacji znajduje, jakie możliwości realizacji nam niesie, a więc na to co z niej jest dla nas w niej znaczące, a co ostatecznie otwiera nam drogę do podjęcia realizacji samych siebie w tu i teraz. Dochodzimy więc do sytuacji w której przyjęcie uprzednio przez nas niechcianych elementów rzeczywistości następuje poprzez ścieranie się z nimi na drodze empirycznej (sytuacje graniczne), co poprzez dopuszczenie ich do świadomości skutkuje otwarciem na większy jej fragment, a więc na jej wyzwalające działanie. W ten sposób, stopniowo, następuje objęcie rzeczywistości w jej całości, bez wykluczeń, bez zatrzymywania energii, bez uwikłań w tym co było, a w afirmacji wobec tego co jest.
Urzeczywistnienie
Człowiek od najwcześniejszych lat posiada potrzebę spełnienia (choćby wspomniany już na poziomie fizjologicznym pokarm od matki), którą wraz z rozwojem jest w stanie coraz bardziej odkładać i transformować. Nasycenie jest jednak wciąż (poza kontynuacją dziecięcego procesu gratyfikacji) potrzebne nam z innego powodu. Jest naturalnym rozładowaniem impulsów, popędów którym każdy z nas jest wciąż poddawany (pierwotnie impulsy u dzieci jest tylko jedzenie, toaleta, odpoczynek …) . Rosnąc zwiększa się nasza chęć do zaspokajania potrzeb, głównie w sferze intelektualnej, jednakże niezaspokajanie potrzeb biologicznych może, jak starałem się w poprzednim rozdziale pokazać, powodować wiele frustracji blokując nas niejako w rozwoju osobistym. Szczególnie trudna będzie zawsze rezygnacja z tych potrzeb, które nigdy nie były należycie zaspokojone, a więc zostały zablokowane w sferze podświadomej (na poziomie cielesnym). W takich przypadkach często doświadcza się powracania w życiu do wciąż tych samych problemów, tych samych sytuacji. Na tej zasadzie nie można zrezygnować z niektórych ze swych niezaspokojonych potrzeb, bo nie można zrezygnować przecież z czegoś czego się nigdy nie doświadczyło. Brak spełnienia podstawowych wymagań to brak w ich odczuwaniu, kompensowany jak już wspomniano najczęściej w sferze intelektualnej. Brak odczuwania jest zatem podstawą racjonalnego postrzegania rzeczywistości, prymatu poznania obiektywnego nad poznaniem uczuciowym, czy też inaczej egzystencjalnym (nieobiektywnym). Poznanie to odnosi się do sytuacji będących niedostępnymi dla poznania obiektywnego, a więc do tych które wychodzą poza jego ujednoliconą perspektywę skierowaną na doczesną użyteczność (chęć jej podporządkowania). Tylko na tym nowym polu jest możliwe pełne urzeczywistnienie człowieka, pełne, bo oparte na tym co nieustannie przekracza naszą skończoność. Dotykając tego co nas przekracza, będąc wobec tego co większe od nas przekraczamy własne ograniczenia, „doświadczać sytuacji granicznych i istnieć jest tym samym”[14] Obiektywna niepoznawalność i wynikający z niej negatywny (dla rozumu) charakter sytuacji w których się to zdarza (zwanych właśnie granicznymi) wywołuje przede wszystkim chęć ucieczki przed nimi, dlatego też człowiek z upośledzonym odczuwaniem, racjonalizujący rzeczywistość, będzie usilnie stronił od tego typu sytuacji i tym trudniej mu będzie się do nich zbliżyć im bardziej odwoływać się one będą w nim do tego o czym od dawna stara się (poprzez mechanizm wyparcia) zapomnieć. Rezygnując z racjonalnej rekompensaty własnej osobowości, zrezygnowałby przecież z tego co pozwoliło mu na przeżycie, a co odsłoniłoby głęboko skrywany ból opuszczenia. Jednakże uciekając od problematycznych sytuacji, odchodzimy od możliwości doznania wspomnianej już sprzeczności (antynomiczności) rezygnując tym samym z własnego potencjału. Uciekając od spotkania z tym co graniczne, rezygnujemy z pełni życia, bowiem „wykraczanie poza codzienność dokonuje się tylko poprzez szukanie w życiu najpełniejszych jego realizacji oraz poprzez nieustanne potwierdzanie siebie w każdym kolejnym postanowieniu”[15]. Tylko wówczas, tylko w działaniu nam autentycznym, w którym nie skrywamy się przed życiem, jesteśmy w stanie zmierzyć się z tym co krańcowe a zatem dostrzec skończoność (tymczasowość) tego w czym byliśmy, wskazując tym samym na możliwość bytowania wobec niego.
Sytuacje graniczne w swej dramatyczności, w swym doznawaniu niepowodzenia, naprowadzając nas do pierwotnie doznanego uczucia zawodu (symboliczny czy faktyczny rozdział z matką), rodzą dorosłe już pytanie o możliwość spełnienia, tak jak doznanie względności rodzi pytanie o absolut, z kolei poczucie braku wyzwala pragnienie podstawy wszystkiego, całości bytu. Czy istnieje jednak uczucie które mogłoby to poczucie braku zapełnić, czy nasza historia mogłaby się potoczyć w bardziej optymalny sposób? Tych pytań chcemy właśnie uniknąć, jako że żałując że nie urodziliśmy się w innym miejscu, czy też z innymi cechami charakteru, tracimy jednocześnie możliwość aktywnego określania samego siebie, co tym samym wyklucza z konieczności porównywanie, czy też konfrontowania siebie wobec innych. Wszystko to wymaga podejścia do sytuacji życia jako wyłącznie własnej, wymaga rozbicia odwiecznego rozdziału na ja i okoliczności w których się znajduję, jako że tylko w tej, danej mi teraz sytuacji staję się sobą. Postawa taka pozwala doświadczyć zawodności świata dostarczanej w sprzecznych sytuacjach granicznych jako czegoś co odczytywać możemy już teraz jako wskazówkę, która ukazuje nam jeszcze inną możliwość bytowania poza światem stricte zjawiskowym.
Granice jako wolność
Wydaje się zatem, że podstawową sytuacją graniczną, będącą fundamentem dla dzisiejszej refleksji, jest sytuacja historycznej określoności (tego co nas ukształtowało) i tego czym ona właściwie jest. „Jestem przez to, co dane i mam to, co dane przed sobą”[16] znaczy więc dla mnie, że z mojego określonego już bytu wynikają pewne konieczności którym nie mogę się oprzeć, takie jak prawa natury, los, czy też moja historia. Dla mej własnej, niedojrzałej jeszcze świadomości, ograniczenia te na tle tego co zawsze jeszcze możliwe, pełni rolę tego co może być przeze mnie (jeszcze kiedyś) zrealizowane, jawi się jako zawężenie, zagrożenie dla mej własnej wolności. Jednakże określoność ta widziana z perspektywy mej własnej egzystencji wygląda już całkiem inaczej. Zajęcie odmiennej postawy wobec ograniczeń, pozwala nam dostrzec że sytuacja w której jestem, nie ma już charakteru obiektywnego, nie może i nie mogłaby przecież wyglądać inaczej ponieważ taka jaka jest tu i teraz należy wyłącznie do mnie. Nie rozpatruję już jej teraz jako fakt zewnętrzny, który rodzi we mnie wrogość jeśli mnie ogranicza (co oczywiście pociąga za sobą chęć uwolnienia się od niej). Teraz, gdy jestem w tej sytuacji nic poza nią dla mnie się nie liczy, moje ustosunkowanie się do niej staje się wezwaniem do działania jako że żadna inna perspektywa sytuacji poza tą w której jestem nie jest moja, jestem sobą, więc działam. W tej nowej sytuacji nie jestem już „wolny do panowania nad światem, ale do przyswojenia określonej sytuacji i związanych z nią uwarunkowań, albo też do odrzucenia ograniczeń aż po zniszczenie i samozatratę”[17] Pytając wciąż o swój początek, o swe korzenie, człowiek skazany jest na niepowodzenie. Historyczne uwarunkowanie w którym się znajduje unaocznia mu wciąż zapominaną prawdę, że tak jak nie stworzył samego siebie, tak też siebie nie stwarza, że wobec tego kim jestem jest zawsze coś większego, co nakazuje mi pochylić głowę. Ta niepoznawalność ale i nieodwracalność jaka tkwi w ludzkim pochodzeniu może spowodować sytuację w której człowiek swe własne pochodzenie (także sytuacji rodzinnej) potrafi zaakceptować lub odrzucić: „Albo w wierności mu jestem sobą, albo wypierając się go tracę siebie.”[18] Teraz to „w akcie przyswojenia swego pochodzenia człowiek siebie stwarza, mocą własnej wolnej decyzji staje się źródłem siebie, wyznacza początek swego życia, ale nie empirycznego, lecz egzystencjalnego”[19] , wypełnia karmana.
Przekraczanie w świecie
W poprzednich rozdziałach pisałem o tym co rodzi uwikłanie w przeszłości, jak je rozpoznać i jak rozpocząć pracę nad otwarciem, ich przyswojeniem. To zahamowanie charakterologiczne, zawężenie perspektywy, przy braku otwarcia, przy silnej potrzebie i jednoczesnym braku możliwości odczuwania, uniemożliwia doświadczenie, a więc przekroczenie naszych własnych granic. Odczucie granic, jest o tyle istotne, o ile doprowadza nas do nowej perspektywy poznawczej która nie wykluczając niczego, przyjmując to co było w darze, pozwala na przekroczenie zastygłych form. Chcę przez to podkreślić fakt że tylko mierząc się z sytuacją empiryczną, realnym doświadczeniem i odkrytymi w niej antynomiami mogę doświadczyć sprzeczności zawartych w rzeczywistości, a więc otworzyć nowy sens poza nią, tą dotychczasową. Ten nowy sens nie będzie jednak odniesieniem do kolejnego celu, nie będzie też nowym wzorcem postępowania. Nowy sens to (wbrew swej definicji) w tym wypadku nie tylko nowy przyczółek na nieznanym lądzie, ale i nowy sposób bycia, dzięki któremu człowiek zarówno uczestniczy w świecie jak i stale go przekracza (transcenduje). Ten sposób bycia polega na zachowaniu postawy nierozerwalnej dwoistości w której chodzi o to „aby już nie tylko być w świecie, a [także] egzystować, gdy tylko się w nim przejawię”[20] Tylko takie działanie, będące w kontakcie z tym co graniczne, z tym co nie do poznania, a więc nie do wartościowania lub oszacowania, dzięki swej bezpośredniości i pierwotnej sile, może wyzwolić nas z tymczasowości, sprostać negatywnemu ładunkowi rzeczywistości tak by dostrzegając jej zwieńczenie pójść o krok dalej…
~~~~~~~~
Maciek jest od dawna miłośnikiem filozofii, od paru lat psychologii (opartej na pracy z ciałem oraz nurtów fenomenologicznych), ostatnio odkrywający jogę (u Patrycji i Piotra) oraz medytację.
[1] Jest tak bo każde nowe pojęcie to często i nowa, odsłoniona właśnie część rzeczywistości która jest mi od teraz pojęciowo dostępna, a więc oddana we władanie rozumu
[2] Przekonywanie się o słuszności własnych czynów przez odwoływanie się do norm i zasad jest oczywiście jedną z podstawowych metod (weźmy przykładowo praktykę zasad Jamy), jednakże moim zdaniem w ostatecznym rachunku rozumowe (w oparciu o logikę) rozstrzyganie słuszności naszych czynów jest rozwiązaniem niedostatecznie pełnym, brak w nim tego co najważniejsze, głosu serca.
[3] Samo często nawet potocznie występujące pojęcie „matka-ziemia” daje już wymiar symboliczny tej najistotniejszej z relacji, relacji na której tworzą się warunki kontaktu dziecka-człowieka ze światem.
[5] Mechanizmy obronne, a więc takie które pomagają przetrwać w notorycznym zakłóceniu podstawowych potrzeb dziecka, można interpretować jako swoiste blokady energetyczne, które wielokrotnie utrwalone nie dopuszczają do wyrażenia pierwotnych potrzeb, dostosowując tym samym człowieka do warunków otoczenia (często jednak za cenę ograniczenia radości życia).
[8] Osoby o tym charakterze często próbują zapełnić wewnętrzną pustkę (brak) towarami, rzeczami, a obliczu relacji z drugą osobą często do nadmiarowego, kurczowego trzymania drugiej osoby.
[10] Stąd blisko już do estetyzacji współczesnego świata, która jest odpowiedzią na brak w nim uczucia. Estetyka ze swą teorią piękna staje się obietnicą upragnionego, obietnicą niemożliwą jednak do spełnienia.
[11] W tym celu warto zacząć od rozluźnienia całego ciała, uwolnieniu blokad, albowiem otwarcie to, jak łatwo się domyślić, to niepohamowany przepływ.
[13] Cel, wartość, nie jest możliwy do osiągnięcia bo wartość nie jest czymś co można posiąść, jako taka wartość nie istnieje. Nigdy przecież nie można wartości posiąść raz na zawsze, jest to bardziej droga do niej wiodąca która jest zawsze wyborem, czegoś ponad coś innego. Nie jest to zatem wartość nieskazitelnie czysta, taka jest tylko ideą, która służy bardziej do obrony przed działaniem niż do działania w jej imieniu, nie jest wartością bezwzględną, taką która jest nam tym samym w pełni dostępna
Najnowsze komentarze