Kiedy mniej znaczy więcej – Dorota Babś
W dzisiejszym pędzącym świecie na pewno każdy słyszał o multitasking, czyli umiejętności wykonywania kilku zadań naraz. Słowo “umiejętność” sugeruje, że jest to pozytywne i pożądane zjawisko.. Ale czy na pewno? A jak się ma multitasking do jogi?
Świat „korpo”
W świecie korporacyjnym (którego zresztą od wielu lat jestem częścią) multitasking bywa jedynym z wymagań przy ubieganiu się o pracę. Każde zadanie ma być zrobione na wczoraj. Jednocześnie wykonuje się kilka i więcej zadań naraz. Kończy się na tym, że próbujemy nadrobić zaległości pracując w porze lunchu (który i tak jest skrócony do minimum). Jemy w pośpiechu przed komputerem, nie wiedząc nawet co jemy. Często też próbujemy dokończyć coś „po godzinach”, mimo że skończenie wszystkiego i tak nie jest możliwe.
W efekcie nasza uwaga jest podzielona i żadne z zadań nie jest wykonane perfekcyjnie. Mimo że w „korpo” świecie kładzie się nacisk na jakość, to w praktyce jednak ilość wygrywa. Zdajemy się robić dużo, ale na szybko.
Domowy zakątek
Multitasking opanował nie tylko życie zawodowe, ale także życie prywatne. Wyobraźmy sobie sytuację, kiedy na świat przychodzi nasze upragnione dziecko i jesteśmy na urlopie rodzicielskim. Chcielibyśmy dać naszej pocieszce najlepszą opiekę pod słońcem, a do tego sprzątać, prasować, gotować, nie mówiąc już o poświęceniu trochę czasu na dbanie o samego siebie. Robimy więc tyle, ile możemy, żonglując między zadaniami. W międzyczasie przenosimy naszą pociechę z kąta w kąt, tak żeby mieć na nią oko. Coś tam do niej co jakiś czas mówimy, śpiewamy, podrzucamy co chwilę inne zabawki, jak marudzi, żeby tylko nie płakała. Efekt jest taki, że białe pranie wychodzi różowe, obiad przesolony, a dziecko nie wie na czym wzrok zatrzymać i grymasi od dwóch godzin.
Relacje z bliskimi
A kiedym mamy w końcu chwilę dla siebie, chwilę żeby spędzić czas z partnerem, przyjaciółmi, rodziną, to ilu z nas korci, żeby spojrzeć na telefon? Można coś „zgooglować”, odpowiedzieć na kilka zaległych wiadomości, obejrzeć jakiś filmik. I tłumaczy nas to, że przecież jesteśmy tu razem. To, że mamy nos w telefonie nie znaczy przecież, że nie słyszymy jak ktoś coś powie – słyszymy i możemy zareagować, bo przecież jesteśmy multitasking!
To prawda, jesteśmy i słyszymy, ale czy naprawdę słuchamy? Czy pisząc czy czytając coś, jesteśmy w stanie być z tą drugą osobą tu i teraz, ze wszystkimi swoimi emocjami? Trzeba by zrobić test, w którym jedna osoba opowiadałaby żart, druga by słuchała, a trzecia słuchała i przeglądała coś jednocześnie w telefonie. Jestem pewna że ta druga śmiałaby się znacznie bardziej… pod warunkiem oczywiście, że żart byłby dobry:)
Alternatywa
A gdyby tak pogodzić się z tym, że nie da się wszystkiego zrobić i to, co się robi, robić na sto procent? W pracy jest raczej utopią, żeby wymagano od nas wykonania jednego zadania, ale dobrze od A do Z. Natomiast w życiu prywatnym my sami jesteśmy sobie szefami. Czy coś się stanie jeśli pranie wstawimy jutro, a nie dzisiaj? Czy świat się zawali jeśli nie przeczytamy jakiegoś emaila?
A co na to joga?
Mówi się, że praktyka jogi pomaga w koncentracji, co jest bardzo przydatne w tym zawirowanym świecie, w którym o skupienie coraz trudniej. Joga uczy odwrotności multitasking – ekagrata. Termin ten wywodzi się z Sanskrytu i oznacza jednopunktowość. Ekagrata to punkt wyjściowy w niemal wszystkich technikach medytacji. Polega na nieprzerwanym skupieniu uwagi na jednym obiekcie lub myśli. W efekcie, pozostałe zmysły są wyciszone, a wszelkie czynniki rospraszające ulegają osłabieniu. Według Jogasutr, nieustająca praktyka ekagraty prowadzi do stanu, w którym stajemy się jednym z obserwowanym obiektem.
Tak mówi teoria, ale bardzo prosto przełożyć ją na życie codzienne. Chyba każdemu z nas zdarzyło się kiedyś usłyszeć utwór, który nas wzruszył. W takiej chwili świat przestaje istnieć i jesteśmy tylko my i muzyka. Nawet jeśli trwa to tylko kilka sekund, to taki właśnie moment jest bliski medytacji. I czy takie wzruszenie byłoby możliwe, gdybyśmy w tym samym czasie sprzątali czy odpisywali na wiadomość?
Dopiero kiedy “wyłączymy” cały hałasujący i migoczący świat wokół, i skupimy uwagę na jednej wybranej rzeczy, jesteśmy w stanie ją naprawdę poznać i przeżyć całym sobą.
Pisząc to, nie chcialabym stygmatyzować żadnych zachowań, tym bardziej, że sama często jestem zabiegana i „uskuteczniam” multitasking. Ale nie dajmy się zwariować. Mniej znaczy więcej, jeśli ktoś jest dobry we wszystkim, to nie jest tak naprawdę dobry w niczym. Wyznaczajmy sobie granice osiągalne i nauczmy się zatrzymania czasem w jednym punkcie i doświadczania go całym sobą. Inaczej możemy przeoczyć te małe bezcenne momenty w życiu, które nawet po latach potrafią przywołać uśmiech na twarzy.
Najnowsze komentarze