Wybierz stronę

Zmagania z savasaną- w trzech odsłonach z epilogiem. Grażyna Kotlorz

Zmagania z savasaną- w trzech odsłonach z epilogiem. Grażyna Kotlorz

Grażyna KotlorzOdsłona pierwsza

Leżenie jest trudne. Proszę cię, nie przekonuj mnie, że jest inaczej. Leżenie jest trudne- ja to wiem!- bo zmusza do oficjalnego nicnierobienia.

W sumie, przyznaję, lubię nic nie robić, ale w pewnych granicach, czyli „w granicach przyzwoitości” i zdrowego rozsądku. Wtedy pozornie nic nie robiąc, myślę, analizuję, wspominam, rozważam, rozpamiętuję i planuję. Czyli jednak działam i dzięki temu mam świadomość, że nie marnuję czasu i że nie robiąc nic, coś jednak robię. Ot, paradoks, który ustrzec ma mnie przed wyrzutami sumienia. W świecie bowiem, w którym żyjemy ty i ja, źle widziana jest bezczynność. Źle widziana i z gruntu naganna. A cóż bardziej kojarzy się z lenistwem niż pozycja horyzontalna? Można przecież nic nie robić, czemu nie? Ale żeby tak od razu kłaść się, leżeć i nazywać rzeczy po imieniu? To już lepiej poudawać zapracowanie jakieś albo robić cokolwiek, nawet jeśli to „cokolwiek” nikomu nie jest do niczego potrzebne.

Tak więc stwierdzam ponad wszelką wątpliwość: leżenie jest bardzo trudne! A leżenie na macie trudne jest tym bardziej. Chciałoby się, żeby czas leciał szybko, a kalorie spalały się jeszcze szybciej. By przyrost wiedzy, sprawności i umiejętności odbywał się w tempie piorunującym. By ciało zyskiwało na sile i elastyczności. By kolejne stopnie jogicznego wtajemniczenia otwierały się i wiodły ku oświeceniu.

Tymczasem leżę. Koc gryzie niemiłosiernie, a mata twarda jest jak diabli. W głowie galop myśli. Leżę i czekam. Na co? Mam wrażenie, że za chwilę eksploduję lub uniosę się nad ziemię. Kręgosłup uwiera. Jeszcze bardziej uwiera świadomość, że na macie obok leży ktoś, kto być może wie, o co w tym wszystkim chodzi i komu udaje się osiągnąć (Boże, broń!) nirwanę! Ile to ja zapłaciłam za wejście? Za to leżenie? Czyżbym w domu nie mogła poleżeć sobie za darmo?

Leżę mimo to i czekam… sama nie wiem na co. A to frustruje, złości, irytuje, załamuje. Co ja mówię?! To wkurza i doprowadza do szewskiej pasji. Nie wychodzę z sali tylko dlatego, że trudno byłoby mi teraz podnieść zastygłe ciało. No i wstyd trochę przed innymi, którzy zapewne wiedzą coś, o czym ja nie mam pojęcia. W przeciwnym razie, po co leżeliby tak wytrwale na tej podłodze? Ciekawe, kim oni są… ciekawe, jaka będzie jutro pogoda… . Tracę cierpliwość! Za drzwiami sali pozostawiłam mnóstwo ważnych spraw. Wszystko czeka, a ja? A ja nic nie robię! Ten zwrot: „nic nie robię” dźwięczy w mojej głowie jak oskarżenie!

Leżę jednak grzecznie i czekam. Czekam aż skończy się ta cała paranoja i zacznie PRAWDZIWA JOGA. Bo na taką właśnie, prawdziwą jogę, tu przyszłam. Tysiące różnych myśli, emocji i uczuć domaga się mojej uwagi. Ciało rozpaczliwie walczy z grawitacją i bezruchem, umysł nie poddaje się chwili. Walczę, stawiam opór, upieram się przy swoim. Chociaż…. Jakby coraz słabiej i z mniejszym przekonaniem. W sumie to nawet dziwne, bo powoli zaczynam przyjemność jakąś (minimalną!) z tego stanu czerpać.

Odsłona druga

Leżę więc, oddycham coraz wolniej i od czasu do czasu zapominam, o czym myślę. Tracę wątek i jakby nieco mniej irytuje mnie ta sytuacja. Bohatersko decyduję się nawet na zamknięcie oczu. Do tej pory bacznie obserwowałam otoczenie, zasłużyłam więc na krótki odpoczynek. Wszak nic niepokojącego nie zauważyłam. Mogę już przymknąć powieki na parę sekund… No, niech będzie: na minutkę… . Po kolejnych kilku minutach nie chce mi się już oczu otwierać. Szczerze mówiąc, koc wcale nie jest taki szorstki. A, co tam! Zaszaleję i rozluźnię się nieco! Zgodnie z poleceniem nauczyciela, rozluźniam nogi, palcom stóp pozwalam luźno opadać na zewnątrz, ręce rozkładam po bokach ciała a części chwytne dłoni kieruję w stronę sufitu. Wydłużam szyję, otwieram klatkę piersiową. Chwilami mam całkiem przyjemne wrażenie, że niemal rozpadam się na macie. Kręgosłup mój, jak król, wygodnie umościł się na podłożu. Przez chwilę wydaje mi się nawet, że usłyszę chrobot kości z ulgą opadających na matę. Rozluźniły się także mięśnie, które jak wierni słudzy kręgosłupa pozostają w stanie nieprzerwanego czuwania i wpierają go w doli i w niedoli. Odprężają się. Odpręża się moje ciało. Zbolałe. Co tam! Postanawiam zrelaksować się nieco.

Uwalniam ciało, zwalniam umysł z przymusu czuwania, analizowania, oceniania. Oddycham i skupiam się wyłącznie na tej czynności. Zauważam długość oddechu, jego głębokość, tempo i wszelkie zmiany w tym zakresie. Każdy kolejny wydech rozluźnia mnie coraz mocniej, zatapia ciało w macie. Każdy wdech dodaje mi lekkości. Już nie jestem aż tak pochłonięta oczekiwaniem tego, co przyniosą dzisiejsze ćwiczenia, żeby nie zauważać subtelnych zmian w samopoczuciu, nie słyszeć szmeru własnego oddechu czy bicia serca. Odkrywanie tych wrażeń sprawia mi coraz większą przyjemność.

Odsłona trzecia

Zaczynam podejrzewać, że w tym moim leżeniu nie o relaks, nie o odpoczynek chodzi, lecz o coś zupełnie innego. O co? Nadal nie mam pojęcia. Ni stąd ni z owąd przypominają mi się słowa Demokryta z Abdery: „Nic nie jawi się takim, jakie jest, lecz tylko podług mniemania”. Postanawiam więc na razie po prostu BYĆ i decyzja ta nie z mądrości mojej wynika, lecz z kompletnej dezorientacji. Jestem tu i teraz, w tym konkretnym miejscu, w tej konkretnej chwili. I to właśnie tu i teraz zaczynam przeczuwać istotę mojego leżenia. Raz podjąwszy decyzję o poddaniu się chwili bieżącej, stopniowo odczuwam coraz większy spokój. Nie miotam się już, nie walczę. Niejasno podejrzewam, że powinnam odpuścić. Z każdą kolejną chwilą coraz mniej się buntuję, coraz zaś mocniej akceptuję: obecną sytuację, siebie w tej sytuacji, swoją niemoc, a nawet irytację sprzed kilkunastu minut.

Słabnie mój opór wobec wszystkiego, co nie jest po mojej myśli, rozprasza się złość i niezadowolenie, odchodzi irytacja. Jest mi z tym coraz lepiej. Rozbuchane i nieposłuszne ego milknie pod naporem ciszy i bezruchu. Słabnie też przywiązanie do świata zewnętrznego i zależność od niego. Dociera do mnie, że potrzebuję bardzo niewiele, by żyć. Nieruchoma, cicha, pozbawiona możliwości jakiegokolwiek wyrażania siebie i wyróżniania się z tłumu- czy to nadal ja? Czym jestem? Moim ciałem, pozycją zawodową, rolą społeczną, poczuciem humoru, stylem ubierania się, członkiem rodziny?

Zupełnie nieoczekiwanie przychodzi mi do głowy pomysł, żeby to leżenie potraktować jak próbę generalną. Chcę tego bowiem czy nie, kiedyś znowu będę musiała porzucić wszystko, zostawić ludzi i niedokończone sprawy, wycofać się z wszelkiej aktywności i odejść na zawsze. Czy wtedy będzie łatwiej? Czy będę zadowolona z przeżytego życia? Jak zapamiętają mnie bliscy? Jak chciałabym zostać zapamiętana? Czy to w ogóle będzie wtedy miało dla mnie znaczenie? Co tak naprawdę będzie się wtedy liczyło?

Epilog

Gdzieś w tyle głowy majaczą słowa poezji Kalidasy:

Bacz na dzień dzisiejszy,
Bo on jest życia istotą.
Na jego krótkiej drodze,
leżą wszystkie prawdy i realia twojego istnienia:
Szczęście dojrzewania,
Chwała działania
Przepych piękna.
Wczoraj bowiem jest jeno snem,
Jutro zaś to jedynie wizja;
Lecz dobrze przeżyte dziś,
Sny wczorajsze szczęściem przesyca,
A w jutrzejsze wizje tchnie nadzieję.
Patrz przeto na dzień dzisiejszy, patrz uważnie.

Jakby przez mgłę przypominam sobie, że przyszłam na zajęcia po zdrowie, sprawność i siłę. Niespodziewanie („w gratisie”!) dostałam doświadczenie bezruchu i ulotności. Mimo początkowego oporu, w końcu przyjęłam je z wdzięcznością. Wszak savasana to pozycja trupa (nieboszczyka, śmierci). Nadal jednak uważam, że leżenie jest trudne. Leżenie jest trudne- choć wcale nie dlatego, że zmusza do nicnierobienia.

O autorze

Grażyna Kotlorz

ze swoich pasji szczęśliwie uczyniła zawód: jest nauczycielką jogi, masażystką, konsultantką ajurwedy w kontakcie z Jiva Institute w Indiach. Prowadzi studio Złoty Środek w Katowicach: www.zlotysrodekstudio.pl. Pisze bloga: http://spokojnietotylkoajurweda.blog.pl/.

2 komentarze

  1. Ludmiła

    pieknie 🙂 jestem pod wrażeniem wspaniałego opisu odczuć. Gratulacje za umiejętność oddania wrażeń.
    Poza tym(czyli wrażeniami artystyczno – literackimi), jestem trochę pocieszona, ze nie tylko ja ma dziwne odczucia podczas “wstępnych medytacji ” 😉

    Odpowiedz
  2. Łukasz

    kiedy zacznie się prawdziwa joga?… dawno się tak nie uśmiałem 🙂 super tekst, dziękuję

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź Łukasz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.