Wybierz stronę

Dawanie i branie. Nierównowaga zaplanowana. Magdalena Karciarz

Dawanie i branie. Nierównowaga zaplanowana. Magdalena Karciarz

Do napisania tych paru słów natchnęła mnie rozmowa, którą toczyliśmy z przyjaciółmi przy okazji spotkania urodzinowego. W zadumę wprawiło mnie bowiem zdanie koleżanki: “Wiesz, Magda – o prezencie dla Ciebie myślałam już od października. Bo zestresowałam się trochę twoim prezentem dla mnie”. Te szczere słowa wprawiły mnie w osłupienie. Jak to? Ofiarowany komuś szczerze prezent stał się przyczyną stresu? Mamy luty a ona, od listopada, przez parę miesięcy patrząc na ofiarowany przedmiot zastanawia się co mi dać? Mimo, iż jego wartość rynkowa była niewielka, niósł za sobą wartość emocjonalną i odrobinę inwencji twórczej. Miał być pamiątką przyjemnej wyprawy wakacyjnej. Czyżby ramka ze zdjęciem okazała się synonimem „podaruj mi też coś fajnego”? Rozmowa, która się między nami toczyła uwidoczniła mi pewien mechanizm. Dajesz mi coś, więc ja też MUSZĘ/POWINNAM/WYPADAŁOBY tobie coś dać. A to MUSZĘ/POWINNAM/WYPADAŁOBY bierze się z chęci czystych relacji, bez zobowiązań energetycznych, jak to wyjaśniła koleżanka.

Zaczęliśmy szukać różnych wątków związanych z otrzymywaniem prezentów, jakie emocje z tym się łączą (radość, rozczarowanie, zaskoczenie, zakłopotanie)? Jakie jest nasze nastawienia do dawania i brania? Czy reguła wzajemności, opisywana przez Cialdiniego, aż tak mocno w nas wybrzmiewa?  [Najbardziej znana zasada oparta na wzajemnych zobowiązaniach: wymaga aby się zrewanżować osobie, od której coś otrzymujemy. Dając wierzymy, że nie tracimy gdyż osoba obdarowana też nam coś da. Powstające zobowiązanie buduje relacje społeczne (transakcje, wymiany, targi, manipulacje). Od najmłodszych lat uczymy się jej zasad – otrzymujemy coś o co nie prosimy ale musimy za to „zapłacić” w innych okolicznościach. Zasada ta jest bardzo silna i wykorzystywana jest w manipulacjach marketingowych.]

Magdalena Karciarz - joga

Magdalena Karciarz, fot. M. Dutko

Jednak co joga ma z tym wspólnego? Otóż rodząca się wraz z procesem praktyki samoświadomość ukazuje nam zachowania w nowym świetle. Tematy, które niegdyś były nam obojętne nabierają innego znaczenia. Sprawy, które nie były tak istotne, zaciekawiają nas. Szukając tego, co daje siłę do dzielenia się z innymi, uczymy się rozróżniać co nam służy, a co nie. Nie zastanawiałam się od dawna czy dając prezent wprowadzę kogoś w zakłopotanie rodzącym się zobowiązaniem. Po prostu dawałam. Zaczęłam obserwować co się dzieje, gdy daję. I gdy otrzymuję.

Zainteresowało mnie czy dajemy aby usłyszeć dziękuję? Czy dzielimy się tym, co mamy w oczekiwaniu na nakarmienie naszego ego zachwytem innych? Czy dajemy z hojnością tylko wtedy, gdy mamy nadmiar? Coś takiego niepokojącego jest w rodzących się relacjach? Co się stanie jeśli przyjmę prezent, ale nie odwdzięczę się osobie, od której prezent otrzymałam? Czy życie polega na równym rachunku dane=otrzymane?

A dalej – w kontekście jogi – co daję, a co biorę ze swojej praktyki do życia codziennego i odwrotnie? Co dzieje się, gdy staję na macie z tym wszystkim co otrzymałam do tej pory? Co daję z siebie w praktyce asan na zajęciach? Co otrzymuję ze spotkań z nauczycielami? Czy potrafię przyjmować?

Zajęcia jogi, na których miałam okazję uczestniczyć, najczęściej wymagały ode mnie skupienia, zwrócenia się do wewnątrz, samoobserwacji. Początkowo było to bardzo trudne. Wszystko dookoła było ciekawsze od tego co się dzieje ze mną. O! A tamta to krzywo stoi… ale fajna bluzka… ciekawe czy się utrzyma w balansie. Hi hi jednak udało mi się zostać w pozycji do końca, a jemu nie. Zupełnie nie pamiętam twarzy osób, z którymi praktykowałam. Tworzyłam swój własny świat zmagań fizycznych, wewnętrznych dialogów (tak odległych od zasad jam i nijam). W miarę jak praktyka nabierała regularności, powstawał świat spokoju, relaksu, wyciszenia. I wara tym, którzy chcieli mi go odebrać (czemu ona tak głośno oddycha, a ten znów łazi po koce, ktoś znów nie wyłączył komórki – ja bym tak nigdy nie zrobiła). Dawałam sobie i innym coraz więcej wytycznych, jak rzeczywistość ma wyglądać. Brałam podziw, że taka wygimnastykowana, sprawna, zdrowa. Ofiarowałam swój czas praktyce, chodząc coraz częściej na zajęcia. Ale nie dawałam sobie przestrzeni na życie towarzyskie, odpoczynek, lenistwo. Obdarowywałam innych „dobrymi radami” zdrowego życia, chcąc dać to, co uważam za najlepsze. Ale dla kogo? Dla innych? Czy dla siebie?

No to skoro tyle już dobrego dałam, to co otrzymałam w zamian? Dostałam od życia coś, czego się nie spodziewałam: wkurzenie mojego partnera, że ciągle się wtrącam do tego co je, wprowadzając go we frustracje, od znajomych brak zaproszeń na imprezy – bo ile można wytrzymać pod negującym picie, palenie czy późne jedzenie wzrokiem? Od życia dostałam gratis… konieczność leżenia w łóżku przez parę miesięcy po wypadku samochodowym… Nagle ta zdrowa, aktywna osoba potrzebowała pomocy osób trzecich w prostych czynnościach codziennych. O praktyce asan mogłam tylko powspominać. Nic z siebie nie mogłam dać.
Zgrabnie ujęła to Anna Nowakowska: “… trzeba się czegoś oduczyć – mianowicie przeświadczenia, że coś mi się należy z racji samego istnienia (…) Żeby coś dostać, trzeba oddać. Najlepiej fałszywe przekonania i gorzkie żale do „onych”. W tym opróżnionym ze śmieci miejscu można ulokować poczucie, że co mnie nie zabije, to mnie wzmocni…” (Wysokie Obcasy 5.02.2011).

I w to miejsce pojawiło się nowe. Przestrzeń, która potrzebowała napełnienia powoli uzupełniała niedobory. Akceptacją dla swojej ograniczonej sprawności. Wdzięcznością dla osób bliskich. Pokorą, cierpliwością i samodyscypliną. Powoli wracałam do praktyki. Dawałam teraz mniej. Praktykowałam coraz częściej sama. Obserwując to, co się dzieje z ciałem, umysłem. Zrozumiałam, że aby dawać trzeba mieć w sobie gotowość do pokory przed faktem, że ktoś nie chce, nie potrzebuje tego, co ofiarujesz. Że prawdziwie dając, nie czekasz na “dziękuję”. Dawanie to gotowość. Przyjmowanie to akceptacja. A to wszystko nie działa zgodnie z naszymi zmiennymi wstawianymi w równanie dane=otrzymane. Dobro ofiarowane innymi to nie bank, z którego odbierzemy zdeponowaną kwotę, licząc po cichu na odsetki. Tak, natura nie lubi próżni, ale tę próżnię uzupełnia … chaotycznie.

Dlatego teraz gdy znów wracam do uczenia mam nadzieję, że nowa perspektywa pozwoli mi dawać z mojego doświadczenia i brać od uczniów to czego obie strony potrzebują, z szacunkiem i pokorą.
PS. Dziękuję M. za natchnienie do przemyśleń.

– –

Magdalena Karciarz jest nauczycielką jogi we Wrocławiu. Przez ostatnie lata związana z Centrum Jogi Agnieszki Oleksyn we Wrocławiu, gdzie prowadziła zajęcia. Obecnie odkrywa jogę na nowo pod okiem Maćka Wieloboba na kursie nauczycielskim vinyasa krama jogi. Ukończyła podyplomowe studia Techniki relaksacyjne na wrocławskim AWF-ie. Zawodowo nauczyciel akademicki DSW, bibliotekarz, doktorantka UWr. Prowadzi kameralne zajęcia jogi we Wrocławiu.
Strona www Magdy: http://jogosfera.pl/

O autorze

1 komentarz

  1. Leszek

    Dawanie i branie można zawrzeć w jednym słowie jakim jest wymiana.
    Czy wymiana faktycznie istnieje ?
    Wszystko na to wskazuje , ale mam wąpliwości.
    Kiedy czytam artykuł , co tak naprawdę się dzieje ?
    Rozpoznaję znaki które wnoszą treść w pole mojej świadomości.
    Przedtem nie patrzyłem na to , teraz patrzę.
    Każda inna wymiana działa na podobnej zasadzie.
    Cały rzekomy ruch , można zdefiniować jako poruszenia świadomości.
    Mówi się , że w doświadczeniu całości nie ma żadnego ruchu i w to wierzę. W podzielonym świecie cząstki percepcji omiatają bezruch , wytwarzając poruszenie.
    Ale jazda 🙂

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź Leszek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.