Wybierz stronę

Agresja. Maciej Kozikowski

Agresja. Maciej Kozikowski

Pisanie o agresji w kontekście powszechnie obowiązującej logiki1 mówienia o człowieku i mechanizmach rządzących jego prawami, a więc tej, która opiera się na związku przyczynowo-skutkowym, na rachunku tego co poprzedza to co następuje, nie może obyć się bez pytania o jej źródło, a więc w naszym kontekście psychologię. Szukając przyczyn agresji łatwo natknąć się na opinię, że jest ona wpisana w ludzką naturę, jako że wywodzimy się w prostej linii od zwierząt, u których występuje ona na porządku dziennym. Na tej podstawie u ludzi , analogicznie jak w świecie zwierzęcym, osobniki słabsze stają się ofiarami agresji osobników silniejszych, wypełniając tym samym część ogólnego planu natury. Nie chcę jednak pisać o wrodzonym popędzie2, o potrzebie zaspokojenia podstawowych instynktów, ponieważ to nie on wydaje mi się istotą problemu. Zajmę się tylko tym, co typowo ludzkie (jeśli to w ogóle możliwe do oddzielenia), a więc agresją niewynikającą z chęci przetrwania lub zachowania życia, ale tą, wydawałoby się, bez realnej przyczyny.

Druga część tekstu spróbuje wymknąć się klasycznym formom myślenia o problemie, próbując nas z nim skonfrontować, czy jednak będzie to próba udana, sami ocenicie.

Psychologia, a więc pytanie o źródła

Od dłuższego czasu obserwuję siebie i jest dla mnie oczywiste, że jestem osobą skłonną do agresji. Doświadczyłem już wielokrotnie tej reakcji w gniewie, w nienawiści do innych, w zazdrości, w swych seksualnych popędach i wielu innych sytuacjach. Jednakże agresja to dla mnie nie tylko atakowanie i zabijanie bliźnich. To także skłonność do używania ostrych słów, do traktowania ludzi przedmiotowo, do posiadania i manipulowania innymi, wywyższania się czy też do bycia posłusznym ze strachu (wówczas jest skierowana na siebie). Skąd jednak w nas ta tendencja do wyrażania agresji?
Psychologia, z którą się zetknąłem, doprowadza mnie do wniosku, że moja agresja jest funkcją niewyrażonej złości, a więc wewnętrznej frustracji (konfliktu interesów), do której najczęściej dochodzi poprzez stłumienie własnych pragnień, popędów lub dążeń. Wydaje się więc, że również ze strony społecznego i kulturalnego dziedzictwa jesteśmy na wspomnianą frustrację skazani. Poruszamy się przecież i żyjemy w społeczeństwie, w którym jedną z podstawowych wartości jest wymiana racji, poglądów lub dóbr, nieuchronnie prowadząca do strat jednej ze stron (ktoś traci by ktoś inny mógł zyskać). Wrażenie co do niemożności uniknięcia frustracji wynika jednak chyba bardziej z naszego przeświadczenia, zdobytego metodą obserwacji (myślimy, że tak już musi być, nie dostrzegając innej możliwości, które notabene trudno dostrzec dookoła), niż z realnie zaistniałych warunków. Sądzę, że duża część nie wyrażonej złości jest nie tylko pochodną tego, co zastajemy wokół nas, warunków zewnętrznych (np. stopnia hierarchizacji społecznej lub ekonomicznej), ale co ważniejsze braku umiejętności wyrażenia swoich potrzeb, upośledzenia samoekspresji. Jak do tego dochodzi?
Nauka wskazuje na wczesnorozwojowe zderzenie interesów dopiero co kształtującej się jednostki (opartych przede wszystkim na dwóch podstawowych aktywnościach, metabolizmie energetycznym3 – instynkt samozachowawczy itp. – oraz informacyjnym – wymiana informacji z otoczeniem, budowa struktur czynnościowych) z często przeciwstawnymi (bo uogólnionymi społecznie, a więc nigdy jednostkowo zorientowanymi) interesami otoczenia, reprezentowanymi początkowo przez rodziców, a finalnie przez kulturę. Młody człowiek, zamiast spotykać się z otwarciem, życzliwością i miłością, napotyka często na opór, obojętność, odrzucenie, nadużycie lub co gorsza, fizyczne wykorzystanie4. Jeśli taka postawa otoczenia zostanie utrwalona w jego budującej się tożsamości poprzez brak możliwości odreagowania, stanie się zalążkiem wewnętrznego konfliktu (traumą), mogącą zatrzymać daną strukturę czynnościową5 jednostki w rozwoju. Zaistniały konflikt wymusza reakcje jednostki na daną sytuację, w wyniku czego, w zależności od postawy otoczenia (stymulującej lub wykluczającej), jest to albo wycofanie się z danego typu zachowań, albo wytworzenie zachowań społecznie aprobowanych.
Obydwa wspomniane rozwiązania konfliktu wewnętrznego zakłócają naturalne formy ekspresji, a więc budowania charakteru ze względu na własne pragnienia, a nie formy społecznie akceptowane. Skrajnymi  i chyba każdemu znanymi przykładami takich zachowań mogą być: z jednej strony osoba mająca trudności z wyrażeniem siebie, wycofana społecznie, mająca problemy z dotarciem do innego człowieka, będąca najczęściej ofiarą „silniejszych” jednostek, a z drugiej strony – osoba narzucająca się, usilnie potrzebująca swoistego kontaktu i akceptacji do tego stopnia, że ma się niekiedy wrażenie, że wyrażane przez nią poglądy nie są jej własnymi. Obie strony mają problemy z dotarciem do swych realnych pragnień, a także ukrywają w sobie złość, ze względu na brak uszanowania ich potrzeb w trakcie rozwoju.

Stłumione i wyparte konflikty, ponieważ ukryte przed wzrokiem świadomości, mogą aktywnie wpływać na nasze życie, określając i determinując późniejsze życiowe wybory. W następstwie nieuchronnych powrotów tego, co wyparte (to co wyparte budzi lęk, ale i fascynacje6), dochodzi do notorycznych, wręcz kompulsywnych prób wydobycia przyczyn konfliktu na świat za pomocą mechanizmu przeniesienia7. Przenosimy więc to, co kiedyś nie zostało rozstrzygnięte, na współczesną nam, przypominającą pierwotne zdarzenie, rzeczywistość. Dobieramy więc podobne emocjonalnie osoby, zbliżone sytuacje, by wciąż na nowo próbować rozwiązać zaistniałe w dalekiej przeszłości zdarzenie8. Człowiek (dziecko), poddawany w trakcie rozwoju silnym naciskom zewnętrznym, często nieadekwatnym do jego aktualnych możliwości, i nie mogąc psychicznie ich znieść (rodzice są początkowo dla dziecka jedyną płaszczyzną kontaktu z rzeczywistością9, budowania własnej tożsamości, więc zerwanie z nimi połączenia uczuciowego byłoby jednoznaczne z jej unicestwieniem), musi się od nich zdystansować poprzez wyparcie (swych dążeń i pragnień), z drugiej strony jest niejako skazany na współpracę (rodziców się nie wybiera), aby przeżyć, co tworzy nieunikniony wewnętrzny konflikt. Widzimy więc, że podatność człowieka na agresję może być uwarunkowana czynnikami rozwojowymi, a w każdym razie, że w dużej mierze zależy od pierwszych wzorców relacji, wytworzonych we wczesnym okresie jego rozwoju. Jednostka dojrzewająca w środowisku szanującym  jej granice i możliwości, wzrastająca w poczuciu bezpieczeństwa, jest w stanie wykształcić w sobie mechanizmy, które nie potrzebują naruszać tożsamości innych, by zachować własną.
Człowiek wiedzący, kim jest, nie potrzebuje sobie ani komuś innemu niczego udowadniać, budując przez to swoją wartość, ani też z tych samych powodów szukać akceptacji innych.

Tyle z psychologii10, a więc dziedziny, której jednym z zasadniczych problemów jest dla mnie to, że niewystarczająco rozróżnia, a często łączy, opis z metodą. Zasadniczo o tym, czy opis problemu i jego świadomość u pacjenta może wpłynąć na jego uleczenie, nadal się wiele dyskutuje11. Łatwo jednakże dostrzec, że analiza przyczyn (metody analityczne), oparta z zasady o interpretacje (wyznania pacjentów, świadków itd), jest próbą nadania sensu przy pomocy znanych rozumowi metod (dedukcja, indukcja) tego, co mu było dane. Proces ten, jakże zależny od interpretatorów (obu stron), skazany jest ze swej natury na wiele błędów, wynikających chociażby z problemów komunikacyjnych.

Wbrew analizie

Alternatywne do analitycznego rozwiązania problemu są metody wyjęte z prób obiektywizacji doświadczania (a więc relacji podmiot – przedmiot, czy też przyczyna – skutek), skupiające się na wnikaniu w proces, w uczucie, w przyczynę, ale bez rozróżnienia na jej konkretne formy. Nie chodzi w nich o budowanie w świadomości jedynej właściwej (bo naukowo obiektywnej) odpowiedzi na pytanie „dlaczego do czegoś doszło?”, zgodnie z ustalonym następstwem zdarzeń. Wręcz przeciwnie, będąc z uczuciem, staramy się odebrać mu wszelkie atrybuty, by ostatecznie łącząc się w procesie jego powstawania, rozwiązać konflikt poprzez redukcję jego stron. Wobec braku „przeciwników” zostaje to, co faktyczne, bez względu na to czym ono jest, bez względu na formę. Ma to na celu wyzbycie się targających nami uwarunkowań zaszczepionych w nas w procesie wychowawczym i uniknięciu związanych z tym niepokojów i napięć. Redukcja napięć ma doprowadzić w ostateczności do tego, że nasze reakcje na rzeczywiste bodźce będą pozbawione dodatkowego ładunku emocjonalnego, powodującego z reguły przesadną, nieadekwatną reakcję. Twierdzi się tym samym, że nie można znaleźć pierwotnej przyczyny (lub przyczyn) danego problemu, jako że to, co rozpoznajemy za przyczyny, np. konkretne formy złości (np. złość na matkę), jest już  konkretną reprezentacją, a więc nie emocją (istotą) problemu. Mówiąc jeszcze inaczej, ważne jest zajmowanie się naszą skłonnością do agresji (emocją), a nie jej uzasadnianiem, za które często uznaje się wg tej koncepcji właśnie przyczyny. Aby być jednak wiernym teorii, trzeba przejść do praktyki, z wszystkowiedzącej perspektywy przejść do tego, co nas porusza, nie pozostawia obojętnym. Albowiem bez wewnętrznego poruszenia, bez emocji, pod którą będziemy się mogli podłączyć, nasza praca będzie zawsze i tylko teorią, pustym konceptem.

Programowe niespełnienie

Zacznijmy od tego, co powoduje mój konflikt wewnętrzny, albowiem będąc w nieustannej szarpaninie wewnątrz samego siebie, nie sposób nam będzie zażegnać uzewnętrznienia naszej agresji, dającej tylko przypadkowy (co do celu) upust nagromadzonej frustracji. Zastanówmy się jednak, czy nie jest tak, że moje wieczne niezadowolenie z tego, kim jestem, moje odwieczne próby zmian siebie, powodują we mnie kolejne konflikty? Nigdy nie zdarza się bowiem, że jestem zadowolony z tego, co mam, zawsze jest coś nowego, to co inni osiągają, to czego jeszcze nie posiadam, albo to kim są, a kim ja nie jestem. Ciągle rozrywają mnie pragnienia, by więcej wiedzieć, lepiej wyglądać, być bardziej akceptowanym, odnieść większy sukces życiowy. Kiedy indziej pragnę znów być bardziej cnotliwy, bardziej kochany, być bliżej swych ideałów, mniej zaprzedany- zawsze znajdzie się coś, czego będę chciał. Moje niezadowolenie wciąż karmi się na polu rozdarcia między tym, czego pragnę, a tym, co osiągam, niespełnienie to zatem mój stan notoryczny. Wszystkie wysiłki osiągnięcia wybranego celu dokonywane są z reguły we mnie za cenę wyrzeczeń; podążając w stronę kolejnych pragnień, tracę to, co jest w tej chwili w moim zasięgu, wraz z tym, co już osiągnąłem. Będąc programowo ukierunkowanym, dokonując permanentnej selekcji w drodze do wciąż nowych celów, wybierając, rachując, wartościując, nie daję sobie czasu na dostrzeganie tego, co tuż obok. W efekcie ani nie osiągam swych pragnień, ani nie udaje mi się dostrzec tego, co realnie dostępne.

W więzieniu posiadania

Innym biegunem naszego uwikłania jest często niekończąca walka, którą toczymy o ustanowienie własnej tożsamości poprzez stan posiadania. Bardzo często to, kim jestem, staje się funkcją tego, co mam. Będąc w relacji posiadania z tym, co poza mną, ustanawiam na tej podstawie swoją wartość. Moje odniesienie do otoczenia nie służy przykładowo już tylko potrzebom przemieszczania się z domu do pracy, ma teraz też nową funkcję budowania mojego nastroju. Zgodnie z tym modelem mój stosunek do osób, z którymi się spotykam, również nabiera charakteru własności (jestem zły, gdy zachowują się inaczej niż oczekiwałem, a w dobry nastrój wprowadzają mnie ich komplementy). Moja tożsamość jest zatem uzależniona od tego, co posiadam (czymkolwiek jest to, co posiadam), prosty rachunek wówczas podpowiada nam, że tracąc powiązania z otoczeniem, tracę siebie. Czego się jednak obawiamy?
Obawiamy się tego, że żadne z tych naszych wyobrażeń o sobie nie jest prawdziwe, obawiamy się porzucenia fikcji, z którą żyjemy już tyle lat, a która doprowadziła nas do punktu, w którym właśnie jesteśmy. Faktem jest, że czasem nas ona uwiera, ale ostatecznie mówimy sobie, że jest całkiem wygodna (wystawieni na huśtawkę emocji cierpimy, ale przynajmniej nie jest gorzej). Obawa przed rzeczywistością staje się rdzeniem naszego systemu wartości, a oszukiwanie się jest jego kołem zamachowym. Obnażając fikcję, podważamy zatem świat, który sobie stworzyliśmy, a więc misternie konstruowaną tożsamość. Nie widzimy tego jednak, ponieważ konstrukcja rzeczywistości jest nie tylko naszym dziełem, to również programy naszych przodków, bliźnich, ogólnie cywilizacji, w której przystało nam żyć. Nie wierzysz, że w tym żyjesz?

Pomyśl więc o kimś lub czymś z czym jesteś najbardziej powiązany, co ustanawia twoją pozycję w otoczeniu lub  co zapewnia ci komfort psychiczny bądź materialny. Następnie wyobraź sobie, że już za chwilę to utracisz, już za chwilę nie będziesz nigdy więcej tego widział. Rozpoznaj następnie w sobie reakcję na tę myśl, co poczułeś? Uświadom sobie teraz, czy poczułeś niepokój, podenerwowanie czy też może lęk.
Jeśli doświadczyłeś nieznośności tego stanu, to udało ci się dotrzeć do uwiązania. Jeśli nie poczułeś tego, to spróbuj przypomnieć sobie ostatnią sytuację, w której zagrożony byłeś utratą pracy lub części pieniędzy, która ci się należała. Może to była sytuacja, w której bliska ci osoba postanowiła cię opuścić po twoim przypuszczeniu, że rozwinie się to w coś istotniejszego. Przypomnij sobie, co wówczas czułeś?
Jeśli uchwyciłeś to w sobie, to wiesz już teraz, z czym żyjesz na co dzień, i co cię warunkuje , uświadomiłeś się, czego się obawiasz. Wybierasz więc sobie komfortowe więzienie, bojąc się gwałtowności procesu uwalniania, ponieważ nie wiesz, czego się możesz spodziewać, nie masz pewności, co się stanie. Będąc jednak w zamknięciu swych uwarunkowań, lękając się, że utracisz to, co masz, wytwarzasz pokarm dla złości i agresji. Łatwo tego doświadczysz, gdy ktoś ci będzie próbował zabrać jedną z posiadanych, tak potrzebnych rzeczy.

Wgląd, samozrozumienie i przemiana

Załóżmy zatem, że całkowicie rezygnuję z wysiłku stania się kimś innym, dążeń do ulepszania i poprawiania mojego życia czy też budowania siebie w oparciu o posiadanie. Czy skazany wówczas będę tylko na bierną akceptację tego, co jest, czy też pozostaje jeszcze inne wyjście? Oprócz pracowitego zmagania się ze sobą i światem albo zupełnie biernej akceptacji istnieje jeszcze jedna droga. Jest to droga samozrozumienia. Ona również będzie wymagała wyrzeczeń, jednakże tym razem nie chodzi o to, by stracić coś, a zyskać w zamian coś innego. Nie będzie to kolejne zastępowanie jednego aspektu mojej osobowości innym, bardziej pożądanym. Tym razem zależy nam na całkowitym uwolnieniu się od wszelkich prób zmiany, ale i kontroli, więc i potrzeby przywiązania. Tylko taka postawa może otworzyć nas na coś zupełnie nowego.

Jeśli przyglądając się wówczas sobie, poznając swoje reakcje wobec ludzi i sytuacji, znajdziesz w sobie złość, to bez osądzania i potępiania stań w nią twarzą w twarz, uzyskaj w nią wgląd – twoja obserwacja nie będzie już wówczas perspektywiczna (obserwująca twe życie psychiczne z jakiegoś punktu widzenia), nie będzie od niej oddalona. Jeśli tylko poddasz się, nie będziesz stawiał oporu swej złości, nie będzie jej (oceniając) demonizował, odbierzesz moc temu, z czym walczysz, zrozumiesz ją (uświadomisz ją sobie), ostatecznie staniesz się nią, a ona wówczas ustanie. Bądź jednak świadom, że ponieważ „wszelkie zmiany są gwałtowne, także i ta nie obędzie się bez gwałtu. Jednak gwałtowność natury (jej procesów uzdrawiania) ma w sobie tą wspaniałą cechę, że nie jest ona konsekwencją nietolerancji i nienawiści wobec samego siebie. Tak jak w gwałtownej ulewie znoszącej wszelkie przeszkody nie ma gniewu, tak jak i rybie pożerającej swoje młode potomstwo czy komórkom ciała, które niszczą się nawzajem dla dobra organizmu. Kiedy natura niszczy, nie czyni tego z żądzy niszczenia czy dla zaspokojenia własnych ambicji, ale dlatego, że jest posłuszna tajemniczym prawom, które zapewniają dobro całego kosmosu za cenę życia i dobra poszczególnych części.”12

Świadomość jako cel

Niektórzy ludzie postrzegają świadomość jako szczytowy punkt, stan znajdujący się poza doświadczeniem codziennej chwili, tym, co dostępne tu i teraz. Jest to potraktowanie świadomości jako celu. Jednak świadomość donikąd nie dąży, niczego nie osiąga, ona po prostu jest, wystarczy jej nie przeszkadzać, usunąć to, co ją rozprasza i poddać się jej.

„ To co naturalne jest łatwe do zdobycia, a to, co urojone, z trudem trzeba zdobywać.”

– Epikur (341 – 270 p.n.e.)

1 Logika formalna opiera się na rozumie, a więc dualizmie podmiotu i przedmiotu poznania. Rozum klasyczny uznaje za prawdę zgodność danych poznawczych z rzeczywistością przedmiotu poznania. Jego celem jest uporządkowanie chaosu, panującego w obrębie funkcjonowania rozumu potocznego, czemu ma służyć akceptacja jednoznacznej aksjologii. Punkt wyjścia w procesie poznania stanowi dla rozumu klasycznego doświadczenie zmysłowe poznawanego świata. Podobnie, przez doświadczenie następuje weryfikacja uzyskanych danych poznawczych; patrz: A.Kozyra „Filozofia zen”.

2 Według niektórych nurtów psychologii agresja (łac. aggresio – napaść) to zachowanie ukierunkowane na zewnątrz lub do wewnątrz, mające na celu spowodowanie szkody fizycznej lub psychicznej. Ta definicja pomija popędową (zwierzęcą) część motywów agresji jako wrodzonych człowiekowi, predysponując tym samym stronę behawioralną.

3 Metabolizm energetyczny i informacyjny to pojęcia modelu przyrody ożywionej stworzonego przez A.Kępińskiego (więcej znajdziecie na http://pl.wikipedia.org/wiki/Metabolizm_energetyczno-informacyjny i w wydanych pracach powyższego autora).

4 Celowo, ze względu na obszerność zagadnienia, pomijam tu przyczyny odrzucenia człowieka przez kulturę.

5 Struktury czynnościowe to według A.Kępińskiego wszelkie zachowania i modele rzeczywistości, jakie człowiek wytwarza lub przyswaja.

6 Przykładowo wyparcie dziecięco-młodzieńczej seksualności, ze względu na brak przyzwolenia w otoczeniu, powoduje z jednej strony wycofanie się z własnej seksualności (przed obawą powrotu do wypartych uczuć z sytuacji powodującej traumę), ale i silną nią fascynację (z potrzeby przepracowania, a więc i uwolnienia problemu). Przykład wypartej seksualności wybrałem ze względu na jego siłę wymowy. Notabene popularność, czy też fascynacja pornografią, jest wg wspomnianej teorii wynikiem wyparcia wspomnianych uczuć.

7 Przeniesienie to skierowanie uczuć na osobę, w stosunku do której są one nieadekwatne (np. uczucia synowskie ucznia w stosunku do nauczyciela), za: N.Sillamy, „Słownik psychologii”

8 Przykładowo, młody człowiek odczuwa ze strony nauczyciela wrażenia ucisku lub represji, podobnie jak kiedyś ze strony ojca, jednak teraz może być w stanie zareagować i wyładować pierwotnie stłumioną złość, ponieważ relacja uczeń-nauczyciel nie jest już całkowicie zależną jak relacja syn-ojciec, gdzie małe dziecko nie ma wyboru i musi się wycofać (wyparcie), a następnie poddać rodzica procesowi idealizacji. Wyparcie i idealizacja należą do typowych mechanizmów obronnych, ich funkcją jest zachowanie integralności psychicznej młodego człowieka.

9 Początkowo, jeszcze w fazie prenatalnej, matka jest dla dziecka całym światem (całkowita zależność = symbioza). Fizycznie, bo dostarcza pokarm i egzystuje w jej wnętrzu. Z biegiem czasu, po urodzeniu, zależność zmienia się coraz bardziej na psychiczną, by między pierwszym a drugim rokiem życia umożliwić dziecku pierwsze próby oderwania (raczkowanie i chodzenie), a więc rozpoczęcie budowania własnej tożsamości.

10 Przestawiona przeze mnie psychologiczna interpretacja wywodzi się z nurtów psychoanalitycznych i jest tylko jednym z wielu istniejących sposobów postrzegania zagadnienia agresji, dla mnie jednak aktualnym, bo doświadczonym. Ze względu na obszerność zagadnienia i cel, inne metody pracy z problemami zostały w tym tekście pominięte.

11 Dla mnie metody analityczne są niewystarczające, ciekawym uzupełnieniem są np. metody pracy z ciałem.

12 Anthony De Mello, „Wezwanie do miłości”.

~~

Maciek jest od dawna miłośnikiem filozofii, od paru lat psychologii (opartej na pracy z ciałem oraz nurtów fenomenologicznych), ostatnio odkrywający jogę oraz medytację u Patrycji i Piotra. Joga w Gliwicach i Joga w Zabrzu

O autorze

5 komentarzy

  1. leszek

    Maćku dziękuję za artykuł , piszesz bardzo czytelnie.

    Jeżeli obserwacja nie jest perspektywiczna , to mamy do czynienia z samadhi( moim zdaniem ).

    Zwykły stan umysłu więzi zjawiska , poprzez perspektywiczne postrzeganie. W samadhi zjawiska są puste. Uznając te dwa stany za rzeczywiste , można zrozumieć na czym polega uwalnianie zjawisk.

    Poprzez wgląd , ostatecznie odbieramy zjawisku moc . Stając się zjawiskiem, zjawisko jest całym światem ( wgląd ) , a będąc całym światem , staje się puste.

    Cały świat jest ze swej natury pusty , a poprzez perspektywiczne postrzeganie stwarzamy go.

    Co do samej agresji Twoja analiza jest dla mnie bardzo pomocna , w rozumieniu mechanizmu tworzenia , jak i uwalniania.

    Pozdrawiam

    Odpowiedz
  2. Maciej

    Dzięki za dobre słowo Leszku.

    Co do samadhi to nie jestem ekspertem, aczkolwiek twój opis oraz te które znam, dają mi jakieś przeświadczenie tego czym ono jest, lub lepiej czym nie jest.
    Nie wiem czy samadhi może mieć naturę bytu (nie twierdze że to postulujesz), czyli może być w jakikolwiek sposób (roz)poznawalne, , jak słusznie zauważyłeś to nie o perspektywę, (roz)różnienie chodzi, dlatego piszę często językiem emocji, które ze swej natury żyją, mówiąc filozoficznie – dzieją się, kłębią się w naszych zakamarkach by wykluć się ostatecznie pod płaszczykiem intelektu. Staram się przez to choć otrzeć o to co żywe, tak przybliżając do tego co nieuchwytne rozumem.
    Mam też świadomość różnych tradycji opisu tych zjawisk, do czego może w którymś z następnych tekstów nawiążę.
    Pozdrawiam serdecznie

    Odpowiedz
  3. Maciej Wielobób

    Maćku, nie mylmy samadhi z wyzwoleniem z cierpienia / oświeceniem itp. Odsyłam tu do Jogasutr Patańdżalego. Samadhi jest po dharanie (koncentracji) i dhyanie (medytacji) kolejnym etapem samyamy (praktyk koncentracyjno-medytacyjnych) i samo w sobie ma kilka etapów. Stan kaivalyi, który prowadzi do uwolnienia się od swoich uwarunkowań i co za tym idzie uwolnienie się od cierpienia, jest niejako wywoływany przez ostatnie stadium samadhi, w którym nie istnieje już przedmiot koncentracji, a jedynie samskara powściągnięcia (wrażenie spokoju umysłu). Natomiast samo samadhi, szczególnie niższe jego etapy, jest jak najbardziej dotykalnym etapem medytacji. Pozdrawiam i gratuluję kolejnego dogłębnego artykułu 🙂

    Odpowiedz
  4. Maciej

    Wiedziałem że nie powinienem się wypowiadać na temat samadhi 🙂
    A tak na serio to jak najbardziej, lektura Patańdżalego jest jeszcze przede mną, więc z pokorą przyjmuję uwagi obydwu komentatorów.
    Pozdrawiam

    Odpowiedz
  5. Beata

    Witam,
    zdaniem Marshalla Rosenberga, amerykańskiego psychologa, twórcy metody komunikacji “Porozumienie bez Przemocy, przyczyną złości jest NASZE myślenie. Zakładamy, że my lub inna osoba coś „powinna” lub „coś się nam należy”. To nasze osądy, przeświadczenia, etykietki, jakie nadajemy ludziom, stoją za gniewem.
    W duchowym wymiarze cytując Eknatha Easwarana można powiedzieć: “Istnieją 3 rodzaje przemocy: 1) poprzez nasze uczynki,2) poprzez nasze słowa, 3) poprzez nasze myśli. Korzeniem wszelkiej przemocy jest świat myśli, dlatego też trening umysłu jest tak istotny”.
    Ponieważ złość od agresji dzieli kilka kroków – zapraszam do przeczytania mojego wpisu “Kiedy złość znika”:)
    http://beatakoscielniak.com/2011/07/24/czemu-sie-zloscimy/
    pozdrawiam:)
    Beata

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź Maciej Wielobób Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.